Risen 2: Mroczne Wody - recenzja

Autor: Tomasz "Sting" Chmielik Redaktor: Ivan

Dodane: 02-07-2012 12:41 ()


Pirackie klimaty są ostatnimi czasy równie popularne jak tematyka zombie. Wykreowana przez Piratów z Karaibów moda roztacza szerokie kręgi - od książek (chociażby nasze rodzime Galeony Wojny Jacka Komudy), poprzez gry planszowe (Kupcy i Korsarze) i fabularne (Pirates of the Spanish Main), a na grach komputerowych kończąc. Najsławniejszym tytułem tego typu jest z pewnością Pirates! Sida Meiera, który święci triumfy od momentu swojej premiery, czyli roku 1987. W 2004 roku gra została wznowiona w przystosowanej do oczekiwań współczesnych graczy oprawie audiowizualnej, jednak sam gameplay pozostał niemalże bez zmian. Na przestrzeni ostatnich kilku lat dość głośno było również o Pirates of the Black Cove, The Guild II - Pirates of the European Seas i o dość nowatorskim MMO Puzzle Pirates, jednak żaden z tych tytułów nie dorównał grywalności dziełu Meiera. Czy Risen 2 ma szansę to uczynić?

Pierwsza część Risena ujrzała światło dziennie w 2009 roku, a za jej produkcję odpowiadała ekipa znana z Gothica, co zresztą można było odczuć w samym sposobie prowadzenia rozgrywki i pewnych kalkach fabularnych (bezimienny bohater pochodzący z zewnątrz). Akcja gry osadzona została na wyspie Faranga, na której brzeg po rozbiciu się statku trafiał główny bohater. Risen ofiarował graczom otwarty system rozwoju postaci oraz całkiem zgrabnie skonstruowaną fabułę, skupioną wokół konfliktu pomiędzy potężnym i bezlitosnym zarządcą wyspy z ramienia Inkwizycji, a jego poprzednikiem Don Estebanem. Podczas zabawy decyzje podejmowane przez gracza miały wpływ na rozwój fabuły (który opierał się prawie wyłącznie na zasadzie: „jeżeli pomogę stronie A, to zamknę sobie możliwość nawiązania współpracy ze stroną B"), a duża liczba zadań pobocznych miała przykuwać do monitora na długie godziny. Niestety ich treść utrzymana była w nudnym crpgowym stylu - przynieś, zanieś, pozamiataj. Całości obrazu dopełniał zaś wysoce zręcznościowy styl rozgrywki.

W przypadku Risen 2, którego podtytuł brzmi Mroczne wody, twórcy zdecydowali się na znacznie wyższą epickość przedstawionej historii, a ich wybór padł - klasycznie zresztą - na motyw ratowania świata. W pierwszej części gry, aby uratować Farangę musieliśmy pokonać ognistego tytana. W drugiej zmierzymy się zaś z wodną boginią Marą, która przejawia zapędy do zniszczenia ludzkości. Żeby nie było zbyt łatwo, a historia nabrała cech prawdziwej pirackiej fabuły, musimy zgromadzić cztery artefakty, które znajdują się w posiadaniu czterech legendarnych kapitanów. Ich połączona moc pozwoli na pokonanie Mary i ocalenie świata. Jeden z nich posiada kapitan Stalowobrody, który jest tym „pozytywnym" piratem. Reszta korsarzy sprzedała się zaś Marze, czeka więc na nas trud pokonania ich na drodze ku wielkiemu finałowi. Fabuła - chociaż do bólu sztampowa - wykorzystuje całkiem udanie różne, znane głównie z filmów z Jackiem Sparrowem, kalki charakterystyczne dla gatunku: podwójne układy, zdrady, kradzieże statków, poszukiwania skarbów, dużo humoru i wątek romantyczny.

Niestety od samego początku gry mamy do czynienia z nudnymi dialogami, które dłużą się, nie wnosząc niczego sensownego do fabuły. Czasami, aby otrzymać głupie zadanie poboczne na dostarczenie komuś jakiegoś przedmiotu musimy przebijać się przez kilkanaście linijek nużącej paplaniny. Dodatkowo Risen 2 to chyba pierwsza gra, w której doceniłem polską lokalizację. Mimo, że jest ona miejscami całkowicie beznadziejna, to i tak wypada o niebo lepiej od swojego pierwowzoru. W angielskiej wersji aktorzy wczuwają się w wypowiadane przez siebie kwestie poniżej standardu ustanowionego przez filmy porno. Kurtyzany szepczą słodkie słówka ponętnym tonem grabarza, niektóre postaci na przestrzeni jednego dialogu przechodzą od głębokiego stanu depresji do radosnej euforii, a każdy podniosły moment popsuty jest przez beznadziejnie wypowiedzianą kwestię. Jedynie gnom Jaffar wyróżnia się na tym tle pozytywnie, jednak to zdecydowanie za mało, aby przez większość gry nie ziewać z nudów. Polska wersja wypada pod tym względem nieco lepiej, jednak problemem są tak naprawdę bardzo słabe linie dialogowe, które oscylują pomiędzy banałem i bełkotem. Po kilku godzinach gry nabieramy ogromnej chęci do przewijania całych dialogów i sprawdzania, co mamy zrobić wyłącznie w dzienniku zadań. Pod tym względem Mroczne wody wypadają bardzo słabo.

