"Byłem bogiem" - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 25-10-2011 20:56 ()


Z pewną dozą ostrożności można założyć, że gdyby Fryderyk Nietsche zwykł czytywać komiksy, prawdopodobnie byłby w pełni usatysfakcjonowany lekturą niniejszego tytułu. „Byłem bogiem” to błyskotliwa refleksja o konfrontacji człowieczeństwa z czymś co pozornie nosi znamiona boskości.

Do chwili publikacji omawianego tytułu John Arcudi mógł wzbudzać w polskim czytelniku co najwyżej mieszane uczucia. Opublikowane w ramach kwartalnika „Komiksowe Hity” komiksy ze „stajni” Dark Horse („Aliens”: „Dusza robota”; „Predator”: „Grom z niebios”), do których wspomniany sporządził scenariusze, delikatnie rzecz ujmując nie wygenerowały licznej publiki ani też przychylnych ocen krytyków. Tym większym zaskoczeniem jest wysoka jakość „Byłem bogiem”, tytułu plasującego się w ścisłej czołówce tegorocznej oferty komiksowej. Z pozoru rzecz wydaje się kolejną wariacją na temat motywu Supermana, wprawnie synchronizując się z równolegle wydanym przez Muchę drugim tomem perypetii „Nowych Mścicieli”. O ile jednak „New Avengers”: „Sentry” stanowi przykład znakomicie zrealizowanego czytadła w poetyce Marvela doby wczesnego XXI wieku, o tyle fabuła Arcudiego przenosi ewentualnego czytelnika w realia bardzo bliskie naszym. 

Na pierwszy rzut oka Eric Forster jest niczym nie wyróżniającym się młodzieńcem wiodącym wciąż nie w pełni ustatkowany żywot. Jego manichejskim wręcz przeciwieństwem jest Hugh,  brat rzeczonego, błyskotliwy, rozsądny, majętny, a przede wszystkim pozostający w idyllicznym wręcz związku małżeńskim z olśniewająco piękną Almą. Zarówno Eric, jak i jego przyjaciel Sam podkochują się w tej idealnej także pod względem usposobienia niewieście. Cóż jednak czynić w sytuacji, gdy obiekt czułych westchnień pozostaje nieosiągalny… Póki co Sam i Eric starają się namówić Hugh na zakup jachtu negocjując przy tym korzystne dla siebie warunki. Tych, którzy z lekka zawiedzeni nosiliby się w tym momencie z zamiarem porzucenia lektury, wypada uspokoić. Bowiem znacznie mniej przyziemny element fabuły nieubłaganie nadciąga z otchłani kosmosu.

Upadek pozaziemskiego obiektu, który trafi niebawem w budynek zamieszkiwany m.in. przez Erica, w istotny sposób odmieni jego dalsze losy… W efekcie tej katastrofy ginie kilkadziesiąt osób; tymczasem wspomniany nie tylko wychodzi z zajścia bez szwanku, ale też jeszcze tej samej nocy zadziwia mieszkańców swego miasta, dając się poznać jako osobnik obdarzony nadnaturalnymi zdolnościami. W pierwszym odruchu Eric korzysta ze świeżo pozyskanych mocy według wzorca rodem ze superbohaterskiego komiksu. Sęk w tym, że „Byłem bogiem” dalece odbiega od standardów rodem z dajmy na to „Action Comics” czy całkiem udanej serii „Icon” (publikowanej swego czasu w ramach imprintu Milestone Media). Dlatego też ci, którzy spodziewają się, że kluczowa postać tej opowieści przywdzieje trykot, rozpocznie altruistyczną krucjatę z wszelkimi przejawami zła, tudzież podejmie się ściągania krnąbrnych kociaków z drzew, srodze się zawiodą. Bo pomimo dobrego startu, Eric stopniowo zaczyna dryfować w kierunku obszarów dalece odbiegających od wzmiankowanych chwile temu gatunkowych prawideł. Za sprawą Sama - narratora tej opowieści (i faktycznie jej głównego bohatera) – ewentualny czytelnik zyskuje sposobność obserwowania jak „amerykański sen” przeistacza się w koszmar totalnej degrengolady i destrukcji, naznaczonej naturalistycznie ukazanym okrucieństwem. Nie zdradzając więcej szczegółów dodać wypada, że podjęty temat John Arcudi zrealizował wręcz wzorcowo i z pozazdroszczenia godnym wyczuciem. Główny wątek wzbogacono o wprawnie ujęte relacje czworokąta „Alma – Eric – Hugh – Sam”, naznaczonego kompleksami braterstwa, a także szczerej, być może aż nazbyt bezkrytycznej przyjaźni. A wszystko to wyzbyte złudnego blichtru tanich telenowel, a nawet nieco bardziej doinwestowanych seriali typu „Heroes”. Zarówno obecny tu model fabularny, tematyka jak i całość świata przedstawionego w pełni predestynują ów komiks do jego ewentualnego przeniesienia na wielki ekran. Być może pewnego dnia… W odróżnieniu od tworzonych dla Dark Horse zleceń akurat w tym przypadku Arcudi dał się poznać jako twórca z najwyższej półki o niesamowicie przekonującym zmyśle narracyjnym.

