IV FMF w Krakowie. Relacja z koncertu finałowego

Autor: Maciej "Levir" Bandelak Redaktor: Levir

Dodane: 27-05-2011 18:58 ()


 

Korekta: Hakamata

 

Festiwal Muzyki Filmowej, odbywający się w Krakowie, zdążył, przez swoje trzy lata istnienia, zadomowić się na kulturalnej mapie Polski. Tym bardziej, że obecnie, to jedyna (i w ogóle jedyna z nielicznych) impreza o filmowej (a także komputerowej) muzyce, o międzynarodowej randze. O tym, że taki festiwal był strzałem w dziesiątkę, niech świadczą tłumy uczestników oraz największe nazwiska z branży na liście festiwalowych gości. Tradycyjnie już pozwolić sobie mogłem jedynie na uczestniczenie w kulminacyjnym koncercie, czyli projekcji Klątwy Czarnej Perły z towarzyszeniem wygrywanej na żywo muzyki. Nim jednak do tego dojdę należałoby odnotować pozostałe atrakcje.

 

Część koncertowa festiwalu rozpoczęła się 19 maja wieczorem w hali ocynowni ArcelorMittal. Bohaterem koncertu był, legendarny japoński kompozytor, Joe Hisaishi, nie tylko dyrygujący orkiestrą, ale także i grający na fortepianie. Zabrzmiały utwory m.in. z Spirited Away, Ruchomego Zamku Hauru, Księżniczki Mononoke, a także suity z filmów Takeshi Kitano. W drugi festiwalowy wieczór zabrzmiała muzyka z gier komputerowych. Jeszcze do niedawna soundtracki z gier były traktowane jako dodatek, nie grający wielkiej roli, jednak obecnie stały się one nieodłącznym elementem, podobnie jak muzyka w filmie. Melomani mieli więc okazję posłuchać monumentalnie brzmiącej muzyki z serii Final Fantasy oraz premierowego wykonania suity z wielce oczekiwanej polskiej produkcji - Wiedźmin 2. Sobota to oczywiście projekcja Piratów, a na zakończenie czwartego dnia imprezy - koncert muzyki z serialu Czas Honoru

 

W międzyczasie trwały festiwalowe akademie, gdzie można było posłuchać i porozmawiać z zaproszonymi gośćmi, zdobyć autograf czy zakupić płyty. Lista gości była imponująca: Masashi Hamauzu, Arnold Roth, Bartosz Hajdecki, Adam Skorupa, Krzysztof Wierzynkiewicz, Joe Hisaishi, Tomasz Gop, Jonathan Heely, Richard Kaufmann, Michał Kwieciński, Jarosław Sokół, Ewa Wencel, Małgorzata Górzańska, Rafał Orlicki, Antoni Pawlicki, Jan Wieczorkowski, Agnieszka Więdłocha, Maciej Zakościelny. Zabrakło jednak Klausa Badelta, autora ścieżki dźwiękowej do Piratów z Karaibów, który nagrał jedynie krótkie przywitanie (to samo przerabialiśmy w przypadku Howarda Shore'a, udało się go sprowadzić dopiero na III FMF).

 

Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły

 

 

 

Sobotni wieczór to wielce oczekiwana kulminacja imprezy - projekcja I części Piratów z Karaibów, wielkiego hitu Gore'a Verbinskiego, które wskrzesiło dawno umarły gatunek filmowy płaszcza i szpady traktujący o piratach. Trzeba pochwalić organizatorów za wyciąganie wniosków z poprzednich błędów i zaniedbań. Wprowadzono miejsca numerowane w sektorze najbliżej sceny, dzięki czemu część uczestników mogła przybyć na chwilę przed rozpoczęciem, co niewątpliwie ograniczyło rozmiar kolejki dla tych, którzy wykupili bilety na miejsca nienumerowane. Bramy do huty otwarto na półtorej godziny przed inauguracją, co spowodowało brak pośpiechu wśród oczekujących. Podobnie jak poprzednio autobusy MPK przewoziły zgromadzonych spod bramy do hali, tym razem jednak obyło się bez szaleńczego pościgu i walki o wejście do autobusu, dzięki "zatrudnionym" kontrolerom ruchu, którzy nie dopuszczali do przepełnienia i dbali o porządek. Od strony logistyki nie mam więc nic do zarzucenia. Dobrze pomyślane i wykonane (podczas poprzednich edycji różnie z tym bywało).

