"Dorwać gringo" - recenzja
Dodane: 06-05-2012 21:23 ()
Czego by nie powiedzieć o Melu Gibsonie, że jest damskim bokserem, antysemitą czy rasistą, to nie można zarzucić mu jednego. Braku aktorskiego talentu. Kariera Szalonego Mela powoli zaczyna wracać na właściwe tory, a „Dorwać Gringo” jest tego najlepszym przykładem.
Każdemu złodziejowi wydaje się, że po tym jak zrobi skok życia, może udać się na zasłużone wakacje. Wszak cztery miliony dolarów pozwalają snuć plany na kilkanaście najbliższych lat, a plaże południowoamerykańskich państw stoją otworem. Niestety, trzeba jeszcze dobrze ukryć się przed okradzionym, który będzie chciał za wszelką cenę odzyskać swoją własność. Podczas ucieczki przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości, tytułowy gringo przedziera się przez meksykańską granicę. Skorumpowani gliniarze są po obu stronach, ale to Meksykanie się do tego jawnie przyznają. Widząc możliwość szybkiego zarobku, umieszczają niechcianego „turystę” w ekskluzywnym ośrodku wypoczynkowym, aby zaznał rozkoszy życia. Jeżeli zdaje wam się, że lokalne więzienie jest podobne do każdego, to grubo się mylicie. Sprytnemu złodziejaszkowi przyświecają tylko dwa cele: przetrwać w tych piekielnych slumsach, gdzie rządy sprawuje miejscowy zakapior oraz odzyskać uczciwie skradzione pieniądze. Dla Mela nie ma rzeczy niemożliwych.
Debiutujący reżyser, Adrian Grunberg, do spółki z Gibsonem nakreślili historię anonimowego antybohatera, który napędzany chęcią zemsty i odebrania swojej własności staje się wrogiem numer jeden w miejscowym więzieniu. Męskie, brutalne kino z odcinanymi palcami i krwawymi jatkami w tle, nakręcone zostało z pomysłem oraz humorem, a także okraszone brawurowym comebackiem Gibsona. Aktor szaleje na ekranie jak za dawnych lat, pod zaoraną bruzdami twarzą nadal widać charakterystyczny, szelmowski uśmiech „enfant terrible” Hollywoodu. Mel, podobnie jak starzejący się koledzy po fachu, nie odcina się od swej ekranowej przeszłości, jednak zamiast zanudzać widza piątymi czy szóstymi częściami niegdysiejszych hitów szuka innych, ciekawszych rozwiązań. Cóż bowiem ma do stracenia przy swojej reputacji? Co najwyżej może odbudować i ugruntować status nieco przygasłej gwiazdy.
W obrazie Grunberga wszystko posiada swoją cenę, a władza leży po stronie twardej waluty. Pieniądz otwiera każde drzwi, jest przepustką ku wolności, którą najłatwiej uzyskać przenosząc się na łono Abrahama. Ludzie bez perspektyw i nadziei nie tylko zostali odarci z resztek godności, ale poprzez warunki, w jakich nakazano im egzystować, zatarły się wszelkie granice moralne. Jednostka ma nikłe szanse na przeżycie. Ostatni sprawiedliwy meksykańskiego kryminału również do aniołków nie należy, ale żelazne zasady, którymi się kieruje, sprawiają że nie sposób go nie lubić. Ma waleczne serce, a swoim przeciwnikom funduje prawdziwą apokalipsę. Mówiąc krótko – elektryzujący występ jednego aktora, który warto obejrzeć na dużym ekranie.
„Dorwać Gringo” to kino gatunkowe w najlepszym wykonaniu, sprawnie napisane i zagrane, a przy tym stanowiące przykład rozrywki bez zbędnych fajerwerków. Miejmy nadzieję, że dobra passa Mela Gibsona będzie trwała nadal. Widać, że po rozczarowującej „Furii” i chłodno przyjętym, acz niezłym „Podwójnym życiu” aktor szybko się odnalazł. Mel jakiego znamy z „Zabójczej broni” wrócił i ma się dobrze, a wraz z nim kwintesencja sensacji. Do kina marsz.
7/10
Tytuł: "Dorwać gringo"
Reżyseria: Adrian Grunberg
Scenariusz: Mel Gibson, Stacy Perskie, Adrian Grunberg
Obsada:
- Mel Gibson
- Peter Stormare
- Johnny Yong Bosch
- Bob Gunton n
- Dean Norris
- Daniel Giménez Cacho
- Kevin Hernandez
Muzyka: Antonio Pinto
Zdjęcia: Benoît Debie
Montaż: Steven Rosenblum
Scenografia: Bernardo Trujillo
Kostiumy: Anna Terrazas
Czas trwania: 96 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
comments powered by Disqus