Taylor Anderson "W oku cyklonu" - recenzja

Autor: Łukasz Daniel Redaktor: Kilm

Dodane: 15-05-2012 05:57 ()


W oku cyklonu jest książką, która nie może przejść niezauważona zwłaszcza przez męską część czytelników. Pozycja ta traktuje o dwóch rzeczach, o których można by powiedzieć, że są materializacją testosteronu w naturze oraz spełnieniem czegoś, co można nazwać mokrymi snami dziesięciolatka. Panie i panowie, dinozaury i wielkie statki wojenne obok siebie w jednej książce! A to i jeszcze więcej okraszone atmosferą wielkiej przygody.

W oku cyklonu to pierwszy tom cyklu Niszczyciel, który w Stanach Zjednoczonych ukazał się jak dotąd w pięciu odsłonach. Część pierwsza rozpoczyna wędrówkę USS Walkera i jego załogi podczas bitwy na Morzu Jawajskim, gdzie alianckie statki starają się uciec przed ostrzałem japońskich jednostek. Walker wraz z siostrzaną jednostką, Mahanem, biorą kurs na burzę, która nie tylko chroni ich przed oczami Japończyków, lecz także przenosi ich do alternatywnego świata pełnego dinozaurów. Mało tego. Nie dość, że nasi bohaterowie trafiają do nieznanego im, niebezpiecznego uniwersum, to jeszcze okazuje się, że lądują po środku konfliktu między krwiożerczymi Grikami i podobnymi do lemurów rozumnymi stworzeniami, które nazywają siebie Ludem.

Taylor Anderson, chociaż ma swój wiek i jest osobą zajmującą się publikacjami naukowymi, dopiero debiutuje jako pisarz powieści fabularnych. Fakt ten da się odczuć, ale nie jest to skaza na kunszcie pisarskim Andersona, ponieważ powieść stylistycznie prezentuje się ładnie, a fabuła rozwija się logicznie i ciekawie. Chodzi tu o opisy jakimi autor się posługuje, a mianowicie o to, że wydają się odrobinę „suche”. Rzeczy i zjawiska przedstawione przez autora są nakreślone tak, że wszystko widać jasno i wyraźnie, lecz na tym się kończy. Suche fakty. Brak tu jakiegokolwiek wdawania się w szczegóły, które opisom nadawały by specyficzny smak. Rozbryzgi wody za statkiem to najzwyklejszy kilwater, a dinozaury pasą się na łąkach jak krowy. Polotu w tym niestety nie widać.

Z drugiej jednak strony, Anderson używa sporo profesjonalizmów i pojęć technicznych, które może i nie brzmią poetycko, ale sprawiają, że świat przedstawiony wydaje się bardziej wiarygodny. Niech nie zniechęcą się tym potencjalni czytelnicy, ponieważ terminów tych nie ma aż tak dużo, żeby książka nie była zrozumiała dla szczurów lądowych. Większość rzeczy wynika z kontekstu i łatwo się domyślić o co chodzi, lecz zdarzają się i takie perełki, które zmuszają do sięgnięcia po zaawansowane źródła wiedzy mogące owe nazwy objaśnić. Nie ma co się jednak dziwić, biorąc pod uwagę fakt, że Taylor Anderson nie dość, że jest ekspertem batalistyki historycznej, to jeszcze jest entuzjastą żeglarstwa. Trzeba również przyznać, że autor odwalił kawał dobrej roboty pod względem zbierania informacji potrzebnych do napisania W oku cyklonu. Już w podziękowaniach na początku wydania widnieją nazwiska sporej liczby osób powiązanych z marynarka wojenną, które zapewne udzielały Andersonowi konsultacji podczas pisania. Dodatkowo, na końcu książki umieszczonych jest kilka słów od autora, gdzie podane są informacje techniczne oraz historyczne dotyczące jednostek Walker i Mahan, a także wytłumaczenie paru kwestii na temat świata, w którym znalazły się jednostki obu statków.

Akcja i napięcie stanowią sporą część W oku cyklonu. Anderson zaczyna z kopyta bo od opisu bitwy, który ciągnie się przez około pięćdziesiąt stron. I uwierzcie mi, nie ma tam miejsca na nudę. Wzrok ślizga się po linijkach tekstu jak najszybciej byle tylko zobaczyć co stanie się za chwilę. Później wcale nie jest nudniej. Jeśli  załoga Walkera nie walczy to albo kombinuje jak zdobyć paliwo i pożywienie, albo nawiązuje kontakty z mieszkańcami obcego świata. Może Taylor Anderson nie popisuje się jeśli chodzi o opisy, lecz ma to coś, co sprawia że umiejętnie buduje gęstą atmosferę. Presję śmierci głodowej da się poczuć, a wizja utknięcia na środku oceanu jest w zasięgu wzroku. Co tu więcej mówić, przygoda chwyta za gardło tak, że aż nie chce się odkładać książki.

Co do dinozaurów występujących w powieści, nie należy spodziewać się kopii Parku jurajskiego, ponieważ dinozaury stanowią tylko element tła świata wykreowanego przez pisarza. Nie ma więc ciągłych potyczek z welociraptorami, czy ucieczek przed kłami tyranozaura. Dinozaury, które spotykają bohaterowie to głównie drapieżne ryby pływające wokół statku i roślinożercy, którzy tubylcom służą głównie jako zwierzęta pociągowe. Jednak możemy liczyć na to, że w kolejnych częściach się to zmieni, bo świat wykreowany przed Andersona ma sporo do zaoferowania.

Pierwsze, co zwraca uwagę w wydaniu książki, to ciężar. Nie ma co się jednak dziwić, ponieważ w niepozornej objętościowo książce mieści się około 470 stron wspaniałej zabawy. Kolejna rzecz, która jest warta zainteresowania to mapy przedstawiające podróże Walkera i Mahana. Sama okładka przedstawia się bardzo zachęcająco - ładny rysunek niszczyciela i stado pterodaktyli atakujących statek, czy też stworzeń im podobnych, działa pobudzająco na wyobraźnię. Jedynym mankamentem wydania jest tytuł wypisany srebrnymi zgłoskami, który zaciera się, gdy tylko nie stoi na półce. Biorąc jednak pod uwagę wszystkie współczynniki cena 35,90zł nie wydaje się być wygórowana.

W oku cyklonu to świetna rozrywka dla każdego niezależnie od płci, wieku, czy temperamentu. Anderson nie daje się czytelnikowi nudzić, zaskakuje rozwojem i różnorodnością sytuacji oraz stworzonym przez siebie światem. Książka prezentuje się zachęcająco i jest tania jak na swoją objętość. Warto zatem czekać na kolejny tom, który ukaże się pod polskim tytułem Krucjata.

Korekta: Kilm

Tytuł: W oku cyklonu

Tytuł oryginalny: Into the Storm

Autor: Taylor Anderson

Cykl: Niszczyciel

Tom: 1

Wydawca: Rebis

Data wydania: 19 kwietnia 2011

Przekład: Radosław Kot

Oprawa: miękka

Stron: 480

Format: 128×197 mm

ISBN: 978-83-7510-492-9

Cena: 35,90 zł

 

Dziękujemy Wydawnictwu Rebis za przesłanie egzemplarza do recenzji.

 

 

Powiązane artykuły:

Taylor Anderson "Krucjata" - recenzja


comments powered by Disqus