"Coś" - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 21-12-2011 00:00 ()


Kiedy pierwszy raz oglądałem „Coś” Johna Carpentera, chciałem maksymalnie wczuć się w klimat filmu. Pomimo że za oknem było kilkanaście stopni styczniowego mrozu i śnieżna zawierucha, wraz ze znajomymi otworzyliśmy wszystkie okna, wymroziliśmy pokój, pozwalając płatkom śniegu wpadać do środka. A potem ubrani w czapki, kurtki, szaliki oraz rękawice zasiedliśmy do filmu. Należy tu zaznaczyć, że i bez tej innowacyjności w dziedzinie tworzenia atmosfery film wessałby nas bez trudu i trzymał w swoim uścisku do samego końca. „Coś” jest horrorem prekursorskim pod wieloma względami, toteż na długi czas określił standardy filmowej grozy. Czy wchodzący właśnie na ekrany kin prequel ma szansę powtórzyć sukces poprzednika?

Obraz Carpentera przedstawiał historię, która nie wymagała dodatkowych, zewnętrznych wyjaśnień. Wszystko co widz miał wiedzieć udało się reżyserowi skondensować w stu przesiąkniętych mroczną i paranoiczną atmosferą minutach. W takim razie po co tworzyć prequel? Nowa produkcja broni się przed tym zarzutem starając się rozwiać mgłę niedomówień otaczającą jeden z najbardziej tajemniczych wątków oryginału – co tak naprawdę stało się w norweskiej placówce badawczej? Otóż, grupa naukowców odkrywa zakopany pod lodem statek kosmiczny oraz jego pasażera, który zamarzł usiłując się wydostać. Po zabraniu rzekomego truchła do bazy i pobraniu próbek tkanki istota uwalnia się z lodowego bloku. Finał tej historii znają wszyscy fani gatunku, jednak obserwowanie jak doszło do wydarzeń ukazanych w „Coś” Carpentera daje sporo frajdy, tym bardziej, że po całym filmie rozsianych jest wiele nawiązań i odniesień do oryginału. Puszczanie oczka przez realizatorów może dać wiele radości miłośnikom filmu. Odbiorcy, którzy po raz pierwszy zetkną się z tematem, także będą bawić się całkiem nieźle. Historia, choć nieco sztampowa, jest zarazem na tyle rozsądna i logiczna, by nie obrażać inteligencji widza. Pomimo pewnej przewidywalności scenariusza, potrafi całkiem nieźle zbudować napięcie. Nie jest to jednak atmosfera tak gęsta i paranoiczna, jak ta znana z oryginału, co zapewne jest efektem przesunięcia akcentów z relacji psychologicznych między bohaterami, na eksponowanie masakry urządzanej przez tytułową bestię. Jednak wciąż potrafi wywołać niemiły dreszcz. 

Strona audiowizualna produkcji utrzymuje równy i całkiem porządny poziom wykonania. Muzyka jest wyraźnie inspirowana ścieżką dźwiękową oryginału. Dzięki temu udało się autorom zbudować odpowiednie napięcie. Charakter oprawy muzycznej jest w większości zgodny z tym, co widzimy na ekranie. Gorzej, gdy melodia miast potęgować efekt, tłumi go, a poszczególne dźwięki zaczynają przypominać koncert symfoniczny – co stoi w sprzeczności z konwencją dzieła. Za to efekty dźwiękowe, a w szczególności odgłosy kosmicznego potwora, brzmią odpowiednio przekonująco i obrzydliwie. Swoiste mlaskanie i bulgot, jaki wydaje z siebie bestia, pasują do jej wyglądu oraz sposobu zachowania.  

Choć potwór „brzmi” bardzo dobrze, nieco gorzej jest z wyglądem. Wizerunek obcej istoty, jej metamorfozę i mutację zaprojektowano ciekawie oraz w duchu oryginału, jednak samo wykonanie budzi zastrzeżenia. Animowany komputerowo potwór wyraźnie odcina się od otoczenia. Widoczna na pierwszy rzut oka sztuczność sprawia, że wygląda jak przeniesiony z gry komputerowej. Pomimo całej swojej obrzydliwości i strasznego wizerunku bestia psuje nieco nastrój i poczucie zagrożenia. Choć sprawdziłaby się bardzo dobrze w grze, to na tle autentycznych krajobrazów i scenografii wypada niezbyt przekonująco. Piątka za starania, trzy z plusem za wykonanie.

A zatem, czy prequel dorównuje oryginałowi? Nie. Czy warto go zobaczyć? Tak. Pomimo pewnych niedociągnięć jest to wciąż całkiem solidna produkcja z dreszczykiem. W miarę ciekawa historia, spójna i logiczna, potrafi utrzymać w napięciu, a efekty audiowizualne są na tyle przekonywujące, by nie niszczyć budowanej atmosfery. Całość składa się na solidne rzemiosło, które choć nie wyznacza nowych kanonów kina grozy i science-fiction, to nie przynosi też znaczącej ujmy swojemu protoplaście. Miłośnicy obrazu Carpentera znajdą tu wiele ciekawych odwołań do oryginału, a nowa widownia powinna docenić niezłą atmosferę i niegłupią fabułę.  

6/10

Tytuł: "Coś"

Reżyseria: Matthijs van Heijningen Jr.

Scenariusz: Eric Heisserer

Na podstawie opowiadania:  Johna W. Campbella Jr. "Who Goes There?"

Obsada:

  • Mary Elizabeth Winstead
  • Joel Edgerton
  • Ulrich Thomsen
  • Eric Christian Olsen
  • Adewale Akinnuoye-Agbaje
  • Paul Braunstein
  • Kim Bubbs
  • Jørgen Langhelle

Muzyka: Marco Beltrami

Zdjęcia: Michel Abramowicz

Montaż: Peter Boyle, Julian Clarke, Jono Griffith

Scenografia:  Sean Haworth

Kostiumy: Luis Sequeira

Czas trwania: 103 minuty

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...