"Skóra, w której żyję" - recenzja

Autor: Ania Stańczyk Redaktor: Motyl

Dodane: 14-10-2011 16:57 ()


Almodóvar i thriller? Czemu nie! Słynny chirurg, Robert Ledgard, po stracie żony rozpoczyna prace nad niezwykle wytrzymałą tkanką, która z powodzeniem może zastąpić ludzką skórę. Przełomowe odkrycie może całkowicie zmienić losy gatunku homo sapiens, między innymi dzięki uzyskaniu odporności na malarię.

„Skóra, w której żyję” to niewątpliwie film pełen wielkich emocji, w którym szaleństwo czyha na widza na każdym kroku. Antonio Banderas w roli demonicznego lekarza przeraża logicznym chłodem i konsekwencją swego postępowania. Także główna bohaterka Vera (w tej roli Elena Anaya), w miarę rozwijania się akcji filmu, okazuje się być kimś więcej niż tylko pięknością o delikatnej skórze. Tworząc tę postać Pedro Almodóvar zadaje wiele niewygodnych pytań, które długo po seansie kołaczą się w głowie odbiorcy.

Reżyser przyzwyczaił nas już do podejmowania problemu tożsamości płciowej, co w dobie intensywnych badań nad gender jest jak najbardziej na czasie. W najnowszym obrazie w interesujący sposób ukazał problem adekwatności kary wobec winy. Kolejnym wybijającym się elementem jest zagadnienie przemocy seksualnej, niezwykle aktualne zwłaszcza w Hiszpanii, w której coraz więcej kobiet pada jej ofiarą. Opinia publiczna w kraju Cervantesa z niepokojem śledzi kolejne doniesienia o morderstwach dokonywanych na płci pięknej przez byłych i obecnych partnerów. Problem staje się coraz poważniejszy, a podjęte przez rząd Zapatero środki zapobiegawcze nie dały pozytywnych rezultatów. Almodóvarowi udało się ukazać to zagadnienie w zręczny sposób, bez zbytecznego moralizowania.

Napięcie w obrazie buduje zarówno umiejętne wykorzystanie środków technicznych, jak i wyrazista gra aktorska. Także postaci drugoplanowe nie pozostają bezbarwne, skutecznie przykuwając uwagę widza, jak choćby brutalny i nieokrzesany Zeca.  Myli się jednak ten, kto sądzi, że nowy gatunek totalnie zmienił sposób opowiadania historii przez kastylijskiego mistrza. Zarówno kolorystyka, prowadzenie kamery, charakterystyczne rozgrywanie dialogów, pozostały bez zmian. Całość uzupełnia ciekawa ścieżka muzyczna.  Almodóvar po raz kolejny udowodnił, że potrafi tworzyć różne i zajmujące fabuły. Odbiegając od klimatu, do którego przyzwyczaił widzów, nie zatracił właściwego tylko sobie stylu. Nadal pozostaje autorem na wskroś hiszpańskim, silnie zakorzenionym w kulturze rodzinnego kraju. Jednocześnie udaje mu się tworzyć opowieści o charakterze uniwersalnym, ujawniające najciemniejsze zakątki ludzkiej duszy.

  Scenariusz „Skóry, w której żyję”, oparty na powieści „Tarantula" Thierry'ego Jonqueta obfituje w nieoczekiwane zwroty akcji, a każda z postaci pojawiających się na ekranie posiada własną, skomplikowaną historię. To także elektryzujące studium szaleństwa. Almodóvar pokazuje jak łatwo przekroczyć cienką granicę między normalnością a obłędem. Obsesja graniczy tutaj z zimnym chłodem, a pełne patosu „wielkie sceny” z rodzajowymi sekwencjami. Twórca „Volver” stworzył precyzyjny, miejscami niebezpiecznie ocierając się o kicz, dopracowany obraz o dużej sile wyrazu. Gorąco polecam.

 8/10

Tytuł: "Skóra, w której żyję"

Reżyseria: Pedro Almodóvar

Scenariusz: Pedro Almodóvar

Na podstawie powieści "Tarantula" Thierry'ego Jonqueta     

Obsada:

  • Antonio Banderas
  • Elena Anaya
  • Marisa Paredes
  • Jan Cornet
  • Roberto Álamo
  • Eduard Fernández
  • Blanca Suárez
  • Susi Sánchez

Muzyka: Alberto Iglesias

Zdjęcia: José Luis Alcaine

Montaż: José Salcedo

Scenografia: Antxón Gómez     

Kostiumy: Paco Delgado

Czas trwania: 120 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...