Wieczór Celtycki - relacja

Autor: Izabella "Nesanica" Pacek Redaktor: Levir

Dodane: 13-01-2012 18:12 ()


 

Korekta: Levir

 

25   listopada   2011  r.,  Katowice,  Gościniec   Stajnia.

 

Barbara Karlik to postać coraz bardziej znana w fantastycznym światku. Głównie za sprawą   występów na takich konwentach jak Pyrkon czy Puckon – trudno znaleźć muzykę, która tak  dobrze oddawałaby magię tego rodzaju imprez, jak ta, którą prezentuje Barbara. Potok urokliwych   dźwięków płynących z harfy clairseach, zaczerpnięte z mitologii celtyckiej opowieści, pomruk dawnych czasów. Tak najlepiej można scharakteryzować twórczość artystki wszystkim dotąd niewtajemniczonym. Kontynuując irlandzką tradycję, według której harfiarze mieli uświetniać swymi występami przyjęcia lokalnych mecenasów, Barbara Karlik pojawia się w coraz to  nowszych miejscach. Pod koniec listopada, za sprawą Stowarzyszenia Kultury Alternatywnej, zawitała również do Katowic. Jako support wystąpił zespół Czarny Świerszcz. Oto krótka relacja z tego wydarzenia. 

 

 

Do Gościńca Stajnia, w którym miał się odbyć, dotarłam mniej więcej kwadrans przed rozpoczęciem. Na sali było dość kameralnie, pojedyncze osoby siedziały przy stolikach,  przypatrując się przygotowującym do występu muzykom. Było może kilka minut po 19, kiedy  rozpoczął swój występ katowicki duet Czarny Świerszcz. Wchodzący w jego skład Łukasz   Świerczyński (flety, fujara) i Daniel Łebek (gitara akustyczna) zabrali nas w ponad godzinną podróż, podczas której nie zabrakło akcentów zarówno typowo celtyckich (Greensleeves,  irlandzki  reel), skandynawskich (polka), jak i utworów własnych. Wszystko to oczywiście   zaserwowane w świeży, bogaty w improwizacje sposób, tak, by te bardziej nastrojowe kawałki przeplatały się ze skoczniejszymi. Zwłaszcza te ostatnie wywołały żywy odzew wśród publiczności, co widać było choćby na parkiecie. Jednak najbardziej gorąca część wieczoru miała dopiero nastąpić.

 

Jak się okazało nie musieliśmy na nią zbyt długo czekać. Wywołana przez zniecierpliwionych fanów Barbara Karlik pojawiła się na scenie około 20.45 otwierając swój występ utworem Chodź ze mną. Został on dedykowany obchodzącej w tym czasie urodziny znajomej artystki. Na dalszą część setlisty złożyły się przede wszystkim utwory z płyty pt. Karczma Niedokończonych Opowieści takie jak pieśń tytułowa, liryczna Sylvia Moraine, żartobliwe Tak dobrze być hobbitem, Siuil a Ruin oraz swojska Piękna i młoda, ale i kilka wcześniejszych jak Czarny kot czy W górę. Oprócz własnych kompozycji Barbara sięgnęła po melodie powszechnie kojarzone ze światem celtyckim: czy to po irlandzkie Spanish Lady, The Trees They Grow So High, rozsławione przez Simona & Garfunkela Scarborough Fair, czy też utwory z repertuaru Gwen Knighton (Gwen's Lullaby to Ygerna, Stepchild). W morzu celtyckich opowieści nie   mogło rzecz jasna zabraknąć także słowiańskiej kropelki. Był nią utwór Sequel o popielniku – nawiązanie do popularnej kołysanki pt. Na Wojtusia z popielnika. Moim zdaniem jeden z   najmocniejszych punktów tego wieczoru (na uwagę zasługują jeszcze Karczma Niedokończonych Opowieści, Tak dobrze być hobbitem i Piękna i młoda - autorskie utwory Barbary jakoś bardziej do mnie przemawiają). Niezwykłe wrażenie wywarła na mnie też harfa clairseach. Uwalniane z instrumentu dźwięki nadały opowieściom odpowiednią głębię i pozwoliły całkowicie wczuć się w atmosferę odległych epok i krain. Oczywiście jak przystało na prawdziwie karczemne klimaty, obok momentów zadumy nie mogło się obyć bez śpiewów i wyśmienitego humoru. Cały występ upłynął pod znakiem ciekawych anegdot, tupania i oklasków, a wieńcząca wieczór Kołysanka Gwen dla Ygerny wprawiła w przyjemny, marzycielski nastrój.

 

 

Poza częścią stricte muzyczną organizatorzy zadbali również o inne niespodzianki. Jedną z nich była prelekcja wikińskiego wojownika. Publiczność mogła się dowiedzieć m.in. tego, jaką rolę odgrywały runy w mitologii skandynawskiej i innych ciekawostek dotyczących tej kultury. Dla zainteresowanych przygotowana specjalne stoisko, gdzie można było nabyć płyty wspomnianych wykonawców i obejrzeć rękodzieło wykonywane metodą średniowieczną. 

 

Impreza dobiegła końca około dwudziestej drugiej trzydzieści. Oklaskom i uśmiechom nie było  końca. Nic dziwnego. Wieczór można zaliczyć do naprawdę udanych. Za sprawą niewielkiej grupy ludzi i odpowiedniej muzyki mogłam na parę godzin przenieść się w świat, w którym, tak jak to w każdej przyzwoitej karczmie, jest miejsce na żywe granie, dobry trunek i opowieści z   przeszłości. Czego chcieć więcej? Nie pozostaje mi więc nic innego, jak pogratulować pomysłu Stowarzyszeniu Kultury Alternatywnej i mieć nadzieję, że podobnych inicjatyw na terenie Katowic będzie coraz więcej, zaś wspomnianym artystom życzyć wielu sukcesów w nadchodzącym roku. 

 

 

Specjalne podziękowania dla Krzysztofa „Kena” Kołodziejczyka za możliwość skorzystania ze zdjęć.  

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...