"Dobić dziada" - recenzja
Dodane: 31-07-2011 16:09 ()
Powołana do życia przez Andrzeja Pilipiuka postać Jakuba Wędrowycza, zapijaczonego chłopka roztropka i samozwańczego egzorcysty, stała się w polskiej literaturze fantastycznej małą ikoną. Opisane w dziesiątkach opowiadań przygody starca-moczymordy przeciwstawiającego nadnaturalnym potęgom żelazną, wiejską logikę wspieraną przez zadziwiające ilości bimbru własnej produkcji, od lat bawią i przekazują prostą życiową mądrość kolejnym pokoleniom czytelników.
Jakub jest postacią, z którą wyjątkowo łatwo jest utożsamiać się osobom w wieku młodzieńczym dzielącym ze starym bimbrownikiem buntownicze nastawienie do życia i zamiłowanie do napojów o wysokiej zawartości roztworu etanolu. Odniosłem jednak wrażenie, że z zamiłowania do Wędrowycza wyrasta się wraz z wiekiem oraz świadomością, że wszystkie jego przygody opierają się na tym samym schemacie: Jakub pije -> Jakub napotyka problem natury metafizycznej => Jakub rozwiązuje problem dzięki ogromnej ilości bimbru i śwarnego poczucia humoru. Początkowa świeżość jest zabijana nudą oraz powtarzalnością. Dlatego też, gdy uświadomiono mi fakt istnienia komiksu z Jakubem Wędrowyczem pomyślałem, że może to być świetna okazja na odświeżenie nieco skostniałej oraz zastałej serii i ze szczerą ciekawością zapoznałem się z najmłodszym dzieckiem Andrzeja Pilipiuka i Andrzeja Łaskiego.
I niestety, po lekturze poczułem się jak osoba, której zaserwowano odgrzewany kotlet. Na fabułę albumu zatytułowanego (skądinąd słusznie) „Dobić dziada” składa się bowiem wybór starszych opowiadań, doskonale znanych miłośnikom prozy Pilipiuka. Wśród zilustrowanych kreską Łaskiego przygód emeryta-egzorcysty znajdziemy m. in.: „Hienę”, „Hrabiego”, „Okazję” czy „Ostatnią Posługę” - spięte swoistą sytuacyjną klamrą. Niniejsze historie, w oryginalnej formie nie grzeszące objętością, tu zostały dodatkowo obcięte i dopasowane do wymogów medium jakim jest komiks. Wiele z tych krótkich historyjek rokuje dobrze, wiernie adaptując początek danego tekstu, jednak później poziom ten spada ze względu na stłoczenie rozwinięcia i puenty w niekiedy zaledwie kilku kadrach, co może być dla niektórych rozczarowujące, a dla innych zwyczajnie irytujące.
Najwierniej oddano na kartach komiksu opowiadanie „Hiena”, które wyróżnia się spośród reszty swoją objętością i zdecydowanie najmniejszą ilością cięć scenariuszowych. Jestem świadom tego, że nad komiksem (o ile nie jest się fanem starającym się odkryć wszystkie smaczki) nie spędza się tyle czasu co nad dobrą książką, ale fakt, że byłem w stanie przeczytać „Dobić Dziada” w trakcie przejazdu pomiędzy czterema przystankami MPK wydaje się nieco żenujący. Wydawca przeczuwając zapewne, że odbiorca może się poczuć zdezorientowany lub okradziony z części treści, zdecydował się przeznaczyć część objętości komiksu na przedrukowanie oryginalnych tekstów wraz z towarzyszącymi im ilustracjami. Odbiorca otrzymał więc dwa w jednym, co w założeniu jest oczywiście plusem, jednak koneserzy Wędrowycza nie znajdą tu nic nowego, a dla osób stykających się z tą postacią po raz pierwszy czytanie dwa razy tego samego może okazać się nudne.
„Dobić dziada” nie jest jednak produktem pozbawionym pewnych zalet. Do największych z nich należy szata graficzna komiksu. Choć muszę przyznać, że po początkowym przekartkowaniu rysunki Andrzeja Łaskiego nie urzekły mnie, to mocno karykaturalny, niekiedy uroczo toporny styl grafika przekonywał mnie coraz bardziej wraz z każdą przewracaną kartką. Jego rysunki dobrze oddają groteskową i zaściankową atmosferę znaną z opowiadań. Projekty postaci są pozbawione nadmiaru przytłaczających detali, a ich rozmieszczenie w poszczególnych kadrach interesujące i dynamiczne. Rysownik obrazuje akcję z wielu perspektyw i dba, żeby każda strona wyglądała atrakcyjnie. Szczególnie dobrze udało się Łaskiemu zilustrować sekwencje szybko następujących po sobie wydarzeń. Paleta kolorów, jaką wypełniono kontury jest oszczędna i stonowana. Nie męczy oczu nadmierną jaskrawością i jest dobrze dobrana do scen i bohaterów. Jedyną rzeczą, do której można się obiektywnie przyczepić jest dość niechlujne liternictwo, ale jeśli uznamy je za zabieg mający pomóc w budowaniu atmosfery (wszak Jakub sam ledwie potrafił pisać) to można przymknąć na to oko. Subiektywnie, drażnił mnie nieco fakt, że brzegi poszczególnych kadrów zamiast schludnymi liniami prostymi, do jakich jestem przyzwyczajony, okazały się łukami i krzywymi sprawiającymi wrażenie kreślonych przez osobę blisko zapoznaną z Jakubem oraz jego wyrobami. Jednak muszę przyznać, że podobnie jak czcionka użyta w dymkach, taki a nie inny kształt kadrów pozwala budować klimat delirycznej przygody rozgrywającej się wśród oparów alkoholu i absurdu.
Pozostaje mi zatem odpowiedzieć na pytanie, czy warto zakupić album i zapoznać się z jego zawartością? Zapoznać – tak, choćby po to, żeby przekonać się jak Łaski zarysował w tych kilku krótkich historyjkach wojsławicką rzeczywistość. A wyszło mu to całkiem zgrabnie. Czy warto „Dobić dziada” zakupić? Tylko jeżeli jesteśmy wielkimi fanami przygód Jakuba i spółki, a także tylko jako ciekawostkę lub obiekt kolekcjonerski. Choć komiks, narysowano ciekawie i wydano bardzo starannie (twarda oprawa, kredowy papier) to fakt, że krótkie opowiadanka zawarte w albumie, za który zapłaciliśmy 65 złotych (+ VAT) skrócono jeszcze bardziej, a także sam komiks zajmuje niecałe 2/3 objętości albumu - może wywołać groźną dla zdrowia irytację. Osoby, które chcą zanurzyć się w wyobraźni Pilipiuka po raz pierwszy lepiej zrobią wydając tę kwotę na dowolne trzy tomy opowiadań. Otrzymają w ten sposób więcej spójnej i ciekawszej treści.
Tytuł: "Dobić dziada"
- Scenariusz: Andrzej Pilipiuk, Andrzej Łaski
- Rysunek: Andrzej Łaski
- Wydawca: Fabryka Słów
- Data publikacji: 05.2011r.
- Liczba stron: 96
- Format: 215x310 mm
- Oprawa: twarda
- Druk: kolor
- Cena: 68,25 zł
Dziękujemy Wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...