O wiele lepiej wyglądają one od strony systemu rozwoju postaci. Jak wspomniałem już wcześniej, w Risen 2 zastosowano jego otwartą wersję, co pozwala nam na kształtowanie prowadzonego bohatera w niemalże dowolny sposób. System ten jest niemalże identyczny z tym znanym z serii Gothic i polega na rozwijaniu cechy głównej, z którą powiązane są trzy talenty. Każdy poziom cechy podnosi wartości talentów oraz umożliwia wykupywanie umiejętności, które zapewniają dodatkową premię do talentów lub pozwalają na unikatowe czynności, takie jak blokowanie ataków przeciwnika czy destylowanie alkoholu. Każdej umiejętności musimy nauczyć się od jakiegoś bohatera niezależnego, co kosztuje nas sporo pieniędzy. A że z gotówką przez większość czasu jest krucho, należy wybierać rozsądnie.

Niestety pod względem mechaniki rozgrywki autorzy również nie ustrzegli się błędów. W kwestii magii zdecydowano się na wykorzystanie voodoo, które w zasadzie nie działa. Berła, które za jego pomocą można stworzyć są praktycznie bezużyteczne. Pierwsze pozwala przestraszyć przeciwnika, jednak zbyt wiele stworzeń jest odpornych na jego działanie. Drugie służy do zmuszenia wroga, aby zaatakował swojego sojusznika, jednak wymagany poziom talentu Czarnej magii jest tak wysoki, że niezwykle trudno go osiągnąć - przeciętnie wymagane jest około 65 punktów, co samo w sobie jest nie lada wyzwaniem. Również w przypadku przyzywania duchów, aby dla nas walczyły, voodoo nie ma najmniejszego sensu. W grze możemy przywołać bowiem tylko jednego ducha, dodatkowo lokacja, która to umożliwia staje się dostępna niemalże pod sam koniec gry. Podobnie eliksiry, które na pewien czas pozwalają podnieść wartości talentów nie mają w zasadzie większego zastosowania. Przez całą grę użyłem ich zaledwie kilkukrotnie i to wyłącznie w celu otworzenia niezwykle wymagających zamków skrzyń. Problem z nimi jest taki, że w momencie, w którym poziomy naszych talentów są niskie, zapewniają one zbyt małą premię, natomiast później i tak możemy sobie poradzić bez nich. Voodoo broni się wyłącznie pod względem fabularnym, ponieważ pozwala na kontrolowanie poczynań innych postaci, co umożliwia łatwiejsze wykonanie kilku głównych zadań.

Walka w Mrocznych wodach to kalka rozwiązań znanych z Gothica. Jest ona niezwykle zręcznościowa i śmiertelna, co sprowadza ją do schematu: „cios, ucieczka, regeneracja zdrowia, cios, ucieczka". Z jednej strony jest to nudne, z drugiej promuje postaci rozwijające talenty i umiejętności walki, ponieważ ich poziom przekłada się na skuteczność. Większe obrażenia oraz specjalne manewry to podstawa bezstresowego rozwiązywania starć, a że są one główną częścią rozgrywki, warto rozważyć podnoszenie możliwości bojowych bohatera. Największą wadą walk jest ich powtarzalność, co spowodowane jest zbyt małym zróżnicowaniem przeciwników. Po kilku godzinach zabawy doskonale wiemy, jaką strategię przyjąć przeciwko każdemu z nich, co sprowadza się wyłącznie do zastosowania określonego schematu postępowania.

Pod względem wizualnym Risen 2 nie wprowadza żadnych innowacyjnych rozwiązań. Wykorzystywanie do upadłego tego samego silnika nigdy nie gwarantuje sukcesu i tak samo jest w tym przypadku. Oczywiście wszystko wygląda całkiem nieźle, detale utrzymane są na sensownym poziomie, rozmycie krajobrazu ukrywa zaś sporo pikseli i kantów, jednak wystarczy podejść bliżej chociażby do wodospadu, aby zacząć odbijać się od kwadratów. Najgorsze, podobnie jak i w przypadku serii Gothic, są jednak modele postaci, których nienaturalne ruchy przywodzą na myśl Plastusiowy pamiętnik. Nie wierzę, że przez tyle lat eksploatacji silnika nie można było poprawić tego elementu. Pod względem graficznym otrzymaliśmy po prostu odgrzewane na nowo kotlety.

Najgorzej wygląda jednak sprawa z płatnymi DLC. Miałem „przyjemność" zagrać w Wyspę skarbów i zdecydowanie odradzam jej zakup. Dziesięć euro wydanych na Steamie przekłada się na oszałamiającą dodatkową godzinę (sic!) zabawy. Najpierw przez pół godziny łazimy po znanych już lokacjach, aby pogadać z kilkoma postaciami, później zaś „eksplorujemy" tytułową wyspę skarbów przez minut około dwadzieścia. W czas przejścia DLC wliczyłem około dziesięciu minut potrzebnych na doczytywanie lokacji i ewentualne wgrywanie zapisanych stanów gry. Po drugie rozszerzenie - Świątynie powietrza - nie miałem nawet odwagi sięgnąć.

Risen 2 to gra przeciętna. Całkiem niezły potencjał fabularny został w niej zmarnowany przez niezwykle słabe i nudne dialogi. Natomiast od strony mechaniki rozgrywki w ogóle nie przemyślano systemu magii, a walka - czyli główny element zabawy - poprzez małe zróżnicowanie przeciwników szybko staje się schematyczna i monotonna. Pomimo wszystkich swoich wad, Mroczne wody posiadają kilka ciekawych rozwiązań, a jeżeli jesteście fanami pirackich opowieści, to z pewnością będziecie się dobrze przy nich bawili. Trudno oprzeć się jednak wrażeniu, że panowie z Piranha Bytes postanowili po prostu jeszcze trochę zarobić na wiekowym silniku i modzie na Piratów z Karaibów. Miejmy nadzieję, że ich kolejna produkcja będzie prezentowała znacznie wyższy poziom.

 

Moja ocena: 6/10

Testowano na: PC

 


comments powered by Disqus