„Iron Sky” - komedia czy moralitet…

Autor: Marcin "Indiana" Waciński Redaktor: Saimar

Dodane: 16-07-2012 13:55 ()


To pytanie tłukło mi się po głowie, kiedy na ekranie pojawiły się napisy końcowe. Odpowiedź będzie złożona, bo to dość trudny film, a uważam, że reżyser- Timo Vuorensola nie tylko chciał wykpić nazizm, który dalej w niektórych kręgach pozostaje popularny, ale tez pokazać jak cienka jest granica między naszym światem zachodniej cywilizacji i… wyimaginowanym reżimem księżycowej IV Rzeszy. Czy metody, jakimi posługują się współczesne kraje, by zaspokoić potrzeby obywateli – wyborców tak dalece różnią się od tych, jakie stosują naziści…

W pierwszej chwili wydaje się, że oglądamy początek dobrego filmu sensacyjnego- amerykańska misja księżycowa wysłana przez pierwszą kobietę- prezydenta, ucharakteryzowana na słynną Sarę Pallin osiąga srebrny glob. No i już widać, że nie zabraknie akcentów komediowych- bo po co kapsuła ma mieć opuszczane banery z postacią ubiegającej się o reelekcje pani prezydent. Jak wiadomo, podbojem kosmosu rządziła polityka, tak jest i teraz, bo tajemniczy hel-3 to wszak szansa na pokonanie wiecznego deficytu energii a pod skorupą naszego satelity, mają kryć się pokłady owego superpaliwa. Oczom astronautów ukazuje się zatem ukryta na ciemnej stronie księżyca, ogromna, odkrywkowa kopalnia i zakłady przetwórcze oraz zbiorniki owego helu-3. Opisane pięknym gotykiem instalacje, wielkie ciężarówki i koparki nie pozostawiają wątpliwości, kto jest gospodarzem owej kopalni. No i oto pierwsza popkulturowa kalka, w postaci nieśmiertelnego niemieckiego żandarma z okresu II wojny światowej. Ma tylko szczelnej dopięty płaszcz- raczej z tworzywa sztucznego niż skóry. Twarz zakrywa mu maska wykorzystywana przez obsługę wyrzutni V-2 a w ręku znany nam z filmów i komiksów pistolet maszynowy MP…

I tu można by sobie zadąć pytanie — zaraz skąd naziści na księżycu aresztujący jednego z astronautów, drugi ginie zastrzelony z… Mausera… Czyli już nie komedia, ale film sensacyjny, bo są pierwsze ofiary…

W internecie jest sporo materiałów mówiących o dość zaawansowanej niemieckiej technologii wykorzystywanej podczas II wojny światowej w bardzo różnych celach. Wiemy o mrożących krew w żyłach eksperymentach doktora Mengele, ale i pioniera lotów na dużych wysokościach Strugholda czy pracach von Brauna, którego rakiety najpierw skutecznie niszczyły Londyn, by po wojnie umożliwić Amerykanom postawienie stopy na Srebrnym Globie... Historia bywa przewrotna…

Mało jednak uwagi poświęcamy absurdalnym z pozoru teoriom o odkryciu przez Niemców zjawiska lewitacji magnetycznej czy wręcz antygrawitacji. Przełomu miał dokonać fizyk Viktor Schaunberger. Można znaleźć wiele stron opisujących projekt „Chronos”, w wyniku którego Niemcy mieliby posiadać małą flotyllę pojazdów o napędzie antygrawitacyjnym, których bazą miała być Nowa Szwabia- czyli dziś fragment Ziemi królowej Maud na Antarktydzie. I według pomysłu Vuorensoli owa flotylla miałaby wywieźć w 1945 r. niedobitki III Rzeszy na Księżyc. Mamy zatem w filmie wspaniałą perspektywę na sporą księżycową kolonię, wszak od 1945 r. upłynęło nieco czasu. Sercem kolonii jest betonowe miasto zwieńczone kopuła- widać scenografowie spędzili wiele czasu nad projektami Alberta Sperra w… kształcie swastyki. Wnętrza bunkrów, tablic rozdzielczych, blaszane oprawy lamp – widać, że czas zatrzymał się tam w... 1945 roku

