„Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 30-09-2012 21:04 ()


Miało być tak pięknie, a skończyło się jak zawsze. „Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa” niebezpiecznie zbliżył się do dna polskiej kinematografii, która z roku na rok, poza nielicznymi wyjątkami, nie jest w stanie dostarczyć dobrego filmu niebędącego wymagającym dramatem.

Sytuacji nie zmieni także ekranizacja powieści Rafała Kosika. Infantylna, nakręcona bez polotu i pomysłu produkcja razi przede wszystkim słabym scenariuszem, kiepskimi dialogami, całkowitym brakiem humoru, nie wspominając już o aktorstwie z pogranicza serialowej mizerii.  

Jako że jest to ekranizacja drugiego tomu poczytnego cyklu (Polska to zaiste dziki kraj, gdzie wszystko robi się na odwrót), widz nie zaznajomiony z literackim pierwowzorem od razu zostanie rzucony na głębokie wody. Nie dowie się kim są bohaterowie obrazu, ponieważ twórcom nie przeszło nawet przez myśl, że warto byłoby zrobić stosowny wstęp do właściwej historii. Początek przypomina skrzyżowanie podróbki „Harry’ego Pottera” z „Little Shop of Horrors”. Akcja obrazu przenosi nas do szkoły, gdzie uczniowie są świadkami ataku krwiożerczej rośliny. Potem wyjeżdżają nad morze na wakacje, aby tam odwiedzić tajną poniemiecką bazę i odnaleźć broń, która mogła zmienić oblicze drugiej wojny światowej. Przypadkowo uruchomione urządzenie – ubogi klon gwiezdnych wrót - sprawia, że troje nastolatków rozpoczyna mało emocjonującą podróż w czasie i przestrzeni.

Nie ulega wątpliwości, że młodzieżowa seria o przygodach Felixa, Neta i Niki posiada potencjał do przeniesienia jej na celuloid. Niestety, jak to w nadwiślańskim kraju bywa, nawet najlepsze pomysły, a w filmie jest ich kilka, mogą zostać stłamszone przez nieudolną realizację. Powiedzmy sobie szczerze, fabuła bazuje na schematach, na porządku dziennym są sceny, z których nic nie wynika, a dialogi niekiedy obrażają inteligencję widza. Montażysta "ciął" ile miał pary w rękach, a operator kamery najwyraźniej na czas kręcenia filmu wziął sobie wolne i pojechał na wczasy... w góry. Niekiedy mówi się, że z chaosu może narodzić się arcydzieło, w niniejszym przypadku mamy do czynienia z potworkiem, z którego czym prędzej chce się czmychnąć do innej bajki.

Nad aktorstwem nie ma się co rozwodzić, bo takowego w obrazie nie uświadczycie. Odtwórcy ról wypadają nieprzekonująco, wypowiadając sztuczne kwestie, bądź też nie radząc sobie z ich zapamiętywaniem. Widać, że w rodzimych realiach nie praktykuje się prowadzenia młodych, niedoświadczonych aktorów, tudzież robi się to bez należytego zaangażowania. 

W produkcji znalazły się też sceny, które niezamierzenie wywołują uśmiech na twarzy, mimo że humor jest tu towarem deficytowym. Turystka z Polski, będąc na środku Tamizy, majaczy coś o Wiśle. Nie wiem czy był to celowy dowcip, ale jeśli tak, to udowodnił, że Polacy nie potrafią odróżnić Wisły od Tamizy. Mimo wiszących swastyk oraz portretów Hitlera, gimnazjalistom zajmuje ogrom czasu zorientowanie się, że znajdują się w przeszłości. Zawsze mogło być gorzej, przecież mogli w ogóle nie odgadnąć do jakiego roku trafili. Strzałem w przysłowiową stopę było również osadzenie części zdjęć w latarni morskiej, która wiosną gościła emerytowanych nazistów z przygód niejakiego Kapitana Klossa. Najwyraźniej to jedyny taki obiekt nad morzem, gdzie można było nakręcić film. Obrazu nie ratuje też kilka efektów specjalnych, które w kinie zadomowiły się dobre dwie dekady temu, a ukazanie czterowymiarowej rzeczywistości w postaci rozmytych, czarnych smug inaczej niż kpiną nazwać nie można. 

Reasumując, przygody Felixa, Neta i Niki powinny zostać tam, gdzie ich miejsce, czyli na kartach powieści Rafała Kosika. Biorąc pod uwagę możliwości polskiej kinematografii, topiącej miliony dolarów w historycznych gniotach kręconych ku pokrzepieniu serc pokolenia doby komunizmu, na co najmniej przyzwoite kino przygodowe będzie nam trzeba poczekać jakieś pięćdziesiąt lat. Pozostaje wszystko zaorać i posadzić na nowo. Niestety bez super nawozu, bo może on tylko popsuć końcowy efekt. 

4/10

Tytuł:  „Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa”

Reżyseria: Wiktor Skrzynecki

Scenariusz: Wiktor Skrzynecki, Rafał Kosik

Obsada:

  • Adam Woronowicz
  • Jakub Bohosiewicz
  • Klaudia Łepkowska
  • Maciej Stolarczyk
  • Kamil Klier
  • Cezary Pazura

Muzyka: Cezary Skubiszewski

Zdjęcia: Grzegorz Kędzierski

Montaż: Bartosz Karczyński

Kostiumy: Dorota Roqueplo

Czas trwania: 102 minuty

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus