Wywiad z Romualdem Pawlakiem
Dodane: 17-05-2012 08:21 ()
M.Ś.: Zacznę nietypowo... Lubisz udzielać wywiadów?
R.P.: Lubię. To jest pretekst do pokazania czytelnikowi, jak wygląda świat oczyma pisarza. W wywiadzie można powiedzieć, skąd się wziął pomysł na książkę, zainteresować nią czytelnika… albo opowiedzieć o fascynacji czymś, o czym się pewno nigdy nie napisze, bo się nie umie. Jak, w moim przypadku, o humbakach, niezwykle inteligentnych wielorybach :) O, albo powiedzieć, że taki „Rycerz bezkonny” wziął się z autentyku, że rycerze tak biedni, że pasowali zwłoki, to nie jest żadne wariactwo autora, tylko tak było naprawdę! Że władze Florencji naprawdę zakazały pasowania trupów, a te wykradano z cmentarzy… Historia jest zakręcona i autentyczna. Ubawiła mnie, kiedy czytałem książkę o miastach w XIV wieku. I w wywiadzie mogę powiedzieć, że bohater „Rycerza bezkonnego” wziął się z lektury, a większość zamaskowanych cytatów to wyjątki z pism średniowiecznych poświęconych magii. Dziś bawią, kiedyś budziły grozę, a niejednego zaprowadziły na stos.
M.Ś.: A czy lubisz pisać? Opowiadać własne historie?
R.P.: Wiesz, właśnie z takiej chęci opowiedzenia komuś historii – obojętnie, czy wymyślonej, czy mającej związek z rzeczywistością – rodzą się pisarze. Trzeba mieć coś do opowiedzenia, reszta to „ból, krew i flaki”, czyli ćwiczenie warsztatu, aby czytelnik chciał daną historię przeczytać do końca. Jak nie wiesz, co chcesz opowiedzieć, no to klapa. We mnie, jak w większości pisarzy, żyje więcej historii, niż zdołam opowiedzieć. Żebyś ty widział tę walkę… „Napisz mnie! Ja! Mnie napisz!”. Czasem daję im szansę, wybieram te, które lubię najbardziej. Piszę, bo mam przymus opowiadania. I lubię to.
M.Ś.: Zapewne już wiele razy pytano Cię, dla kogo i dlaczego piszesz, skąd czerpiesz pomysły... A mnie interesuje warsztat, czyli JAK piszesz? Planujesz całą historię w najdrobniejszych szczegółach, czy siadasz, a wszystko „pisze się” samo?
R.P.: Planuję ramy historii. Muszę wiedzieć, jak ona się potoczy, jak się zakończy. Czyli dokąd to wszystko zmierza, co chcę przez nią powiedzieć, no bo jeśli ja nie będę wiedzieć, to czytelnik tym bardziej :) Najważniejsza rzecz: bohater. Muszę go znać, wiedzieć, jak myśli, co czuje. Wymyślam kluczowe wydarzenia, czyli te, które w momencie robienia planu wydają mi się kluczowe… a potem, w czasie pracy, to się zwykle zmienia :) Nie jestem niewolnikiem planów, ale też nie siadam do pisania z myślą, że jakoś to będzie. Kilka tekstów nieskończonych oduczyło mnie tej metody. Tak więc robię notatki, ale pozostawiam wyobraźni sporo swobody.
M.Ś.: Twoje papierowe książki sprzedają się w sporych nakładach, a tu nagle... ebook? Dlaczego zdecydowałeś się na taką formę publikacji?
R.P.: Od roku obserwuję rynek ebooków. A właściwie dwa nakładające się zjawiska: rosnący rynek książki elektronicznej i – pardon – szlag trafiający dystrybucję książki papierowej. Wiesz, te wszystkie kłopoty z firmą na E, siecią na M…. I tak sobie myślę, że chociaż u nas sprzedaż książki elektronicznej długo nie osiągnie pułapu amerykańskiego, bo o sukcesie ebooków w Stanach decydują przede wszystkim nasycenie rynku czytnikami oraz inna relacja cena książki/płaca, to jednak nie należy bagatelizować tego segmentu rynku. Wziąłem w ubiegłym roku udział w darmowym, ale głośnym projekcie „31.10. Halloween po polsku” prowadzonym przez Kingę Ochendowską. Z ciekawości, chcąc sprawdzić, czym się te ebooki je. I przeżyłem szok! Prawie pięć tysięcy ściągnięć – i chociaż to darmówka, to jednak ilość robi wrażenie. Jest rynek, tylko potrzebna jest promocja i dobre teksty. Ja jestem dosyć konserwatywny, jednak otwarty na rzeczywistość. Moim zdaniem nie ma co lekceważyć ebooków, trzeba zadbać o ich jakość i promocję, taką samą, jak w przypadku książki papierowej. Ja w to wchodzę, zamierzam publikować kolejne tytuły, bo sądzę, że za dwa-trzy lata znaczna część beletrystyki będzie sprzedawana w ten sposób. Kłopoty firm na E. czy M. tylko przyspieszą rozwój rynku książki elektronicznej w Polsce, moim zdaniem. Mówiąc po ludzku, ludzie wkurzeni niemożnością dostania wersji papierowej, sięgną po ebooka.
M.Ś.: A skąd wybór małej oficyny wydawniczej z Poznania?
R.P.: Oj, to chyba nie jest taka mała firma, to raczej taki młody jaguar czający się do skoku :) Podoba mi się prężność RW2010, myślenie o rynku w sposób otwarty, ale zarazem konsekwentny. Książka to książka, trzeba ją wydać w sensowny sposób, a potem promować – samo się nie zrobi. Wielu wydawców tego nie rozumie, a ludzie z RW2010 – tak. Właściwie od wydawców książki papierowej różni ich nie sposób myślenia o książce, a jedynie medium, którym się posługują. No i ja mam dobre doświadczenia z małymi, prężnymi firmami. Książka dla dzieci, która zdobyła nagrodę IBBY, też została wydana przez małą firmę. A duże… czasem tych dużych nie lubię, bo są strasznie nieruchawi. Jak się dogadać z brontozaurem? Dźgać go kopią? Ja się boję, wolę rozmawiać z kimś mniejszym, a przy tym skutecznym jak mały mięsożerny dinozaur, który takiego nieruchawego brontka potrafi zjeść na śniadanie :)
M.Ś.: Dziękuję za rozmowę i... czekamy na kolejne Twoje ebooki ;-)
Wywiad czytali Państwo dzięki uprzejmości Oficyny Wydawniczej RW2010.
comments powered by Disqus