Nie mniej ogrom hal i przestrzeni poraża, przestraszony jest główny bohater- czarnoskóry James Washington, kiedy pochylają się nad nim oficjele w mundurach z trupimi czaszkami na czapkach… I znowu widać, że Vuorensola bawi się konwencja, bo mamy bardzo komediowe wstawki z wymianą pozdrowień- oczywiście ze znanym hitlerowskim wyciągnięciem prawej reki. Jest znana postać szalonego profesora- ucharakteryzowana na Alberta Einsteina, jest jego piękna córka dr. Renate Richter, która uczy dzieci wiedzy o otaczającym ich wszechświecie… i demoniczny stumbanfuhrer Klaus Adler, który nie może doczekać się śmierci starego przywódcy, i knuje własną intrygę. Równolegle akcja toczy się w Nowym Jorku, gdzie nie mniej demoniczna, ale i piękna Viviane Wagner usiłuje znaleźć sposób by zwiększyć notowania urzędującej prezydent Stanów Zjednoczonych.

Jak łatwo się domyślić autor bardzo przewrotnie bawi się konwencja, mamy bowiem czarną komedię, zwłaszcza kiedy amerykański astronauta zostaje drogą eksperymentów przeobrażony w białego człowieka, a latający spodek typu „Hanebu” ląduje pod Nowym Jorkiem na plantacji konopii. Aby zaś wątkowi sensacyjnemu stało się zadość to para głównych bohaterów, czyli stumbanfuhrer Adler i dr Richter zostaje zaangażowana przez Viviane do kampanii wyborczej!? Co z tego, że chcą dokonać rewanżu z przegraną II wojnę, że są reprezentantami opresyjnego reżimu i nie kryją się z planami podboju Ziemi. Widać tu wyraźnie, że oprócz warstwy rozrywkowej Vuorensola pragnie jednak coś przekazać… także i przemianę dr Richter, która obiecuje powrót byłemu astronaucie do jego naturalnej, czyli czarnej postaci. Bardzo przejmujące jest jego wyznanie, kiedy wyjaśnia jej, że zabierając mu kolor skóry, pozbawiono go tożsamości, kulturę, w jakiej wyrósł. Tego raczej nie można spodziewać się w zwykłej komedii i również w dalszej części filmu mamy wiele takich momentów. Po trzech miesiącach pobytu na Ziemi przylatuje w końcu zniecierpliwiony fuhrer księżycowej Rzeszy, bo dowiedzieć się, czemu zniknęła ekspedycja na czele z Adlerem. Mamy zatem konfrontację obu przywódców i rewelacyjnie rozegraną przez Udo Kiera wcielającego się w postać starego przywódcy scenę śmierci na dachu nowojorskiego drapacza chmur. Skoro są już naziści, mają środki, to jest i inwazja- pokazana jak w klasycznym filmie sf. Czyli statki kosmiczne z krzyżami i swastykami na kadłubach kontra pojazdy kosmiczne różnych państw naszej planety. Jednak poza bitwa na orbicie i nad Nowym Jorkiem warto zwrócić uwagę na sceny narady na forum ONZ. Czy rzeczywiście jesteśmy lepsi od agresorów, kiedy okłamujemy jeden drugiego, że nie łamiemy traktatu waszyngtońskiego i nie posiadamy sił zbrojnych mogących operować w przestrzeni kosmicznej? Cynizm i szczerość prezydent USA mogą porażać, jak również scena, kiedy okazuje się, że nie tylko Stany Zjednoczone i Rosja miały arsenały i statki mogące walczyć na orbicie. Sceny, kiedy oddziały niemieckie wmaszerowują do ładowni „Zmierzchu bogów”, bo tak nazywa się największa jednostka flagowa IV Rzeszy, mogą przywodzić na myśl sceny z udziałem klonów z drugiej części gwiezdnej sagi. Jednak Fin jest konsekwentny mamy zatem nadal przesyt wręcz dźwigni, monstrualnych kół zębatych i przekładni. Wygląda to mało prawdopodobnie, ale bardzo efektownie. Jak zakończy się konfrontacja ze spadkobiercami spuścizny Adolfa Hitlera. Zakończenie jest bardzo wymowne- najpierw prezydent Stanów Zjednoczonych nakazuje bombardowanie słynnej z pierwszych scen cytadeli, mimo iż z orbity nadchodzą raporty, że są tam cywile. Nie wiem, czemu zdecydowano się na dość ostre sceny, kiedy odpadające fragmenty sklepień bunkrów grzebią kobiety i dzieci…

