"Samozwaniec" tom III - recenzja

Autor: Łukasz Daniel Redaktor: Motyl

Dodane: 25-09-2011 18:54 ()


Raz jeszcze wkraczamy na zimne stepy dzikiej Rusi u boku Jacka Dydyńskiego z Dydni za sprawą trzeciego tomu powieści Jacka Komudy - „Samozwaniec”. Cóż więc przynosi nam kontynuacja cyklu „Orły na Kremlu” poza pijatykami i bijatykami? Zobaczmy.

Jacek Komuda to postać dobrze znana i mocno już zakorzeniona w polskiej fantastyce, która jak mało kto potrafi zjednywać sobie fanów. Na sukces pisarza składają się jego płodność artystyczna, niewątpliwy kunszt pisarski oraz przywiązanie do epoki Rzeczypospolitej szlacheckiej, w której umieszcza akcję większości swoich dzieł. Nie znaczy to jednak, że powieści Komudy skierowane są wyłącznie do entuzjastów siedemnastowiecznej Polski. Ja sam nie jestem zbytnio zainteresowany tematyką szlachecką i sceptycznie podchodziłem do pierwszego tomu, myśląc że autor zaserwuje mi powieść w stylu „Ogniem i mieczem”. Muszę przyznać, że zostałem bardzo mile zawiedziony. Zamiast ckliwej historii miłosnej - pełnej patosu i prawych postaw - dane mi było przeczytać powieść napisaną z iście szlachecką fantazyią, pełną pijaństwa, mordobicia, sprośności i obelg tak wymyślnych, że śmiech zaczyna targać ciałem, a szacunek dla ich twórcy przepełnia serce, a nadto opatrzoną wciągającą intrygą. Tak mniej więcej przedstawiają się dwa poprzednie tomy „Samozwańca”, a także takie powieści jak „Banita” czy „Bohun”.

Jacek Dydyński zostaje wzięty do niewoli po bitwie pod Dobryniczami i przydzielony do ciągnięcia armaty kierując swój azymut na Syberię. Pośród śnieżnych ostępów Rusi zmaga się z mrozem, strachem i innymi aspektami ciężkiego życia jeńca. Tymczasem jego brat, Przecław, rządzi się w Dydni tak, jakby ta należała już tylko do niego. Jednak jak to w pełnych akcji powieściach bywa, wydarzenia często przybierają niespodziewany obrót zmieniając ścieżki losu bohaterów.

Najciekawszym zabiegiem autora było przybliżenie czytelnikom Przecława Dydyńskiego, który w poprzednich częściach „Samozwańca” przedstawiony został w bardzo niekorzystnym dla niego świetle i do tego dość pobieżnie. Teraz Przecława postrzegać można nie tylko jako zagrożenie dla Jacka, majaczące gdzieś na horyzoncie za granicami Rzeczypospolitej, lecz jako postać posiadającą unikalne cechy charakteru, własne zmartwienia i motywy do działania. Szczerze mówiąc, Przecław bardziej przypadł mi do gustu niż Jacek, bowiem widzi błędy, które popełnia, trzeźwo patrzy na świat, kombinuje jak najęty i nie jest tak porywczy.

U Jacka za to niemalże po staremu – Rusinów uważa za rasę niższą, zajmuje się odnalezieniem stryja i podąża śladem Dworu, za wielką ujmę uważając służbę w armii Dymitra. Jednakowoż wydaje się, że tułaczka po wschodnich ziemiach zmieniła go. Ciągle jest lubiącym wypić narwańcem, lecz doświadczenia, które zebrał podczas swej podróży odrobinę go zmiękczyły i otworzyły oczy na losy innych ludzi. Tak więc Jacek staje się łaskawszy dla ludzi -  nawet dla Borysa, którym tak bardzo pomiatał.

Na uwagę zasługuje z pewnością odwzorowanie ulic Moskwy nie tylko pod względem wizualnym, lecz także topograficznym. Kiedy car przejeżdża się po stolicy, bądź kiedy opisywane są sceny kaźni na ulicach miasta, czytelnik może sobie łatwo wyobrazić, gdzie dokładnie ludzie byli ścinani, gotowani żywcem lub jak wyglądała droga od bram do Kremla. Trzeba przyznać, że Komuda, tak jak poprzednio, dokładnie zebrał informacje na temat rzeczywistości, w jakiej dzieje się akcja, dbając przy tym nawet o najmniejsze szczegóły. Wcześniej zasypywał czytelnika informacjami związanymi z militarystyką i jeździectwem. W tej części takowych nie znajdziemy dużo, ponieważ scen batalistycznych jest niewiele, a ich opisy nie są tak bogate i witalne jak te w drugim tomie. Zobrazowanie bitew w tomie trzecim polega na wymienieniu oddziałów biorących udział w danym starciu, przedstawieniu ich ruchów oraz napomknięciu o tym, co robił wtedy Jacek Dydyński. A wszystko to odrobinę za szybko i zbyt pobieżnie. Na pocieszenie powiem, że w wydaniu „Samozwańca” jak zwykle zamieszczona jest mapka, pozwalająca śledzić ruchy armii Dymitra.

Dzieje Przecława i Jacka rozkręcają się w zadowalającym tempie trzymając czytelnika w niepewności oraz zapewniając sporo niespodziewanych zwrotów akcji. Dowiadujemy się nieco więcej o tajemniczym Dworze, a z poczynań Przecława dostajemy cenną lekcję o tym, że lepiej dobrze żyć z rodziną.

Dodatkowo autor wprowadził liczne retrospekcje przedstawiające powstanie i kształtowanie się Dworu. Moim zdaniem zabieg ten nie do końca się powiódł. Reminiscencje według mnie są nieco nudnawe, chodź słyszałem też głosy, że wyglądają lepiej niż sztampowa spowiedź członka Dworu, traktująca o jego powstaniu.

Jacek Komuda znowu popełnił przyzwoity kawał literatury. Książka napisana jest z wielkim kunsztem, pisarz daje upust swojemu specyficznemu poczuciu humoru (kto czytał poprzednie tomy ten wie), a także kreuje niepowtarzalne postaci stające na drodze braci Dydyńskich. Jedynymi minusami powieści mogą być pobieżne opisy bitew czy retrospekcje (w moim odczuciu). Tajemnica Dworu, ani dzieje stryja Dydyńskich nie zostały do końca ujawnione, a tom trzeci kończy się tak, że niemal można wyć z pragnienia o jeszcze. Czas poświęcony na jego lekturze nie będzie jednak czasem straconym.

 

Tytuł: "Samozwaniec" tom III

  • Autor: Jacek Komuda
  • Cykl: Orły na Kremlu
  • Wydawca: Fabryka Słów
  • Data premiery: 08.2011r.
  • Wymiary: 12,5x19,5cm
  • Oprawa: miękka
  • ISBN-13: 978-83-7574-574-0
  • Seria: Bestsellery polskiej fantastyki
  • Cena: 35,70 zł

Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...