Marcin Mortka "Miasteczko Nonstead" - recenzja
Dodane: 30-09-2012 14:42 ()
Marcin Mortka - dotychczas znany głównie z historii fantasy – postanowił sięgnąć po grozę w amerykańskim stylu. I, mówiąc krótko, wyszło mu to nad wyraz dobrze.
Główny bohater, Nathaniel McCornishe, postanawia odpocząć od nagłej i zupełnie niespodziewanej kariery pisarskiej. Jego debiutancki zbiór opowiadań sprawił, że stał się najbardziej pożądanym pisarzem. Jednak, dla niektórych, opowieści z „Szeptów” okazały się zbyt sugestywne i jeden z czytelników popełnił samobójstwo. To wszystko spada na pisarza nagle. Sytuacja zupełnie go przerasta, przytłacza i zmusza do ucieczki. Trafia do małej mieściny w okolicach Nowego Jorku (przyp. aut. --> w Stanach 300 km to okolica) - założonej dawno temu przez norweskich osadników miejscowości Nonstead.
Tytułowe miasteczko to doskonały przykład literackiej kreacji amerykańskiej prowincji. Ma dwa markety, mały posterunek policji z szeryfem o przerośniętym ego, szkołę, kościół i dom starców. Czyli wszystko, co amerykańska mieścina mieć powinna, by funkcjonować. Nasz bohater trafia właśnie tam, bowiem jest to ostatnie miejsce, w którym był szczęśliwy, spędzając romantyczne chwile ze swoją dziewczyną, Fioną. Która, notabene, odeszła od niego w dziwnych okolicznościach, chwilę po wydaniu książki. Nathaniel zamierza odpocząć, przemyśleć kilka spraw i przeczekać cała burzę, jaka rozpętała się w jego życiu...
Ale nic nie jest takie proste w życiu, jak byśmy chcieli, prawda? Bowiem miasteczko Nonstead ma swoje mroczne tajemnice, a odkrywanie ich jest bardzo niebezpieczne...
Mortka wykorzystuje w powieści klasyczne, może nawet trochę ograne motywy, jak demoniczna chata w głębi lasu, stare miejscowe legendy, tajemnicze telefony, księdza kryjącego mroczny sekret, a nawet martwego kota. Do tego nastrojowa (dla horroru) aura, którą jest prawie bezustanny deszcz lub mżawka. Niby wszystko już znane, niby wszystko przerobione wiele razy w licznych powieściach, a jednak u Mortki potrafi zaskoczyć, zaintrygować i sprawić, że od książki nie sposób się oderwać.
Powieść czyta się świetnie i mimo pewnych fabularnych niedociągnięć wątki w miarę dobrze się domykają, a całość jest na tyle spójna, na ile powinna. Owszem, można by się czepiać, że fabuła za sztampowa, że nie każdy wątek ostatecznie wyeksploatowany, że miejscami jest fabularny zamęt. Ale wnioski te nasuwają się dopiero po lekturze. W trakcie czytania nie mamy czasu na analizę, bo pochłania nas strach, jaki kryje się w miasteczku Nonstead, sprawiając, że nie możemy oderwać oczu od stron książki.
Widać, że Mortka zafascynowany jest Kingiem i że to twórczość Króla właśnie była dla niego główną nauczycielką powieści grozy. Zresztą, sam autor tego nie ukrywa, otwarcie puszczając oko do czytelnika i wspomina dzieła Amerykanina.
Jednak powieść Mortki ma jedną wyższość nad twórczością Kinga – może nie jest tak doskonale dopracowana, ale jest przede wszystkim bardziej dynamiczna i nie nudzi tak, jak momentami wiele dzieł mistrza horroru. Owszem, przed autorem zapewne jeszcze daleka droga do takiego poziomu pisarstwa, jaki reprezentuje Stephen King, jednak swoją historię Marcin Mrotka stworzył o wiele lepiej niż wielu współczesnych amerykańskich autorów. Wiadomo, Polak potrafi. I nawet „amerykańską powieść” napisze równie dobrze, co pisarze zza wielkiej wody. A może nawet lepiej?
Korekta: Spider, Kilm
Tytuł: Miasteczko Nonstead
Autor: Marcin Mortka
Wydawca: Fabryka Słów
Data wydania: 27 stycznia 2012
Oprawa: miękka
Stron: 304
Format: 125x195 mm
ISBN: 978-83-7574-613-6
Cena: 34,99 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za przesłanie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus