"Assassin’s Creed: Tajemna krucjata" - fragment trzeci
Dodane: 16-05-2012 21:33 ()
Krew na rękawie i honor asasyna – Tajemna krucjata Olivera Bowdena
Nowa powieść Olivera Bowdena – Assassin’s Creed: Tajemna krucjata – opowiadająca o życiu legendarnego Altaïra, średniowiecznego Mistrza asasynów, jest już od kilku dni w sprzedaży. Tych z Was, którzy jeszcze nie mieli okazji zapoznać się z książką, zapraszamy do lektury kolejnego fragmentu powieści, udostępnionego przez wydawnictwo Insignis. Można go również wysłuchać w znakomitej interpretacji Marcina Perchucia: YouTube
Omar Ibn-La’Ahad pod osłoną nocy przybywa do Mistrza, Al Mualima. Jego tajna misja w obozowisku armii Saladyna najwyraźniej się powiodła. Można się spodziewać, że wojska sułtana nie będą już skłonne oblegać Masjaf. Ale cóż to? Na rękawie Omara widnieje plama o charakterystycznej, szkarłatniej barwie… Zatem coś poszło nie tak. Już wkrótce okaże się, jak wielkie konsekwencje będzie miało naznaczone krwią niepowodzenie Omara. I jak wielkiego honoru dowiedzie ów asasyn – ojciec jedenastoletniego Altaïra – który, podejmując ostateczną decyzję w trudnej, patowej sytuacji, na pierwszym miejscu postawi asasyńskie Credo.
Fragment:
Rozdział 3
– Witaj, Omarze – powiedział Al Mualim i owinął się ściślej szatą, poczuwszy w kościach chłód wczesnego poranka.
– Mistrzu – odrzekł cicho Omar, skłoniwszy głowę.
– Przyszedłeś opowiedzieć mi o swojej misji? – spytał Al Mualim. Zapalił zawieszoną na łańcuszku lampkę oliwną, po czym odszukał krzesło i wygodnie się w nim umościł. Na podłodze zatańczyły cienie.
Omar potwierdził skinieniem. Al Mualim zauważył krew na jego rękawie.
– Czy informacje naszego szpiega były poprawne?
– Tak, Mistrzu. Dotarłem do ich obozowiska i było dokładnie tak, jak nam powiedziano: krzykliwy pawilon stanowił przynętę. Namiot Saladyna znajdował się w pobliżu. Jego kwatera była znacznie mniej okazała.
Al Mualim uśmiechnął się:
– Doskonale, doskonale. W jaki sposób udało ci się go rozpoznać?
– Zabezpieczono go dokładnie tak, jak zapowiedział to nasz szpieg. Wokoło rozsypano kredę i węgielki, tak aby dało się usłyszeć moje kroki.
– Lecz ich nie usłyszano?
– Nie, Mistrzu. Zdołałem dostać się do namiotu sułtana i zostawić w nim pióro, tak jak mi kazano.
– A list?
– Przybity sztyletem do posłania sułtana.
– Co dalej?
– Wymknąłem się z namiotu…
– I?
Nastała cisza.
– Sułtan obudził się i wszczął alarm. Ledwie zdołałem ujść z życiem.
Al Mualim wskazał na poplamiony krwią rękaw odzienia Omara.
– A to?
– Aby ucieczka się powiodła, musiałem poderżnąć komuś gardło, Mistrzu.
– Strażnikowi? – zapytał z nadzieją Al Mualim.
Omar ponuro pokręcił głową.
– Nosił turban i kamizelkę wielmoży.
Słysząc to, Al Mualim przymknął zmęczone, smutne oczy.
– Czy nie było innego wyjścia?
– Zachowałem się nieostrożnie, Mistrzu.
– Poza tym jednak twoja misja zakończyła się powodzeniem?
– Tak, Mistrzu.
– Zatem przekonamy się, co teraz się stanie.
Saladyn odjechał, a następnie przybył z wizytą Shihab. Al Mualim, stojąc na zamkowej wieży z dumnie podniesioną głową, odważył się teraz uwierzyć w zwycięstwo asasynów. W to, że jego plan się powiódł. Ich wiadomość stanowiła dla sułtana ostrzeżenie, że powinien zakończyć wyprawę przeciw asasynom, gdyż następny sztylet może zostać wbity nie w jego posłanie, lecz w genitalia. Zdoławszy zostawić tamten sztylet, dowiedli monarsze, jak bardzo w istocie był bezbronny i jak niewiele znaczyła jego wielka armia w obliczu samotnego asasyna, który był w stanie obejść pułapki, przechytrzyć strażników i z taką łatwością przedostać się do namiotu pogrążonego we śnie sułtana.
Być może Saladyn wyżej cenił sobie własne przyrodzenie niż kontynuowanie długiej, kosztownej i wyniszczającej wojny z przeciwnikiem, którego interesy rzadko stawały w sprzeczności z jego interesami. Być może tak było, ponieważ Saladyn odszedł.
– Jego Wysokość Saladyn przystaje na waszą propozycję pokoju – oznajmił poseł.
Na wieży Al Mualim wymienił rozbawione spojrzenia ze stojącym u jego boku Omarem. Nieco dalej stał Fahim. Jego usta pozostawały zaciśnięte.
– Czy Jego Wysokość poręczy, że nasze Bractwo będzie mogło działać bez dalszych aktów wrogości i bez dalszych ingerencji w nasze poczynania? – zapytał Al Mualim.
– Dopóki nie ucierpią na tym nasze interesy, dopóty macie taką porękę.
– Zatem przyjmuję ofertę Jego Wysokości – zawołał zadowolony Al Mualim. – Możecie wycofać ludzi spod Masjafu. Gdybyście jeszcze byli tak dobrzy i naprawili naszą palisadę, zanim odejdziecie…
Usłyszawszy to, Shihab gwałtownie podniósł wzrok ku wieży, a Al Mualim nawet z tak znacznej wysokości dostrzegł błysk gniewu w jego oczach. Shihab pochylił się w siodle, by powiedzieć coś swemu heroldowi, który słuchał go, potakując, po czym przytknął dłoń do ust, by raz jeszcze zwrócić się do stojących na wieży.
– Kiedy dostarczaliście waszą wiadomość, jeden z zaufanych generałów Saladyna został zamordowany. Jego Wysokość żąda zadośćuczynienia. Głowy winowajcy.
Uśmiech zniknął z twarzy Al Mualima. Omar zastygł u jego boku.
Zapadła cisza. Słychać było jedynie parsknięcia koni i świergot ptaków. Wszyscy czekali na odpowiedź Al Mualima.
– Możesz przekazać sułtanowi, że odrzucam to żądanie.
Shihab lekceważąco wzruszył ramionami. Ponownie nachylił się ku posłowi, który po chwili zwrócił się do Al Mualima.
– Jego Ekscelencja życzy sobie poinformować was, że jeśli nie zgodzicie się wypełnić jego żądania, wojsko pozostanie pod Masjafem. Mamy więcej cierpliwości niż wy zapasów. Czy traktat pokojowy tak mało dla ciebie znaczy? Czy pozwolisz swoim wieśniakom i swoim ludziom głodować? Wszystko, aby ocalić głowę jednego asasyna? Jego Ekscelencja ma szczerą nadzieję, że tak się nie stanie.
– Pójdę – szepnął Omar do Al Mualima. – To był mój błąd. Godzi się, żebym to ja za niego zapłacił.
Al Mualim zignorował go.
– Nie poświęcę życia jednego z moich ludzi – zawołał do emisariusza.
– A zatem Jego Ekscelencja ubolewa nad twoją decyzją. Uprasza też, byś zechciał być świadkiem sprawy, która wymaga rozwiązania. Odkryliśmy w naszym obozie szpiega i musimy go stracić.
Al Mualim zamarł, kiedy Saraceni wywlekli asasyna z lektyki. Następnie wyniesiono katowski pieniek, który dwóch Nubijczyków ustawiło na ziemi przed ogierem Sihaba.
Szpieg nosił imię Ahmed. Został pobity. Jego głowa – poraniona, posiniaczona i pokryta zakrzepłą krwią – bezwładnie opadała na piersi; brutalnie doprowadzono go na miejsce stracenia, rzucono na kolana, po czym rozciągnięto na katowskim pniaku gardłem do góry. Wtedy do przodu wystąpił kat, Turek dzierżący błyszczący bułat. Oparł sztych broni o ziemię, a obie dłonie wsparł na wysadzanej klejnotami rękojeści. Dwóch Nubijczyków przytrzymywało ramiona Ahmeda, który lekko pojękiwał – jego głos uniósł się wysoko ku obronnej baszcie i dotarł do zaskoczonych asasynów.
