"Człowiek na krawędzi" - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 27-01-2012 20:15 ()


Od thrillera oczekuje się, aby akcja trzymała nas cały czas w napięciu, a rozwiązania fabularne ograniczą natężenie absurdów. Niestety w amerykańskim kinie już tak jest, że im więcej gwiazd upchanych na milimetr kwadratowy taśmy, tym finalny obraz jest mało strawnym daniem, ale nie jest to bynajmniej powód, aby nagle rzucać się z okna.

Nick Cassidy trafił do więzienia za przestępstwo, którego jak sam twierdzi nie popełnił. Dwadzieścia pięć lat za kratami to nie przelewki, więc eks-glina postanawia wyrwać się na wolność i udowodnić swoją niewinność. Przy okazji kieruje na siebie reflektory całego miasta próbując popełnić samobójstwo. Na miejsce swojego dziewiczego, a zarazem ostatniego lotu wybrał dwudzieste pierwsze piętro luksusowego apartamentowca. Desperat czy przebiegły manipulator?

Aby filmowym kliszom było zadość, na miejscu zdarzenia pojawia się zastęp dzielnych policjantów, straż pożarna, wścibska reporterka oraz morze gapiów skandujących: skacz!, skacz!, skacz! Takie numery to tylko w Ameryce. Show musi trwać nieprzerwanie od rana do nocy. Nie mogło również zabraknąć urodziwej negocjatorki, której fiasko ostatniego zadania spędza sen z powiek.  

Spytacie, co ciekawego może być w gapieniu się na człowieka, który z nieznanych pobudek chce przenieść się na łono Abrahama? No właśnie, przypadek jakich wiele. W tym momencie pojawia się druga strona medalu. Zmagania z niedoszłym skoczkiem są tylko sztafażem dla właściwej akcji - niestety zbyt schematycznej i nudnej, aby mogła rozruszać widza z drzemki. Miast postawić na dynamizm zaserwowano garść trywialnego humoru.

„Człowiek na krawędzi” to skrzyżowanie „Negocjatora” (okraszonego pamiętnymi rolami Kevina Spaceya i Samuela L. Jacksona) z „Ocean's Eleven” - tyle że w uboższym opakowaniu i wykonaniu. Samobójca jako rodzaj przynęty to interesujący zabieg, niemniej nie uchronił on twórców od zafundowania nam kilku niedorzeczności. Od początku fabuła obrazu niemrawym tempem pokonuje wyboje niczym pociąg polskie tory, a rozwiązanie jest składową kilku przypadków. Napięcia nieubłaganie osiąga punkt krytyczny… bliski zera. Kurczowe trzymanie się skostniałych metod spowodowało, że tytułowa krawędź okazała się wyolbrzymionym straszakiem.

W tytułowej roli możemy podziwiać Sama "I'm blue" Worthingtona, którego kariera rozpoczęła się wraz z odziedziczeniem spuścizny Arnolda Schwarzeneggera. Aktor wypada przekonująco, ale szału się nie spodziewajcie. Inna kreacja w jego dorobku, niż nieustępliwy heros ratujący świat przed zagładą, to swoisty popis wirtuozerii. Kroku dotrzymuje mu Elizabeth Banks w roli sponiewieranej przez życie negocjatorki. Niemniej stereotypowe wykorzystanie jej postaci świadczy o braku pomysłu scenarzysty na spożytkowanie potencjału aktorki, a że powalczyć potrafi pokazała już u boku Russella Crowe'a w obrazie "Dla niej wszystko". Natomiast pozostałe gwiazdy obsady jak Edward Burns, Jamie Bell czy w szczególności - król groźnych min - Ed Harris, pozostawiają wrażenie jakby przeszli obok filmu. Kariery ostatniego żal najbardziej. Mając tak skompletowaną obsadę oraz aspiracje zmierzające do pogmatwania intrygi nie pokuszono się o soczyste, zapadające w pamięć dialogi. Aktorzy jakoś tak beznamiętnie wypowiadają swoje kwestie, aby czym prędzej zainkasować czeki z wypłatą i przenieść się na plan kolejnej produkcji.  

"Człowiek na krawędzi" do obraz jakich wiele, o powolnym tempie akcji i zanikającym napięciu. Myślę, że dzieło przeznaczone jest dla osób, których ominęło szczęście obejrzenia zdradzającego zbyt wiele zwiastuna, tudzież fanom talentu Worthingtona. W pozostałych przypadkach warto wybrać się na inny tytuł.

 5/10

Tytuł: "Człowiek na krawędzi"

Reżyseria: Asger Leth

Scenariusz: Pablo F. Fenjves

Obsada:

  • Sam Worthington
  • Elizabeth Banks
  • Jamie Bell
  • Anthony Mackie
  • Genesis Rodriguez
  • Ed Harris
  • Edward Burns
  • Kyra Sedgwick
  • Titus Welliver

Muzyka: Henry Jackman

Zdjęcia: Paul Cameron

Montaż: Kevin Stitt

Scenografia: Alec Hammond

Kostiumy: Susan Lyall

Czas trwania: 102 minuty

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...