„O-bi, o-ba: Koniec cywilizacji” – recenzja
Dodane: 11-08-2012 18:15 ()
Przenikliwość w ujmowaniu problematyki społecznej połączona z umiejętną reżyserią i talentem inscenizacyjnym to znaki markowe kina Piotra Szulkina. Jego „O-bi, o-ba: Koniec cywilizacji” stanowi nad wyraz udany przykład zrealizowania filmu łączącego w sobie dramat obyczajowy z elementami fikcji naukowej.
Akcja filmu ukazuje nam świat po wielkim, globalnym konflikcie jądrowym. Po tym wydarzeniu naturalne środowisko dla rozwoju życia uległo skażeniu, a liczba ludności została zaś zredukowana do niecałego tysiąca osób. Tym samym szanse na przetrwanie ludzkości stanęły pod wielkim znakiem zapytania. Jedynym miejscem, które gwarantuje względne i czasowe bezpieczeństwo jest betonowa konstrukcja umiejscowiona na górskich szczytach pokrytych warstwami lodu. Ocalali muszą przystosować się do nowych warunków trudnej egzystencji. W chwilach zwątpienia i braku nadziei, symbolicznym wybawieniem staje się wiara w mityczną arkę – kosmiczny statek mogący dać oczekiwany ratunek. Czy mimo wszystko ludzie mogą liczyć na uratowanie? Sytuacja zaczyna się komplikować zwłaszcza, że dotychczasowe schronienie ulega stopniowemu zniszczeniu…
Głównym bohaterem tej postapokaliptycznej opowieści jest Soft (Jerzy Stuhr). Pełniąc rolę nadzorcy konserwacji podniszczonego schronu jest on także obserwatorem codziennego życia jego mieszkańców. Poprzez osobę protagonisty poznajemy świat ocalałych. Miejsce, w którym najwyższą wartością jest chwilowa przyjemność i zaspokojenie doraźnych potrzeb. Produktem deficytowym są zaś niektóre towary spożywcze. Szulkin ukazuje w jaki sposób dręcząca niewygoda może sprowokować ludzi do zwierzęcych zachowań - walki o pożywienie, walki o przeżycie.
Opisywanego filmu nie powinno się zaliczać jedynie do podgatunku kina katastroficznego. Pomimo tego, że historia zaprezentowana w fabule zawiera w sobie komponenty właściwe przy opowiadaniu o destrukcji czy upadku cywilizacji na skutek globalnej katastrofy, jest to raczej jej symboliczny koniec. Zgodnie z tytułem, koniec cywilizacji, ale także, a może przede wszystkim, koniec ludzkiej wspólnotowości. Wzajemnego zaufania i szacunku dla drugiego człowieka. Wszechobecny nihilizm, chaos, rozboje czy kradzieże – to rzeczywistość z jaką muszą zmierzyć się bohaterowie filmu.
Niewątpliwym walorem filmu Szulkina jest jego strona wizualna. Elementy scenografii odtwarzają warunki jakie mogłyby panować w podniszczonym schronie atomowym. Sponiewierane rzeczy codziennego użytku są jednym z materialnych wskaźników schyłku minionej cywilizacji. Kolorystyka całości utrzymana w błękitnych, lodowych barwach potrafi wywrzeć w odbiorcach poczucie doświadczenia przenikliwego chłodu utrudniającego funkcjonowanie społeczności.
W „O-bi, o-ba: Koniec cywilizacji” możemy zaobserwować codzienne życie ocalałych naznaczone pytaniami. Pytaniami o to, co może zdarzyć się kolejnego dnia. Strach przed nadchodzącą katastrofą jest katalizatorem całej gamy ludzkich zachowań. Jedni, jak Spekulant (Marcin Troński), pragną ubić jak najlepszy interes na sprzedaży popularnych produktów. Inni, jak Gea (Krystyna Janda), postanawiają cieszyć się każdą nadchodzącą, być może ostatnią, chwilą w swoim życiu. Najciekawiej w tym wszystkim usytuowana jest postać Softa, którego egzystencjalne rozważania nadają całości obrazu filozoficzny wymiar.
Nie da się ukryć, że dzieło Szulkina to także opowieść, która w nieco zawoalowany sposób opowiada o relacjach panujących pomiędzy jednostką, a władzą. Film został stworzony pod koniec PRL-u, niemniej tematyka, która jest w nim podejmowana przypomina nam o kinie moralnego niepokoju. Problematyka skupiająca się na postaci samotnego bohatera walczącego z systemem, jego wewnętrzny tragizm i rozdarcie pomiędzy własną wygodą, a walką o lepsze jutro, to także elementy wpisane w film „O-bi, o-ba: Koniec cywilizacji”.
Warto nadmienić, że w owym filmie wystąpiła cała plejada znakomitych polskich aktorów. Oprócz Jerzego Stuhra i Krystyny Jandy na ekranie możemy zaobserwować również grę Jana Nowickiego (Inżynier), Krzysztofa Majchrzaka (Smutny) czy niezapomnianego Marka Walczewskiego (Szef Softa).
„O-bi, o-ba: Koniec cywilizacji” to ambitna próba poruszenia tematów zgoła codziennych wpisanych w kontekst historii apokaliptycznej. Wiara w mit o ocaleniu drugiego człowieka czy własną rolę w społeczeństwie czynią z tej produkcji nad wyraz interesujące dzieło sztuki. Film Piotra Szulkina stanowi swoistą perełkę w polskiej kinematografii. Rzadko kiedy nasi rodzimy twórcy decydują się ubrać interesującą opowieść obyczajową w szatę kina science-fiction.
Tytuł: „O-bi, o-ba: Koniec cywilizacji”
Reżyseria: Piotr Szulkin
Scenariusz: Piotr Szulkin
Obsada:
- Krystyna Janda
- Jerzy Stuhr
- Leon Niemczyk
- Mariusz Benoit
- Elżbieta Zającówna
- Henryk Bista
- Włodzimierz Musiał
- Marcin Troński
- Marek Walczewski
- Jan Nowicki
Muzyka: Jerzy Satanowski
Zdjęcia: Witold Sobociński
Montaż: Elżbieta Kurkowska
Scenografia: Alfred Wysocki
Kostiumy: Ewa Krauze, Małgorzata Komorowska
Czas trwania: 85 minut
comments powered by Disqus