– Pozwól swojemu człowiekowi zająć jego miejsce, a szpieg ocali życie, zaś traktat pokojowy będzie honorowany – zawołał poseł. – Inaczej szpieg zginie, zacznie się oblężenie, a twoi ludzie będą głodować.
Nagle sam Shihab podniósł głowę i wykrzyknął:
– Czy chcesz mieć to na swym sumieniu, Omarze Ibn-La’Ahadzie?
Wszyscy asasyni jak jeden mąż wstrzymali oddech. Więc Ahmed wszystko wyznał. Naturalnie, zrobił to na torturach. Niemniej jednak wszystko wyjawił.
Ramiona Al Mualima opadły.
Omar zaś wychodził z siebie.
– Pozwól mi pójść – nalegał. – Mistrzu, proszę cię.
W dole kat rozstawił szeroko stopy. Dwiema rękami wzniósł szablę nad głowę. Ahmed naparł nieznacznie na przytrzymujące go ramiona. Jego wyprężona szyja wystawiona była na pastwę ostrza. Na wzgórzu zaległa cisza, przerywana tylko pojękiwaniami szpiega.
– Twoja ostatnia szansa, asasynie – zawołał Shihab.
Głownia bułata zalśniła.
– Mistrzu – błagał Omar – pozwól mi tam iść.
Al Mualim skinął głową.
– Stać! – ryknął Omar. Skoczył w kierunku wystającej z wieży platformy i krzyknął do Shihaba:
– Ja jestem Omar Ibn-La’Ahad. To moje życie powinieneś zabrać.
Szeregi Saracenów zafalowały z podniecenia. Shihab uśmiechął się, kiwnął głową. Dał znak katu i ten cofnął się, ponownie opierając swoją szablę o ziemię.
– Bardzo dobrze – rzucił do Omara. – Przyjdź tu i zajmij miejsce na pniu.
Omar odwrócił się do Al Mualima, który podniósł głowę i spojrzał na niego zaczerwienionymi oczami.
– Mistrzu – odezwał się Omar – proszę cię o ostatnią przysługę. Zatroszcz się o Altaïra. Przyjmij go jako nowicjusza.
Al Mualim skinął głową.
– Oczywiście, Omarze – powiedział. – Oczywiście.
Cała cytadela zamilkła, gdy Omar zszedł po drabinach z wieży, przemierzył zbudowany na opadającym zboczu barbakan, po czym pod łukowym sklepieniem doszedł do głównej bramy. Wartownik postąpił naprzód i otworzył furtę. Omar pochylił się, by przekroczyć próg.
Nagle zza pleców dobiegł go okrzyk „ojcze!” oraz odgłos biegnących stóp.
Zamarł.
– Ojcze.
Omar usłyszał rozpacz w głosie syna i zacisnął powieki, by zatrzymać łzy, które cisnęły mu się do oczu, gdy wychodził za bramę. Wartownik zatrzasnął za nim furtę.
Ahmeda ściągnięto z katowskiego pieńka. Omar chciał spojrzeniem dodać mu otuchy, lecz Ahmed nie mógł już tego zauważyć. Powleczono go pod furtę w głównej bramie twierdzy i tam ciśnięto na ziemię. Ktoś otworzył drzwi, wciągnął leżącego do środka, a następnie zamknął je z powrotem. Omar poczuł, jak liczne ręce chwytają go, ciągną ku pniakowi i rozciągają na nim tak, jak wcześniej rozciągnięty leżał tu Ahmed. Nadstawił gardło i spojrzał na górującego nad nim kata. Za jego plecami widział niebo.
– Ojcze! – Krzyk z cytadeli doleciał do niego w tej samej chwili, w której lśniące ostrze runęło w dół.
Kilka dni później pod osłoną ciemności Ahmed opuścił fortecę. Rankiem, gdy odkryto jego zniknięcie, jedni zastanawiali się, jak mógł porzucić swego syna – którego matka zmarła dwa lata wcześniej na febrę – podczas gdy inni twierdzili, że nie mógł znieść wstydu, jakim się okrył, i dlatego musiał odejść.
Prawda była jednak zupełnie inna.
comments powered by Disqus