"Men in Black III" - recenzja
Dodane: 27-05-2012 20:29 ()
Raczej niewielu miłośników serii spodziewało się, że na wielkim ekranie ponownie zagoszczą „Faceci w czerni”. Od nieudanej, drugiej części cyklu minęło dziesięć lat, wydawało się zatem, że Fabryka Snów nie zainwestuje w reanimację trupa. Komu bardziej potrzebny jest triquel? Smithowi, który od czterech lat nie zagrał w żadnej produkcji, przebywającemu na permanentnym bezrobociu reżyserowi Barry’emu Sonnenfeldowi czy też widzom, mającym do wyboru nijakie filmy prawie co miesiąc?
Ktoś jednak pomyślał, że na znanej marce wspartej nazwiskami Willa Smitha i Tommy Lee Jonesa można jeszcze wyrwać niezłe pieniądze. Wszak sympatycy doskonałej pierwszej części z nostalgią udadzą się do kin, licząc na powtórkę z rozrywki. Natomiast bonus w postaci trójwymiarowych okularów zwiększy wpływ zielonych banknotów do producenckiej sakwy. Jednak, aby mówić o sukcesie, wpierw należy dostarczyć dzieło kompletne, a takim niewątpliwie nie jest MIB III. Już scena otwierająca pozostawia wiele do życzenia. Księżycowego więzienia strzegą „strażnicy z oponą”, a broń mogąca bez problemu rozwalić jego mury akurat znajduje się na podorędziu. Prościej się już chyba nie dało.
Ze wspomnianej placówki zbudowanej dla kosmicznych szumowin ucieka Borys Bestia. Izolowany przez czterdzieści lat, knuł zemstę na swoim oprawcy, agencie K. Międzygalaktyczny kryminalista postanawia cofnąć się w czasie, aby zapobiec tragicznym dla niego wydarzeniom roku 1969, a przy okazji wymazać z kart historii znienawidzonego agenta. Los świata ponownie leży w rękach facetów w czerni. J musi udać się za zbiegiem, aby zapobiec śmierci swojego partnera.
Fabuła trzeciej odsłony do wyszukanych nie należy, wystarczy wspomnieć, że opiera się na schemacie znanym chociażby z wiekowego „Terminatora”. Niemniej zderzenie dwóch światów, przyszłości i przeszłości, dostarcza zadowalającej porcji rozrywki. Nie oznacza to jednak, że obraz nasączony jest znakomitymi gagami czy spektakularnymi sekwencjami akcji. Patrząc na budżet filmu można się zastanowić, w jaki sposób spożytkowano te pieniądze. Po dekadzie przerwy powinniśmy otrzymać akcję trzymającą w napięciu, fantastyczne wizje przeróżnych stworów, czy nowy sprzęt tajnych agentów. Niestety, na tym polu jest ubogo.
„Faceci w czerni III” mają swoje momenty, ale od najlepszej odsłony cyklu, dzieli ich cała galaktyka, niekoniecznie schowana na pasie Oriona. Twórcy nie umieli skonstruować spójnej z poprzednimi częściami wizji świata. Odeszli od klimatu komedii s-f skupiając się na genezie znajomości Jamesa Edwardsa z agentem K, pragnąc wmówić widzowi, że jednodniowy pobyt w przeszłości odcisnął większe piętno na relacjach między nimi, niż czternaście lat wspólnej służby. Sama idea podróży w czasie wydaje się sensowna, niemniej scenarzysta zapomniał, że jak wyśle na łono Abrahama agenta K w 1969 r. to nie będzie mógł on zwerbować J, zatem logicznie myśląc, stopa eksgliniarza nigdy nie postanie w tajnej organizacji. Przyczepić się można również do rozbieżności w sprzęcie z końca lat sześćdziesiątych. W jednej scenie neutralizator pamięci przypomina olbrzymi tomograf, aby za chwilę przybrać kształt długopisu ładowanego baterią. Skurczył się, czy co? Nie wspominając już, że miłym mrugnięciem oka w kierunku widza byłby choćby epizodyczny występ D, czyli byłego partnera K.
Niedostatki w scenariuszu rekompensuje niezłe aktorstwo. Relacje pomiędzy Smithem i Jonesem wciąż są silną stroną obrazu, jednak z uwagi na zamysł fabularny laureatowi Oscara w udziale przypadła jedynie rola drugoplanowa. Najwięcej czasu otrzymał „Fresh Prince”, który choć nie zagrał równie brawurowo jak piętnaście lat temu, udowodnił, że kino rozrywkowe nadal pozostaje jego domeną. Z kolei widowisko i tak ukradł Josh Brolin, wcielający się w młodszą wersję K. To jak swobodnie modulował głos, a także mimikę Tommy Lee Jonesa zasługuje na brawa. Młody K oraz Griffin – kosmita mający wgląd w różne rzeczywistości, to dwa najjaśniejsze punkty obrazu. Nie da się tego samego powiedzieć o Borysie Bestii, tępawym osiłku mającym problem z uzębieniem. Boglodyta groźnie warczy i na tym kończy się wachlarz jego umiejętności. Odstaje nieco od „garnituru z Edgara”.
Podsumowując, brak Franka, zbędne efekty trójwymiarowe, przeciętna historia oraz dobre aktorstwo, to wszystko oferuje najnowsza odsłona „Facetów w czerni”. Jednak sami musicie odpowiedzieć sobie na pytanie czy takie kontynuacje są potrzebne? W moim odczuciu kino nie ucierpiałoby zanadto, gdyby niniejszy obraz wcale nie powstał.
6-/10
Tytuł: "Men in Black III"
Reżyseria: Barry Sonnenfeld
Scenariusz: Etan Cohen
Na podstawie komiksu Lowella Cunninghama
Obsada:
- Will Smith
- Tommy Lee Jones
- Josh Brolin
- Jemaine Clement
- Emma Thompson
- Michael Stuhlbarg
- Mike Colter
- Nicole Scherzinger
- Michael Chernus
- Alice Eve
- Keone Young
- Bill Hader
Muzyka: Danny Elfman
Zdjęcia: Bill Pope
Montaż: Don Zimmerman Wayne Wahrman
Scenografia: Bo Welch
Kostiumy: Mary E. Vogt
Czas trwania: 106 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus