"Underworld": "Przebudzenie" - recenzja
Dodane: 21-01-2012 20:16 ()
Po ostatniej części „Underworldu”, ochoczo promowanej przez hasła pokroju: „każda wojna ma swój początek”, twórcy serii postanowili wybiec nieco w przyszłość. Skoro udało się wcisnąć widzom zarzewie konfliktu między wampirami a wilkołakami, to może należy ukazać kres znienawidzonych przez siebie nacji. Każda wojna ma swój koniec?
W prologu, aby przypomnieć mniej obeznanym chronologię podziemnego świata, autorzy przedstawili streszczenie poprzednich odsłon – swoista piguła. Odwieczna rywalizacja między krwiopijcami a Lykanami nareszcie została dostrzeżona przez ludzi. A jak to w takich przypadkach bywa, bojaźń i uprzedzenia prowadzą do całkowitej eksterminacji wszystkich osobników, którzy w najmniejszym stopniu odbiegają od wizerunku „normalnego człowieka”. W nagonce na genetyczne wybryki natury nie mogło zabraknąć Selene, która z niebywałą gracją uprawia taniec śmierci, zabijając na lewo i prawo napotkanych tropicieli. Widząc, że sytuacja jest patowa postanawia uciec z miasta wraz ze swym ukochanym Michaelem Corvinem – pół wampirem, pół wilkołakiem. Niestety coś idzie nie tak i wojowniczka budzi się po dwunastu latach hibernacji, będąc przetrzymywana w ośrodku, gdzie trwają badania nad wynalezieniem szczepionki przeciw epidemiom wampiryzmu i wilkołactwa. Czy bohaterce uda się zaaklimatyzować w nowej rzeczywistości, a zarazem zemścić na swoich oprawcach?
Aż dziw bierze, że w teamie twórców niniejszego dzieła znalazło się nazwisko J. Michaela Straczynskiego („Babylon 5”). Czym kierował się utytułowany scenarzysta komiksów („The Amazing „Spider-Man”) i filmów („Oszukana”) pomagając przy powstawaniu tak niestrawnego potworka? Trudno powiedzieć. Autorom, po ukazaniu genezy konfliktu w „Buncie Lykanów”, zamarzyła się apokalipsa z udziałem obu nacji. „Resident Evil” wśród wampirów? Oj, bo Jovovich się wścieknie.
„Underworld”: „Przebudzenie” posiada jedną zaletę (nie, nie jest to 3D). Jest nią powrót Kate Beckinsale, której akrobacje w lateksowym wdzianku ogląda się z przyjemnością. Najwidoczniej był to główny pretekst dla wskrzeszenia pogrzebanej serii, bowiem reszta winna pozostać milczeniem. Już sam zarys fabularny wydaje się niedorzeczny. Przez pierwsze dwie odsłony wampiry i wilkołaki okładały się zdrowo, a biedna ludzkość nic o tym nie wiedziała. W dobie wścibskich i szukających sensacji mediów oraz ogólnodostępnego Internetu – brawa za krótkowzroczność.
Autorzy nie zniżyli się do jakichkolwiek prób logicznego zawiązania wątków (istniejących jedynie w śladowych ilościach) – jak w przypadku pojawienia się znikąd najmłodszej bohaterki (wiwat deus ex machina). Oczywiście śmierć i cudowne ożywienie, niekończąca się amunicja w magazynkach, tudzież w przypadku jej wyczerpania w magiczny sposób pojawiająca się na powrót - to norma w podobnych produkcjach, która nikogo już nie dziwi, tak jak niewytłumaczalne zachowania protagonistów. Zrezygnowano również z mitologii rywalizujących nacji, zakorzenionej głęboko w poprzednich częściach. Rewia krwi, rozczłonkowywanie kolejnych postaci czy Mr. Hyde wśród wilkołaków miały zapełnić tę lukę. Niestety, nie udało się. Z ekranu wieje nudą w takt górnolotnych przemów o walce i przetrwaniu gatunku.
Niewiele dobrego można powiedzieć o postaciach drugiego planu, bo na dobrą sprawę albo ich nie ma (zbyt szybko giną), albo są to kreacje tak bezbarwne, że w duchu cieszymy się, że nie zagrzały na ekranie więcej miejsca. W ciągu osiemdziesięciu minut generowana komputerowo akcja przeplata się z bezradnością scenariusza i kwestiami z kina bardzo, ale to bardzo niskobudżetowego. Ścieżka dialogowa jest niezwykle uboga, a bohaterowie mają nam niewiele do powiedzenia. Nie ma również uczucia, że ogląda się horror, bowiem klimatem „Underworld”: „Przebudzenie” przypomina futurystyczne „zabili ją i uciekła, ale się zemści”, niż rasowy obraz grozy.
W tym tyglu niedoskonałości najbardziej żal Kate Beckinsale, jakby nie patrzeć aktorki z ambicjami (w tym roku zobaczymy ją jeszcze m.in. w remake'u „Pamięci absolutnej”). Szkoda, że wybrała drogę kariery Milli Jovovich – tandetne, nic niewnoszące do dorobku obrazy i zaszufladkowanie w ramach jednego cyklu. Być może nastała teraz taka moda, iż tylko pierwszoplanowe role w produkcjach „drugiej kategorii” gwarantują nazwisko na plakacie i status gwiazdy. Nie zmienia to jednak faktu, że dla Kate „Underworld” powinien skończyć się na pierwszej odsłonie, a finał niniejszego dzieła zwiastuje, że będzie co najmniej jeszcze jedna. Apokalipso nadciągaj i wybaw nas od nędznego kina!
2/10
Tytuł: "Underworld": "Przebudzenie"
Reżyseria: Måns Mårlind, Björn Stein
Scenariusz: John Hlavin, J. Michael Straczynski, Allison Burnett, Len Wiseman
Obsada:
- Kate Beckinsale
- Stephen Rea
- Michael Ealy
- Theo James
- India Eisley
- Sandrine Holt
- Charles Dance
- Kris Holden-Ried
Muzyka: Paul Haslinger
Zdjęcia: Scott Kevan
Montaż: Jeff McEvoy
Kostiumy: Monique Prudhomme
Czas trwania: 88 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...