Spec Ops: The Line - recenzja
Dodane: 25-08-2012 18:53 ()
Korekta: Motyl
Wakacje trwają w najlepsze, pora więc pomyśleć o jakimś wypoczynku. Góry i morze są niezłe, ale obecnie dość już oklepane. Może więc wybrać się na wycieczkę do Dubaju, krainy niesamowitych wieżowców i naprawdę dobrego jedzenia? Pomysł niezły, ale nie należy zapomnieć o zabraniu broni. I granatów. Kamizelki... oraz mocnej psychiki.
Kilka słów prawdy
Wyjaśnijmy sobie coś od razu na początku - Spec Ops: The Line pod względem mechaniki nie wyróżnia się za bardzo spośród innych tego typów shooterów, nastawionych na krycie się i ostrzeliwanie zza osłon. Nie wprowadza do rozgrywki żadnych nowatorskich rozwiązań (no, może poza jednym, ale o tym później), a samo strzelanie i krycie się mogło zostać w kilku miejscach zaprojektowane znacznie lepiej. Jednakże produkcja panów ze studia Yager ma w sobie coś zupełnie innego, co sprawia, że jest to gra warta zachodu - mowa tu o niesamowitej fabule, która chociaż czasami może wydawać się nielogiczna i mało spójna, porusza tematy dość ciężkie, stawiając gracza przed trudnymi wyborami. Dopełnieniem tego wszystkiego jest zakończenie (a raczej kilka różnych jego wersji), które spina całość i wprawia w chwilę zadumy.
Wszystko zaczyna się w momencie, gdy cykl potężnych burz piaskowych odcina Dubaj od reszty świata. Na pomoc cywilom zostaje wysłany 33 batalion, na czele którego stoi pułkownik Konrad - amerykański bohater i wyśmienity dowódca. Jednakże misja ratunkowa kończy się całkowitym fiaskiem, gdy kontakt z oddziałem Konrada zostaje przerwany. Ostatnie meldunki mówią o ogromnych stratach w ludziach i chaosie panującym w mieście. Niedługo potem Amerykanie wysyłają zwiad, który ma rzucić trochę światła na całą sprawę. Jednakże już pierwszy obraz, który ukazuje się oczom nowoprzybyłych świadczy o tym, że w mieście dzieje się naprawdę źle - na wpół zasypane wieżowce, walczący cywile, masowe groby świadczące o niedawnych egzekucjach robią naprawdę spore wrażenie.
Gracz wciela się w kapitana Walkera, dowodzącego grupą złożoną z jeszcze dwóch żołnierzy - Lugo i Adamsa. I chociaż żadnym z dwojga nie można kierować bezpośrednio, są oni nieodłączną częścią rozgrywki nie tylko jako wsparcie ogniowe, ale jako część fabularna. To z nimi przyjdzie nam rozmawiać przez większość czasu i to na nich będą wpływać decyzje, jakie będzie podejmował gracz w trakcie przygody - i chociaż decyzje nie zawsze będą wydawać się ciężkie dla gracza, to nasi protegowani będą bardzo emocjonalnie na nie reagować. Jeśli ktokolwiek zapoznał się z książką Josepha Conrada „Jądro ciemności" lub filmem Coppoli na jej podstawie - „Czas apokalipsy", na pewno nie będzie zawiedzony grając w Spec Ops: The Line. Fabuła gry spokojnie mogła by posłużyć jako scenariusz do filmu.
Amunicja niczym krople wody na pustyni - liczy się każdy nabój
Mechanizm rozgrywki jest dość prosty. Kierując kapitanem Walkerem obserwujemy akcję z perspektywy trzeciej osoby. Na wyposażeniu możemy mieć jednocześnie dwie bronie i kilka granatów. To co cieszy, to duże zróżnicowanie oręża - amator broni palnej znajdzie tu coś dla siebie. Każdy przeciwnik pozostawia po sobie broń oraz trochę amunicji, więc jest w czym przebierać. Zwłaszcza, że naboje kończą się tu szybko, a nie zawsze przeciwnicy posiadają ten typ amunicji, który akurat jest nam potrzebny. Nie raz zdarzało mi się, że byłem całkowicie bezbronny - na szczęście towarzysze zawsze służyli pomocą. Taki stan rzeczy wymusza na graczu dokładniejsze celowanie i liczenie się z każdą sztuką amunicji - dzięki temu wrażenia z rozgrywki nabierają dodatkowego smaczku i poczucia zagrożenia.