Przypominało mi to stare kroniki filmowe i sceny, kiedy wśród ruin Berlina i innych miast III Rzeszy kręcili się przerażeni cywile, budzący tylko litość, a nie chęć odwetu… Przecież mogłyby wylądować oddziały inwazyjne, zając cały kompleks- otóż nie… wszak zgodnie z doktryną wyznawaną przez panią prezydent trzeba im dokopać. Kto jest gorszy my czy nieco operetkowi, chwilami groteskowi naziści…?

Walka trwa tym razem o zapasy helu- 3, a ponieważ nowy Fuhrer ginie i „Zmierzch bogów” rozbija się o powierzchnię księżyca, to nic nie stoi na przeszkodzie, by to reprezentanci krajów demokratycznych zaczęli strzelać do siebie w kosmosie, ale i okładać się na sali posiedzeń ONZ. Kiedy na zniszczonej sali szkolnej w czeluściach miasta- swastyki dr Richter dołączy do grupy ocalonych z pogromu cywilów, jedyną osobą, która przyniesie od demokratycznych krajów naszej planety jakieś optymistyczne przesłanie, będzie… James Washington, który wrócił do swojej normalnej, czarnej postaci. Nie sadziłem ze widok miasta w kształcie swastyki będzie tym optymistycznym akcentem, jaki zobaczymy pod koniec filmu. Na pewno lepiej się prezentuje niż niszczone głowicami miasta na Ziemi, gdzie przeniosła się batalia o zasoby cudownego, księżycowego paliwa. Zatem pytanie powraca- czy praktyki, jakie stosujemy w polityce, mieszczą się tylko w realiach systemów totalitarnych? Pytanie dotyczy także i nas, bo przecież Adler, korzystając z uczucia, jakim darzy go na początku dr Richter, też nią manipuluje, czyli nie tylko polityka, ale i my sami tez nie jesteśmy w porządku… A może już tak zatarliśmy granicę w pożądaniu dóbr- czego przykładem jest filmowa batalia o hel-3, że zgadzamy się każde kłamstwo i manipulację. Vuorensola niczym ongiś Ingmar Bergman a teraz Lars von Trier stawia równie ważne pytania, tyle tylko ze w przeciwieństwie do swoich mistrzów wypowiada je w formie… czarnej komedii z elementami pastiszu… a chwilami też i moralitetu…

Warto o tym pomyśleć, nawet gdy śledzimy na ekranie bardzo fajne, sprawne gagi i oby nie przysłonił nam tego ten cały nazistowsko-speerowski sztafaż, jakiego używa reżyser, by uatrakcyjnić film. Zachęcam do przeczytania różnych materiałów i zapoznania się bliżej z projektem, bo mamy do czynienia z filmem, jakie powstał poza klasyczną wytwórnia, również budżet, z jakiego korzystano, nijak się ma do pieniędzy wydawanych dzisiaj na kino rozrywkowe.

Tytuł: "Iron Sky"

Reżyseria: Timo Vuorensola

Scenariusz: Michael Kalesniko, Timo Vuorensola

Obsada:

  • Julia Dietze
  • Götz Otto
  • Christopher Kirby
  • Peta Sergeant
  • Stephanie Paul
  • Tilo Prückner
  • Udo Kier
  • Michael Cullen

Muzyka: Laibach Laibach

Zdjęcia: Mika Orasmaa

Montaż: Suresh Ayyar

Scenografia: Ulrika von Vegesack

Czas trwania: 93 minuty


comments powered by Disqus