"A więc wojna" - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 14-03-2012 18:19 ()


 

Wybór odpowiedniego filmu to zdawałoby się odwieczny problem dla par składających się z osobników o odmiennych płciach. Ze względu na różnice zdań i poglądów dotyczących wyboru właściwego repertuaru wytypowanie produkcji, która spełni oczekiwania tak płci pięknej, jak i tej mniej czarującej, może okazać się nad wyraz problematyczne. Właśnie tutaj na scenę wkraczają agenci FDR i Tuck oraz film „A więc wojna”, który powinien zadowolić wszystkich szukających satysfakcjonującego kompromisu.

 

Casus Belli

 

Zarzewiem tytułowego konfliktu jest, jak to często bywa, kobieta. Można by pomyśleć, że mamy do czynienia ze standardowym i eksploatowanym niczym chińskie dzieci w fabryce adidasów schematem – dwóch nieprzeciętnie przystojnych mężczyzn walczących o względy nader urodziwej damy. Na ogół sama myśl o takiej konstrukcji fabuły wywołuje u męskiej części widowni zgrzytanie zębami oraz mimowolny odruch zaciskania pięści w poczuciu rezygnacji i bezsilności. Na szczęście scenarzyści przyszli w sukurs twardym macho zaciągniętym do kina przez rządne romantycznych porywów połowice i parą protagonistów uczynili tajnych agentów CIA, którzy w trakcie projekcji rozpętują na ekranie demolkę, jakiej nie powstydziłby się James Bond. Naturalnie czynią to w przerwach pomiędzy walką o serce urokliwej niewiasty za pomocą wszelkich środków, jakie dostarczyć może największa na świecie agencja wywiadowcza, a także wzajemnym podkładaniem sobie świni.

 

Psy Wojny  

 

Kolejnym atutem obrazu, poza udanym połączeniem akcji z komedią romantyczną, jest galeria bohaterów, która zaspokoi oczekiwania zarówno damskiej, jak i męskiej części widowni. Agenci FDR i Tuck swoją aparycją, charyzmą, męskością i romantycznością zjednają sobie serca kobiet, a to co wyczyniają na ekranie zaspokoi filmowe zapotrzebowanie na adrenalinę u towarzyszących kinomankom samców. Co więcej, Ci ostatni będą również mogli nacieszyć oczy obserwując wdzięki Lauren, stanowiącej obiekt polowania obu szpiegów, jak i wielu innych przewijających się przez ekran niewiast. Całości dopełnia fakt, że aktorzy bardzo dobrze wczuli się w swoje role i wypadają w nich bardzo naturalnie.

 

Strzelając śmiechem...

 

Jeśli idzie o stronę techniczną obrazu i zawarte w nim poczucie humoru to muszę stwierdzić, że choć same żarty nie wspinają się na intelektualne wyżyny to w czasie seansu nieraz głośno i szczerze parsknąłem śmiechem. I to bynajmniej nie z powodu niedoróbek filmu. Humor sytuacyjny (oczywiście utrzymany w klimacie filmów szpiegowskich), na jakim opiera się większość gagów oraz dowcipne dialogi przypadły mi do gustu i pozwoliły odetchnąć po podnoszących poziom adrenaliny scenach akcji. Z kolei te ostatnie, choć do szczególnie innowacyjnych i wyszukanych nie należą, zostały zmontowane w sposób agresywny, ale pozbawiony nadmiernego chaosu i okraszone dynamiczną, wpadającą w ucho muzyką. Bardzo solidna robota. W filmie znalazło się miejsce również na autoironię pod postacią stylizowanej na twór „ramboidalny” i pełnej klasycznych dla kina akcji klisz sceny... gry w paintball.

 

War has never been so much fun

 

Cóż, może niekiedy wojna bywa ukazana w sposób zabawniejszy, ciekawszy i efektowniejszy, ale z pewnością trudno o lepszy film, który stanowi połączenie dwóch tak odmiennych koncepcji. „A więc wojna” stanowi doskonały przykład rzemiosła na zaskakująco wysokim poziomie, kina lekko przyswajalnego i zadowalającego zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn. Zawiera odpowiedni ładunek romantyczności, akcji i humoru wymieszany w idealnych proporcjach. Szczerze polecam nie tylko parom szukającym kinowego kompromisu, ale również wszelkim miłośnikom komedii o sensacyjnym zabarwieniu, do smaku doprawionych szczyptą romansu.

 6/10

Tytuł: "A więc wojna"

Reżyseria:  McG

Scenariusz: Marcus Gautesen, Burr Steers

Obsada:

  • Tom Hardy
  • Chris Pine
  • Reese Witherspoon
  • Chelsea Handler
  • John Paul Ruttan
  • Valin Shinyei
  • Laura Vandervoort
  • Angela Bassett

Muzyka: Christophe Beck

Zdjęcia: Russell Carpenter

Montaż: Nicolas De Toth

Scenografia:  Martin Laing

Czas trwania: 98 minut 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


comments powered by Disqus