Mike Resnick "Starship: Okręt flagowy" - recenzja

Autor: Luiza "Eviva" Dobrzyńska Redaktor: Kilm

Dodane: 02-03-2012 12:11 ()


Mike Resnick jest przedstawicielem nurtu tzw. military sci-fi, a to znaczy, że przenosi w gwiezdną scenerię to, co gnębi ludzi tu, na Ziemi. Układy słoneczne, galaktyki i mgławice są dla niego tylko dekoracją, w której rozgrywają się odwieczne ludzkie dramaty. U ich źródeł leży wielka polityka i nienasycona żądza władzy. Cykl książkowy Starship jest opowieścią o kapitanie bojowego krążownika gwiezdnego, który traci wiarę w wyznawane dotąd wartości, takie jak lojalność wobec swej ojczyzny. Nie chce dłużej być narzędziem terroru i mordercą na rozkaz tych, którzy nie wychylają nosa poza swoje bezpieczne biura. Nie on jeden ma dość podbojów i wojen, których przyczyna została dawno zapomniana. Problem polega na tym, że w porównaniu z ogromną flotą Republiki siły zebrane przez kapitana Cole'a są śmiesznie małe i żałośnie niedozbrojone.

Trwa rebelia przeciw Republice, która sieje bezwzględny terror wśród zamieszkanych planet. Stacja Singapur, będąca siedzibą głównego sponsora buntowników, jest obecnie zagrożona inwazją. Budzi to poważny niepokój jej właściciela, zwanego Platynowym Księciem. W porównaniu z siłami bojowymi Republiki rebelianci dysponują znikomo małą flotą, w dodatku marnie wyposażoną, jednak wiedzą, że główne siły ich wroga zaangażowane są w wojnę z Federacją Teroni. Nie jest to też jedyny przeciwnik, z którym walczy agresywna Republika. Kapitan zbuntowanego okrętu "Teodor Roosvelt", Willson Cole, opiera swe rachuby właśnie na tym. Frontalny atak dałby niewiele, natomiast wojna podjazdowa, którą prowadzi, daje pewną niewielką szansę jego oddziałom na dotarcie do ich głównego celu: planety Deluros VIII. Dopiero tam mógłby on zmierzyć się z tymi, którzy stanowią prawdziwe zagrożenie - politykami, rządzącymi Republiką...

Resnick nie jest pierwszym twórcą, który przeniósł w kosmos targające ludzkością konflikty polityczne i narodowościowe. Imperialne zapędy i przekonanie o własnej wyższości, które pchają ludzi do konfrontacji między sobą, są według autora takie same na Ziemi i wśród gwiazd. Ta "antropomorfizacja galaktyki" powoduje, że czytając o obcych rasach wcale nie ma się wrażenia obcości. Nie chodzi tu jedynie o humanoidalne kształty, ale przede wszystkim o pewien schematyzm w sposobie myślenia typu "podbić i zdominować lub zniszczyć". Jest to typowy grzech wielu utworów science-fiction, poczynając od Wellsa i jego Wojny światów. Ludziom nie mieści się jakoś w głowach to, że mogą być nie jedną z wielu agresywnych ras galaktyki, ale na przykład jedyną naprawdę agresywną. W ich marzeniach wciąż pojawiają się wielkie imperia, dalekie podboje i widowiskowe bitwy z uzbrojonymi po zęby, wrogimi Obcymi, z którymi człowiek oczywiście zawsze musi wygrać. Jednak cała ta dekoracja, znana od wielu lat, posłużyła Resnickowi nie tylko do stworzenia bardzo ciekawej, dynamicznej powieści, ale i do zadania w niej ważnych pytań, które nie są bynajmniej natury kosmicznej.

Jaki jest sens pozostawania patriotą, gdy twoje państwo krzywdzi bezbronny kraj? Co ma większą wartość, lojalność czy zwykła uczciwość? Czy wymuszenie zeznań na schwytanych wrogu jest bezwzględnie niedopuszczalne? Czy można zabić jednego, by ocalić stu? Te dylematy moralne są nieobce nam wszystkim. Resnick pokazuje w swej książce i unaocznia w posłowiu do niej, że odpowiedzi nie zawsze są tak proste, jak nam się zdaje. Zależą one od wielu okoliczności, których nie można właściwie ocenić, jeśli nie jest się w samym środku zdarzeń. I właśnie to chciał przekazać czytelnikom.

Książka napisana jest ciekawym, lekkim stylem i jednocześnie naładowanym energią. Ma wartką akcję, brak w niej dłużyzn, a nutka humoru pozwala czasem złagodzić napięcie uśmiechem. Również sami bohaterowie są skonstruowani bardzo zręcznie, żadne z nich nie jest postacią płaską, jednowymiarową. Fabuła... no, z tym nieco gorzej. Wojna wśród gwiazd jest to pomysł już ograny i każdy, nawet pobieżnie obeznany z prawami fizyki wie, że opisywanie jej wymaga zastosowania umowności, która odziera utwór z choćby pozorów prawdopodobieństwa. Jednak nawet rzecz niemożliwą z punktu widzenia zwykłej logiki można opisać w sposób bardziej lub mniej prawdopodobny. Starship: Okręt flagowy razi pewną naiwnością i spłyceniem głównego wątku, a także iście westernowym rozwiązaniem głównej intrygi. Mimo to jest powieścią, którą czyta się z przyjemnością, nie mając uczucia, że to zmarnowany czas. Wydana jest bardzo ładnie, na dobrym papierze, z realistyczną grafiką na okładce, a dość duża czcionka ułatwia czytanie osobom ze słabszym wzrokiem. Cena nie odbiega od cen innych książek tego typu, nie jest może zbyt mała, ale i nie przesadnie wysoka. Można wytrzymać, a dobra rozrywka warta jest pewnej kwoty.

Korekta: Kilm

 

Tytuł: Starship: Okręt flagowy

Tytuł oryginalny: Starship: Flagship

Autor: Mike Resnick

Cykl: Starship

Tom: 5

Przekład: Robert J. Szmidt

Ilość stron: 425

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Seria: Obca krew

Okładka: miękka

Format: 12,5x19,5 cm

Data wydania: 11 lutego 2011

ISBN: 978-83-7574-326-5

Cena: 35,70 zł

 

Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za przesłanie egzemplarza do recenzji.

 

 


comments powered by Disqus