Stephen Deas "Łowca Złodziei" - recenzja
Dodane: 14-04-2012 08:20 ()
Większość pisarzy fantasy osadza swe opowieści w stworzonych przez siebie światach, w wymyślonych państwach lub w ostateczności - nieistniejących miastach. Konstruując jednak tło opowiadanych przez siebie wydarzeń posiłkują się tym, co już znają, szczególnie gdy chodzi o sferę obyczajową. Pomaga to w stworzeniu iluzji realności, która jest potrzebna, choćby sama opowieść była jak najbardziej fantastyczna. Stephen Deas nie jest wyjątkiem. Stworzył swoje Imperium razem z jego historią i religią, ale warstwę obyczajową zaczerpnął z rzeczywistości średniowiecznego, portowego miasta. A mówiąc dokładniej, z życia jego marginesu społecznego, ze środowiska drobnych przestępców. Akcja książki Łowca złodziei toczy się głównie właśnie w najpodlejszych portowych zaułkach, gdzie ludzie starają się zdobywając to, co im potrzebne, okradając kogo się da. Czasem jednak można trafić na niewłaściwego człowieka do obrobienia.
Berren mieszka w portowym mieście Deepheaven. Ma jakieś szesnaście lat, ale dokładnie nie wiadomo. Z zatłoczonego sierocińca wykupił go Siekiera - patron całej gromady chłopców, oficjalnie trudniących się oczyszczaniem miasta z odchodów, a nieoficjalnie będących sprawnymi złodziejami. Siekiera jest brutalnym i bezwzględnym przywódcą, który bez skrupułów demoralizuje i wykorzystuje zależne od niego dzieciaki. Zabiera im to, co ukradną, zostawiając najwyżej kilka groszy i katuje, gdy ukryją przed nim część łupu. Chociaż sam nazywa siebie ich opiekunem, w rzeczywistości bardziej pasuje do niego określenie "właściciel niewolników". Żaden z chłopców od niego nie ucieka, bo po prostu nie ma dokąd, wszyscy jednak marzą o awansie w hierarchii przestępczej.
Pewnego dnia chłopiec, wiedziony chęcią większego zarobku, okrada zawodowego Łowcę Złodziei - człowieka, z którym nikt nie zadziera bezkarnie. Czekają go dwie przykre niespodzianki. Po pierwsze sakiewka Łowcy jest prawie pusta, a po drugie mężczyzna z łatwością odnajduje schronienie chłopca. Jest też trzecia przykrość, jednak mniej niespodziewana - Siekiera po prostu sprzedaje swego podopiecznego Łowcy, chcąc ocalić własną skórę. Mistrz Sy, wbrew pozorom, nie ma złych zamiarów. Pragnie wyrwać chłopaka z nędzy i zależności od przestępców, gdyż czuje w nim wielki talent. W końcu nie każdemu udaje się okraść Łowcę Złodziei. Widzi w nim odpowiedni materiał na swego pomocnika, ale przyjdzie mu zmierzyć się z jego wyjątkowo buntowniczą naturą. Chłopiec wypatruje dogodnego momentu do ucieczki, a w domu Łowcy trzyma go właściwie tylko możliwość spotykania jego protegowanej - młodej szwaczki imieniem Lilissa.
Sy postanawia, że nauczy młodego złodzieja manier oraz czytania i pisania, nim przyjdzie czas na coś poważniejszego. Okazuje się to dla niego niemniej trudne niż dla chłopca. Sam nie grzeszy cierpliwością, więc praca idzie bardzo opornie. W dodatku nie jest to dobry czas, by skupić się na tym jednym zadaniu - w Deepheaven dzieje się coś, co budzi niepokój sędziara Kola, płacącego Łowcy za jego usługi dla miasta. Tym razem mistrz Sy będzie musiał się zmierzyć z wyjątkowo niebezpiecznymi ludźmi, a niepokorny podopieczny przysporzy mu wielu zmartwień...
Stephen Deas świetnie oddał w swej książce klimat portowego miasta, położonego gdzieś w bliżej nieokreślonym Imperium. Smród kanału i gnijących ryb, karczmy z tanim alkoholem, prostytutki, prymitywni zbrodniarze, a z drugiej strony część miasta, przeznaczona dla bogaczy, ze świątyniami i wspaniałymi lokalami. Gdzieś w tym wszystkimi tajemniczy Łowca Złodziei, bezwzględny drapieżca, niezrównany wojownik, Syannis, którego czasem nazywają księciem...
Czytelnik nie wie, jakie to czasy, może jednak wywnioskować z różnych napomknięć, że nie jest to przyszłość ani teraźniejszość. Jest to raczej opowieść z dość ponurej przeszłości, choć można jedynie domniemywać, jak głębokiej. Nie jest to zresztą ważne, skoro dotyczy świata stworzonego przez autora. Jednak taka grupa złodziejaszków, jak koledzy Berrena i taki gangster jak Siekiera mogli istnieć gdziekolwiek i kiedykolwiek - w starożytnej Grecji lub we współczesnym Dover. Przestępczy półświatek został opisany przez autora z drobiazgową dokładnością, podobnie jak wszystkie zachodzące wydarzenia. Bohaterowie książki są wyraziści i sprawiają wrażenie realnych ludzi. Nie używają czarów, walczą normalnie - mieczem, pałką, nożem albo po prostu pięściami. Mimo że Łowca złodziei jest zaliczony do kategorii fantasy, magii jest w tej powieści zdumiewająco mało - jest jedynie wspominana w rozmowach, i to bardziej w kontekście religijnym niż w jakimkolwiek użytkowym. Co prawda wspomina się w książce o przedmiotach "zaklętych", nie wiadomo jednak, czy rzeczywiście zostały one przesycone magią, czy też jedynie ludzie w to wierzą, gdyż tak im wmówili kapłani jednej z obowiązujących religii.
Książka została bardzo estetycznie wydana, z dopracowaną grafika na okładce i wypukłym tytułem wabi oczy i samym wyglądem zachęca, by wziąć ją do ręki. Duża czcionka i dobrej jakości papier stanowią dodatkowy atut. Kto ulegnie pokusie i kupi, ten nie pożałuje, gdyż pierwsza część nowej serii fantasy autorstwa Stephena Deasa jest bardzo ciekawa i dobrze napisana. Naprawdę lektura godna polecenia i warta swej ceny.
Korekta: Kilm
Tytuł: Łowca złodziei
Tytuł oryginalny: Thief-Taker’s Apprentice
Autor: Stephen Deas
Cykl: Łowca złodziei
Tom: 1
Wydawca: Prószyński i S-ka
Przekład: Agnieszka Sylwanowicz
Data wydania: 22 marca 2012
Oprawa: miękka
Stron: 320
Format: 125 x 195 mm
ISBN: 978-83-7839-080-0
Cena: 34 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Prószyński i S-ka za przesłanie egzemplarza do recenzji.
comments powered by Disqus