Polcon 2011 - relacja

Autor: Ania Stańczyk Redaktor: Motyl

Dodane: 29-09-2011 22:18 ()


W czwartkowe, gorące popołudnie wjechaliśmy do stolicy Wielkopolski, aby po raz kolejny wziąć udział w Polconie – najważniejszym konwencie w życiu polskiego fandomu. Po rekordowo szybkiej akredytacji (niecała minuta), przeprowadzonej na dodatek fachowo i w przemiłej atmosferze, mogliśmy oddać się konwentowemu szaleństwu.

Największą zaletą tegorocznej edycji była lokalizacja. Hala Międzynarodowych Targów Poznańskich to przestrzeń wręcz idealna do stworzenia imprezy – przestronne, klimatyzowane sale z pełnym zapleczem multimedialnym, szerokie korytarze, dzięki którym udało się uniknąć zatorów nawet po gali wręczenia nagrody im. J. A. Zajdla. Choć chwilami upał dawał się we znaki, a słońce mocno przygrzewało przez szklany sufit przejścia między budynkami, to mankamenty te były niemal niezauważalne przy ogromnej ilości plusów tego miejsca. Zmieściło się wszystko i jeszcze trochę, choć moim zdaniem przy tak ogromnych możliwościach lokalowych można było umieścić bloki konkursowe i naukowe w nieco większych salach.

Od strony programowej Polcon 2011 przedstawiał się równie zachęcająco. Jako osoba zainteresowana głównie prelekcjami nie mogłam narzekać. Szczególnie zajmujące okazały się sale naukowe i literackie, gdzie konwentowicze mieli dość szeroki wybór - począwszy od paneli tematycznych, podczas których niekiedy wywiązywała się dyskusja między prowadzącymi a publicznością, skończywszy na prelekcjach pisarzy. Uczestnicy tłumnie zawitali na punkty programu Ewy Białołęckiej, Anny Brzezińskiej czy Jakuba Ćwieka, a ciekawość wzbudziło też przybliżenie produkcji  filmu „Felix, Net i Nika oraz Teoretycznie Możliwa Katastrofa” przez małżeństwo Kosików.  Niestety, przy tak wielkiej różnorodności nie udało się uniknąć pomyłek. Przyznam, że niektóre punkty programu, które miały okazać się „pewniakami”, zawiodły na tyle, że opuszczałam je tuż po wstępie prowadzącego. Inne niespodziewanie okazywały się być lepszymi, niż można byłoby to wywnioskować z ich opisu. Także miłośnicy konkursów mogli przebierać w propozycjach. Jednakże bloki konkursowe posiadały jedną zasadniczą wadę – część z punktów programu odbyła się już wcześniej na Pyrkonie, a prowadzący nie zmienili pytań, przez co nie każda rywalizacja była uczciwa. Bezkonkurencyjna okazała się ekipa Rebisu, która uczestników swoich konkursów obdarowywała pokaźnymi nagrodami.

Zdziwiło mnie, że torby z logiem tegorocznego Polconu nie były wręczane uczestnikom przy wejściu, tak jak miało to miejsce chociażby w Warszawie, Zielonej Górze czy Cieszynie. Zresztą cała „wyprawka konwentowicza” nie prezentowała się zbyt imponująco. Plusem były gumowe opaski na nadgarstki, umożliwiające szybką identyfikację i niesprawiające większych niedogodności. Ciekawym rozwiązaniem było umieszczenie fotokodu na jednej ze stron informatora konwentowego. Dzięki temu posiadacze telefonów z Androidem mogli ściągnąć aplikację „Plan Konwentowy”, w którym dostępny był m.in. program konwentu. Furorę robiły też „anielskie” koszulki, które rozchodziły się jak świeże bułeczki.

Miłą przerwą w konwentowym życiu były koncerty. W piątek uczestnicy mogli wysłuchać energetycznego występu grupy Percival. Folkowe, dynamiczne granie wprawiło salę w niezwykle pozytywny nastrój, a kolejne piosenki niemal zapraszały do szalonego tańca. W sobotę zaś zagrał Jacek Kowalski, reprezentujący spokojniejsze brzmienie spod znaku gitary i pióra. Melodyjny głos i ciekawe, niebanalne teksty, a do tego akompaniament gitary – czyli poezja śpiewana w pełnej krasie.

Ponadto uczestniczki konwentu mogły wziąć udział w bezpłatnych warsztatach tribal dance prowadzonych przez poznański tribe Sunanda. Styl ten jest połączeniem tańca brzucha, flamenco, tańców plemiennych i indyjskich. Dziewczyny w bardzo efektowne strojach uczyły tribalu w jego najstarszym formacie ATS FCDB – polegającym na zbiorowej improwizacji.

Jak wiadomo, fantaści to gatunek różniący się od zwykłych śmiertelników. Na Polconie wielu z nich postanowiło pokazać swoją prawdziwą osobowość poprzez przebranie – na korytarzach mogliśmy spotkać aniołki, orki, krasnoludy, szturmowców oraz wielu, wielu innych. Dobrym pomysłem był konkurs strojów, który przyciągnął sporo widzów i uczestników, zapewniając im solidną dawkę dobrej zabawy. Także w następnych dniach po terenie konwentu przemykali bohaterowie najróżniejszych światów.

Uczestnicy, którzy akurat nie znaleźli w programie nic dla siebie, mogli spędzić czas w dobrze zaopatrzonym games roomie lub w Retrogralni, dzięki której można było przenieść się w niezapomniane czasy konsol podłączanych do telewizora i raczkujących pecetów. Gdyby i to nie zapełniło niespodziewanej luki w polconowej czasoprzestrzeni, można było integrować się w barku, a po zakończeniu atrakcji – w którejś z konwentowych knajp.

Podsumowując, tegoroczny Polcon mimo niewielkich potknięć (np. brak kart do głosowania na nagrodę Zajdla na starcie konwentu) należy ocenić pozytywnie. Program mógł zadowolić każdego, a atrakcji było tyle, że czasami przydatna okazałaby się umiejętność bilokacji. Czasu spędzonego wśród fandomowej braci nie żałuję, powoli snując plany dotyczące wyprawy do Wrocławia na kolejne, mam nadzieję nie gorsze, święto fantastyki.

 

Czytaj także: Polcon 2011 - postscriptum

Zobacz też: Polcon 2011 - fotorelacja


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...