"Ted" - recenzja

Autor: Maciek Poleszak Redaktor: Motyl

Dodane: 13-09-2012 21:17 ()


Niegrzeczny miś. Bardzo.

Wygląda na to, że w życiu każdego twórcy ściśle związanego i kojarzonego z telewizją nadchodzi ten moment, w którym pojawia się chęć zawojowania ekranów kinowych. Seth MacFarlane mógłby spokojnie do końca życia klepać kolejne odcinki "Family Guy", "American Dad" oraz gromadki potencjalnych spin-offów, żyjąc w błogim spokoju i nie martwiąc się o przyszłość. Jednak pełny metraż to pełny metraż i świadomość tego faktu działa na ambicję. I w ten oto sposób do kin zawitał pyskaty, wulgarny i mało poprawny politycznie pluszowy misiek. Nie bacząc na to czy widzowie są na niego gotowi.

"Ted" zaczyna się jak puszczany w świąteczne popołudnia film familijny z oczywistym od pierwszych minut seansu morałem. Nawet głos narratora zaznajamiający nas z głównym bohaterem brzmi znajomo i ciepło (Patrick Stewart!). A główny bohater, jak to w tego typu historiach bywa, nie ma łatwego życia. Przede wszystkim brakuje mu przyjaciół, więc kiedy pod choinką znajduje pluszową zabawkę, jego największym pragnieniem jest, aby ta ożyła i towarzyszyła mu do końca życia... co staje się faktem. Prawie 30 lat później John (bo tak właśnie na imię miał chłopak) ma własne mieszkanie, niezbyt ciekawą pracę i kochającą dziewczynę. I wszystko byłoby zachowane w zupełnej normie, gdyby w każdy aspekt jego życia nie wpychał się pluszak, który dobrze pamięta obietnicę złożoną mu przed laty.

MacFarlane nakręcił film o dorastaniu. Grana przez Marka Wahlberga postać, pomimo ponad trzydziestki na karku, to tak naprawdę nadal duże dziecko, a odzywający się głosem samego reżysera misiek jego dzieciństwo symbolizuje. Tutaj tak naprawdę tkwi największa wada filmu - po przeczytaniu tylko poprzedniego zdania i uruchomieniu minimalnych pokładów wyobraźni można uformować sobie w głowie wyraźny obraz, jaki "Ted" może być. I niestety taki właśnie jest. Wyciśnięty z foremki scenariusz nie zaskakuje dosłownie niczym, a rozwój relacji między trójką głównych bohaterów przebiega w najbardziej standardowy i oklepany sposób. Znalazło się nawet miejsce na obowiązkowy etap nieporozumienia i konfliktu kończący drugi akt. I tak, jak zazwyczaj w tego typu przypadkach bywa - na kilka ładnych minut film się zatrzymuje i zaczyna przynudzać.

Jeśli ktoś miał choćby minimalny kontakt z którymkolwiek odcinkiem "Głowy rodziny" szybko domyśli się, że to nie dłuższe, misternie formułowane historie są sednem twórczości MacFarlane'a. "Family Guy" słynie z przepełnienia często abstrakcyjnym humorem i losowymi gagami wrzucanymi w akcję odcinka czasami trochę na siłę. Obiektem żartów ze strony chociażby twórców "South Parku" stały się zwyczajowe zagrywki typu "a pamiętacie kiedy...", po których następuje montażowa dygresja i trwający maksymalnie kilkanaście sekund dowcip. "Ted" kilkukrotnie ucieka się do takich trików (zresztą z bardzo dobrym efektem), ale wplata również mnóstwo gagów i zabawnych scen do "treści właściwej" filmu. I w tym właśnie miejscu inwencja twórcza Setha-scenarzysty po prostu błyszczy. Czasem trafi się jakieś potknięcie, w stylu mało subtelnego nawiązania do jakiegoś filmu lub osoby, a przez "mało subtelne" rozumiem sytuację, w której film łapie widza za poły i wrzeszczy mu prosto w twarz tytuł lub nazwisko, ale całe szczęście tylko czasem.

Powiedzieć, że humor zaprezentowany w tym filmie jest niskich lotów to mało. On zarył w ziemię już dawno temu, a w chwili obecnej zajmuje się kopaniem drugiej nitki warszawskiego metra. Jest to jednak jednocześnie humor w tak przewrotny sposób błyskotliwy i "działający" na widza, że trudno nie wybuchać co chwila salwami śmiechu. Nawet jeśli z perspektywy czasu miałoby nam być z tego powodu głupio. To trochę jak ze "Sprzedawcami" Kevina Smitha, w których pewien słynny dialog przebiega następująco: "Moja dziewczyna obciągnęła 37 kutasów", żali się Dante. "Pod rząd?", ze szczerym zdumieniem pyta jakiś losowy klient. To zbyt dobre, żeby było dziełem zwykłego prostaka. I dokładnie taki jest też "Ted". Jeden z moich najlepszych seansów kinowych w tym roku, podczas którego śmiech widowni od czasu do czasu zagłuszał kompletnie dialogi. Ja również miałem w tym swój udział.

8/10

 

PS. Ponadto w filmie jedną z dalszoplanowych ról gra Giovanni Ribisi, jakiego nie znacie. Patrzy się na niego z fascynacją pomieszaną z przerażeniem.

 

Tytuł: "Ted"

Reżyseria: Seth MacFarlane

Scenariusz: Seth MacFarlane, Alec Sulkin, Wellesley Wild

Obsada:

  • Mark Wahlberg
  • Mila Kunis
  • Seth MacFarlane
  • Joel McHale
  • Giovanni Ribisi
  • Patrick Warburton
  • Matt Walsh
  • Jessica Barth
  • Patrick Stewart (narrator)
  • Norah Jones
  • Tom Skerritt

Muzyka: Walter Murphy

Zdjęcia: Michael Barrett

Montaż: Jeff Freeman

Scenografia: Stephen J. Lineweaver

Kostiumy: Debra McGuire

Czas trwania: 106 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus