„World of Warcraft” tom I - recenzja

Autor: Ziemowit Karłowicz Redaktor: Motyl

Dodane: 29-06-2012 20:06 ()


O komiksie „World of Warcraft” należałoby w zasadzie napisać dwie recenzje. Pierwsza przeznaczona byłaby dla „zwykłych czytelników”, a druga dla fanów legendarnej już gry MMORPG pod tym samym tytułem. Tą pierwszą można by zamknąć słowami: ładnie narysowany komiks, o przeciętnej fabule i mało interesujących postaciach, bez żadnej głębszej filozofii, ot rozrywka na średnim poziomie. Poniższy tekst to recenzja pisana przez fana dla fanów, więc należy brać na to poprawkę.

Fabuła komiksu jest dość prosta – trener gladiatorów znajduje wyrzuconego na brzeg morza człowieka i zachęcony jego umiejętnościami walki, włącza go do drużyny swoich niewolniczych wojowników. Rozbitek okazuje się cierpieć na amnezję, od czasu do czasu miewa jednak śladowe przebłyski swojej przeszłości. Poznaje parę pozostałych gladiatorów (Nocnego Elfa druida i wojowniczkę Krwawych Elfów) i mimo początkowych animozji zaprzyjaźnia się z nimi. W trakcie walk i podróży powoli odsłaniana jest przeszłość bohaterów, ich osobowość i motywacje. Pod wpływem powracających wspomnień rozbitek decyduje się na ucieczkę z rąk trenera gladiatorów, co wprawdzie mu się udaje, ale wrzuca go w środek wielu konfliktów, których się nie spodziewał.

Nie jest to ani oryginalna, ani skomplikowana fabuła, a bohaterowie nie przedstawiają się wiele lepiej. O głównej postaci, ludzkim rozbitku zwanym „Krokodyl”, a potem „Lo'gosh”, nie dowiemy się wiele – nie pamięta kim jest, a o jego osobowości też nie da się zbyt wiele powiedzieć. Drużynowa dziewczyna, Valeera Sanguinar, Krwawa Elfka – wojowniczka, nie robi w komiksie wiele poza demonstrowaniem swojego seksownego ciałka. Jedynie Broll Bearmantle, druid, okazuje się mieć skomplikowane wnętrze i ciekawą  historię. Muszę przyznać, że przez większość lektury to on wydawał mi się postacią prowadzącą, wbrew założeniom autorów.

Co więc może zachęcić do kupienia tego komiksu? Odpowiedź jest prosta: jego związek z grą. Historia opowiedziana przez autorów nie jest ani ubocznym produktem świata Warcrafta, ani na siłę dodawanym „rozwinięciem” znanych postaci (pozdrowienia dla wszystkich koszmarków ze znakiem „Star Wars”). Główny wątek jest wbudowany w świat gry mocno i ze stylem. Klimat Warcrafta jest odczuwalny przy czytaniu praktycznie każdej strony. Bohaterowie odwiedzają lokacje znane z gry, spotykają się z „ważnymi NPCami”, opowiadają o „historycznych wydarzeniach”. Ich zwykłe rozmowy dotyczą świata w którym żyją, a jednocześnie są „puszczaniem oka” do czytelnika-gracza (na przykład wykład „jakie zioła można znaleźć w Dustwallow”). Wielokrotnie widzimy używanie zdolności ras czy „klas” (w życiu nie sądziłem, że Mana Tap może być taki zabójczy) i choć są one oddane bardziej realistycznie niż w grze, zachowują oryginalne przeznaczenie i wygląd. Jako fan świata Warcrafta byłem po prostu zachwycony oddaniem klimatu tak w fabule czy dialogach jak i grafice. 

Problemem w odbiorze komiksu przez graczy może być jedynie fakt, że komiks w USA ukazał się trzy lata temu, a wprowadzony wówczas dodatek Wrath of the Liche King rozwijał wątki jego bohaterów. Obecnie, po Cataclysmie i w przeddzień Pandarii niewielu pamięta jak doszło do zastąpienia dziecięcego króla Stormwind potężnym wojownikiem w zbroi. Nie zamierzam tu dalej  spoilerować, ale główne postacie z komiksu są oczywiście obecne w grze  i niekiedy pełnią ważną, wręcz decydującą rolę w wydarzeniach gry.

Tłumaczenie początkowo chciałem określić jako doskonałe – Jakub Kowalski najwyraźniej sam grał w WoW i podjął optymalne decyzje pozwalające zachować klimat gry (przełożenie nazw ras i klas, pozostawienie w oryginalnym brzmieniu imion i nazw krain). Jedyne, co mi zgrzytnęło to „felowa energia”, ale rozumiem problem autora dotyczący tego neologizmu.

Rysunki Ludo Lullabiego są dynamiczne i efektowne, przedstawiają krwawą nieraz akcję bezpośrednio i bez pardonu. Bohaterowie odrąbują ręce i głowy, zęby i pazury bestii rozrywają ciało, śmierć jest chlebem powszednim. Rysownikowi udało się jednak uniknąć mangowej przesady dotyczącej krwi – co prawda tryska ona z ran, ale nie wydaje się, że bohaterowi mają jej w ciałach 50 litrów. Zastrzeżenia niektórych może budzić fakt, że niemal każda (jest chyba jeden wyjątek) postać kobieca występująca w komiksie nosi naprawdę skąpe i wyzywające stroje, ale z drugiej strony odrobinę fan service jeszcze nikomu nie zaszkodziło.

Podsumowując: jeśli nie jesteś fanem Warcrafta, pozycja prawdopodobnie nie jest warta kupienia. Jeśli jednak spędziłeś w Azeroth i Outland choć kilka tygodni, naprawdę polecam ten komiks. „World of Warcraft” tom I dostarczy ci świetnej zabawy i z niecierpliwością będziesz czekał na kolejne części. Po lekturze mam naprawdę ochotę odkurzyć mojego Krwawego Elfa paladyna i wpaść z niespodziewaną wizytą do niejakiego Variana Wrynna....

For the Horde!

 

„World of Warcraft” tom I
  • Wydawca: Egmont Polska
  • Scenariusz: Walter Simoson
  • Rysunki: Ludo Lullabi
  • Tłumaczenie: Jakub Kowalski
  • Rok wydania: 05.2012
  • Ilość stron: 176
  • Cena: 39,99 zł

   

 


comments powered by Disqus