"Contagion - Epidemia strachu" - recenzja
Dodane: 15-11-2011 15:31 ()
Od czasu do czasu trafia się taki film, na który do kina przyciągają nie intrygująca fabuła, ciekawy zwiastun czy chwytliwy temat, a po prostu nazwiska. Jeśli w jednym filmie pojawia się cała ekipa pierwszo- lub niemal pierwszoligowych aktorów obecnego Hollywood, tak naprawdę nieistotne jest o czym opowiada scenariusz, bo i tak obejrzy się ten film choćby tylko z ciekawości. A w "Epidemii strachu" głośnych nazwisk jest sporo, może nie aż tyle co w poprzednich filmach reżysera serii "Ocean's", Stevena Soderbergha, ale nadal grubo ponad średnią krajową.
Śmiercionośne wirusy dziesiątkowały ludzkość na dużych ekranach już nie raz i nie dwa. Czasem ze skutkiem niemal zupełnym, niekiedy mniej definitywnym, ale zawsze w określonym stylu. Trudno spodziewać się, żeby nakręcony na poważnie film, nazwijmy go, epidemiologiczny był czymś innym niż starającym się trzymać widza za gardło thrillerem. Budowanie atmosfery zagrożenia i niepewności, nieunikniona śmierć części bohaterów, wychodzące z ludzi egoizm i wola przetrwania w ekstremalnej sytuacji - te wszystkie elementy musiały się pojawić, bo w tego typu kinie pojawiały się zawsze. Pozostaje jedynie pytanie, czy film jest w stanie zaoferować coś nowego, co usprawiedliwiałoby w szczególny sposób jego powstanie.
Odpowiedź jest krótka i brzmi: "nie". Nowy film Soderbergha to tylko (i jednocześnie "aż") solidnie nakręcona wizja pandemii z wszystkimi wcześniej wymienionymi cechami gatunku, dobrym aktorstwem i kilkoma niezłymi scenami. Reżyser stara się jeszcze przedstawić własną obserwację społeczną dotyczącą ludzkiej natury, ale w żadnym momencie nie odkrywa Ameryki. Bo co tak naprawdę wynika ze stwierdzenia, że chorymi można manipulować i zawsze znajdzie się ktoś, kto na epidemii będzie chciał zrobić interes życia? Na palcach jednej ręki da się policzyć sceny, dialogi i momenty, które potrafią skutecznie trafić do widza godząc go trochę głębiej i wywołując inne przemyślenia niż tylko "no tak, wiem że tak jest".
Można by napisać, że jedynym co wyróżnia "Epidemię strachu" z tłumu jest brak immunitetu na umieranie na wyposażeniu znanych aktorów (największy plus nagromadzenia "dużych" nazwisk, który skutecznie pozwala trzymać w niepewności), ale jest jeszcze coś. Przez niemal cały czas projekcji z filmu bije chłód. Chłód realizacyjny w postaci oszczędnych i wyblakłych zdjęć i chłód emocjonalny towarzyszący obrazom spustoszenia, jakie czyni śmiercionośny wirus. Nie ma tu upiększania śmierci, łagodnej i smutnej muzyki towarzyszącej odchodzącym ludziom. Zamiast tego są prozaiczne problemy takie jak kończące się worki na zwłoki i miejsca do kopania masowych grobów. Nie należy jednak mylić tego chłodu ze znieczulicą, bo śmierć w takich ilościach wcale nie staje się mniej dotkliwa, a po prostu boleśnie przytłacza i zmienia sposób patrzenia na świat.
Dzięki takiemu przedstawieniu akcji "Contagion" jest w ten sposób najprawdopodobniej najbardziej realistycznym przedstawieniem globalnej epidemii, jakie zostało kiedykolwiek nakręcone. Brak tu hollywoodzkiego efekciarstwa, twardych jak głaz oraz bezwzględnych postaci wojskowych dowódców, rządowych spisków, zacierania śladów po tajnych operacjach, itd. Można odnieść wrażenie, że tak naprawdę winowajca jest tylko jeden, a na imię mu "przypadek". I to jest prawdziwe i w pewien sposób... świeże.
6/10
Tytuł: "Contagion - Epidemia strachu"
Reżyseria: Steven Soderbergh
Scenariusz: Scott Z. Burns
Obsada:
- Marion Cotillard
- Matt Damon
- Laurence Fishburne
- Jude Law
- Gwyneth Paltrow
- Kate Winslet
- John Hawkes
- Sanaa Lathan
- Elliott Gould
Muzyka: Cliff Martinez
Zdjęcia: Steven Soderbergh
Montaż: Stephen Mirrione
Scenografia: Howard Cummings
Kostiumy: Louise Frogley
Czas trwania: 106 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...