Dzielnie sekunduje mu w tych poczynaniach zespół plastyków odpowiedzialnych za oprawę graficzną omawianej pozycji. Zarówno Peter Snejbjerg, jak i Bjarne Hansen (jak łatwo się domyślić po brzemieniu nazwisk obaj wywodzący się ze Skandynawii) mogą pochwalić się całkiem udanym dorobkiem współpracy z DC Comics, a zwłaszcza imprintem Vertigo (m.in. „Animal Man vol.1”, „Books of Magic” oraz „The Dreaming”). Jednak to właśnie „Byłem bogiem” uchodzi za najbardziej udane dokonanie w ich dorobku. Stylistykę pierwszego z wspomnianych cechuje z miejsca dostrzegalna swoboda w bezbłędnym ujmowaniu ruchu, gestów, mimiki obecnych tu postaci, ich nastrojów – i to często przy użyciu zaledwie kilku niezbędnych, acz wyrazistych kresek. Snejbjerg wyraźnie skłania się ku animacyjnej manierze, przypominającej nieco dokonania Darwyna Cooke’a („Catwoman vol.3”, a zwłaszcza „The New Frontier”) tudzież Phila Hestera („Nightwing vol.2”, „The Wretch”). Duński grafik zachowuje jednak stosowny dystans wobec popadania w nadmierną geometryzację, wpisując się raczej w stylistykę Marka Simpsona skrywającego się pod artystycznym pseudonimem „Jock”. Podobnie jak w zilustrowanych przezeń „Straceńcach” oraz mini-serii „Green Arrow: Year One”, również na kartach „Byłem bogiem” widoczna jest tendencja na rzecz skupiania uwagi czytelnika na obecnych tu postaciach. Co prawda nie zawsze, niemniej tło pełni tu częstokroć rolę umownej atrapy, zasygnalizowanej wówczas, gdy jest to niezbędne z punktu widzenia dramaturgii. Ziemista, ponura kolorystyka podkreśla duszny klimat tej przesyconej okrucieństwem i szaleństwem opowieści.

Oprócz standardowej dla Muchy wysokiej jakości edytorskiej niniejsza pozycja cieszy również z tego powodu, że stanowi swoisty „powiew” nowości. O ile wspominana seria „New Avengers” to na swój sposób pozycja klasyczna, o tyle „Byłem bogiem” miało swą amerykańską premierę zaledwie kilkanaście miesięcy temu. Okoliczność, że duński wydawca zdecydował się sięgnąć po ów tytuł - pomimo, że w kolejce czeka mnóstwo sprawdzonych komiksów – może dodatkowo świadczyć o jego wyjątkowości. Rzecz z pełnym przekonaniem godna polecenia nie tylko tym, którzy na samą myśl o superbohaterach krztuszą się alergicznym kaszlem, ale nawet osobom sceptycznie usposobionym wobec komiksowego medium w ogóle.

 

Tytuł: „Byłem bogiem”

  • Scenariusz: John Arcudi
  • Rysunki: Peter Snejbjerg
  • Kolor: Bjarne Hansen
  • Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wydawca: Mucha Comics
  • Data publikacji: 01.10.2011 r.
  • Okładka: twarda
  • Format: 170x260 mm
  • Druk: kolor
  • Papier: kredowy
  • Stron: 200
  • Cena: 89 zł

Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie komiksu do recenzji.

 

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...