Najważniejszą rzeczą podczas wymiany ognia w SO, jest krycie się za osłonami. Bez tego długo się tutaj nie pożyje. Należy jednak pamiętać, że niektóre osłony nie dają stałej ochrony - większość z nich jest podatna na zniszczenia i w momencie, gdy przeciwnicy wyciągają mocniejsze argumenty, należy się zacząć szybko przemieszczać. Nie powiem, dodaje to większego dynamizmu rozgrywce i sprawia, że trzeba szybko myśleć w ferworze walki. Jednakże czasami postać gracza potrafi odkleić się przez przypadek od osłony, co najczęściej kończy się widokiem ekranu ładowania. Na szczęście problem ten występuje rzadko, więc aż tak często człowiek nie zgrzyta zębami.
Innym problemem za to czasem są kompani. W niektórych sytuacjach można im wydawać proste, kontekstowe rozkazy jak np. przyduszenie przeciwnika ogniem, zarzucenie granatami czy wyeliminowanie konkretnego niemilca, jednakże najlepiej walczą na własną rękę, nie niepokojeni przez gracza. Należy jednak zaznaczyć, że mają swoje momenty, gdy ni z tego ni z owego strasznie wyrywają do przodu albo nieumiejętnie chowają się za osłonę. Wtedy najczęściej kończy się to ich powaleniem - ale zanim umrą, gracz ma jeszcze kilka sekund, aby podbiec samemu i postawić ich na nogi lub też wydać drugiemu kompanowi rozkaz podniesienia kolegi. Problem w tym, że w większości przypadków padają w takim miejscu, że próba uratowania ich kończy się śmiercią swoją albo kompana. Problem pojawia się też niekiedy, gdy jakiś wróg zajdzie nas od tyłu - towarzysze broni mają niesamowitą zdolność do ignorowania takiego zagrożenia.
Najciekawszym elementem rozgrywki jest z pewnością piasek. Oprócz roli fabularnej ma tu również spore znaczenie taktyczne. Zostałeś przyduszony ogniem przez wroga? Poszukaj tafli szkła, za którą nagromadziła się ta sypka substancja - na pewno pomoże ci oczyścić pole bitwy. Idzie burza piaskowa? Widoczność kiepska? Nie martw się, przeciwnik również jest ślepy jak kret a jego reakcja wolniejsza. Masz trochę granatów? Rzucaj, nie tylko zabijesz paru wrogów, ale wzbijesz chmurę piasku, która posłuży za osłonę.
Złote piaski pustyni
Graficznie jest naprawdę nieźle. Modele postaci są dość szczegółowe, natomiast sama sceneria zniszczonego Dubaju robi wrażenie. Dużą zaletą jest mocne zróżnicowanie lokacji nawet pomimo tego, że niektóre z nich wyglądają bardziej na zapchajdziury pomiędzy kolejnymi, ważniejszymi etapami. Nie wszystkim mogą się spodobać za to okropności wojny, jakie prezentują twórcy - widoki są dość nieprzyjemne i potrafią wywołać wyraz obrzydzenia na twarzy. Jednakże należy pamiętać, że jest to jedynie środek do podkreślenia wewnętrznych zmian, jakie przez całą rozgrywkę zachodzą w bohaterach i to, jaki mają wpływ na ich psychikę. Klimat w SO jest naprawdę ciężki, ale to właśnie jego największa zaleta.
Z trybu multiplayer ucieszą się zapewne ci, którym rozgrywka w trybie jednoosobowym przypadła do gustu, a którzy lubią dodatkowo konkurować z innymi. Twórcy oddali do dyspozycji graczy pięć klas postaci, które można modyfikować. Wraz z kolejnymi sukcesami w rozgrywce, gracze uzyskują dostęp do nowych broni, wyposażenia, perków czy trybów gry. Na początku dostępne są Deathmatch, Team Deatchmatch oraz Objectives, jednakże z czasem uzyskuje się dostęp do ich poszczególnych odmian.
Niczym piasek w klepsydrze
Spec Ops: The Line to zdecydowanie gra warta uwagi. Kupując ją dostajemy nie tylko szybką i satysfakcjonującą rozgrywkę, ale również głęboką i dającą mocno do myślenia fabułę. Możliwość ukończenia gry na kilka różnych sposobów (warto poczekać po napisach końcowych) jest dodatkowym atutem, który z pewnością zachęci do ponownego przejścia tego tytułu.
Moja ocena: 8/10
Testowano na: PC
comments powered by Disqus