 

Hala to znakomity pomysł, który po raz drugi (i miejmy nadzieję, że już tak zostanie) zdał egzamin. Główną jej zaletą jest oczywiście uniezależnienie od pogody (bywalcy pamiętają wieczorny i nocny ziąb na I i II FMF), przestronność - dzięki czemu dźwięk dobrze się niesie - i porządek (murów nikt nie przesunie, barierki odgradzające jak na błoniach już tak). Po bezproblemowym zajęciu swojego miejsca zostało czekać na rozpoczęcie koncertu. 

 

Mniej więcej punktualnie prowadzący imprezę - Magdalena Miśka-Jackowska z RMF Classic i Andrzej Młynarczyk - aktor, wyszli na scenę i po krótkiej przemowie oddali miejsce dla muzyków z orkiestry Sinfonietta Cracovia, chórowi Pro Musica Mundi i dyrygentowi Richardowi Kaufmannowi. Piraci z Karaibów wypłynęli na hutnicze wody.

 

Byłem wielce ciekaw jak wypadnie muzyka Klausa Badelta na żywo. Miałem nadzieje i obawy. I to i to się ziściło. Muzyka do Klątwy Czarnej Perły została stworzona w większości dzięki elektronice, a żywe instrumenty stanowiły dodatek. Taki koncert, jak na FMF, wymagał więc niełatwej aranżacji na pełną orkiestrę. Siłą tej muzyki jest niesamowity "wykop" i potężne elektroniczne brzmienie, które spycha na drugi plan instrumentarium orkiestrowe. Miałem więc obawy, że pozbawienie tej muzyki elektroniki spowoduje, że jej przyjemność płynąca z jej odbioru będzie znacząco ograniczona. Na całe szczęście w tej kwestii się pomyliłem. Muzyka Badelta, mimo odarcia jej z elektroniki, nadal brzmiała potężnie, ale co ważniejsze czysto. Właśnie ta czystość brzmienia zrekompensowała mi brak basów i elektronicznego "brudu", jaki usłyszeć możemy na płycie. Najlepszy tego efekt uzyskano w trakcie sceny, gdy piraci z Czarnej Perły atakują port (na płycie utwór Sword Crossed), oddać w tym miejscu należy hołd muzykom z orkiestry, którzy tak niesamowicie czysto zagrali ten fragment będący niezwykle szybkim i dynamicznym utworem. Wreszcie słyszalny był też męski chór, który na płycie (i w filmie) spychany jest gdzieś na głębokie tyły. Liryczny motyw zabrzmiał wyjątkowo pięknie w wykonaniu na żywo. 

 

Orkiestra wykonała ponownie ogromną pracę z zadziwiającą wirtuozerią. Dość powiedzieć, że tam gdzie wydawało mi się, iż trochę przyspieszyli, bądź zwolnili w stosunku do muzyki w filmie okazywało się, że jednak wszystko było zsynchronizowane tak jak trzeba. Oczywiście poprzez aranżację pewne rzeczy zabrzmiały inaczej niż się do tego przyzwyczailiśmy, niemniej jednak odbiór był tak samo przyjemny, jeśli nie przyjemniejszy. Małego prztyczka w nos jednak dam. Moim zdaniem, jeszcze lepszy efekt uzyskano by wyprowadzając na pierwszy plan "bas" w postaci kotłów i porządnej perkusji (ich brak albo zmarginalizowanie, było także słyszalne przy wykonywaniu muzyki z Władcy Pierścieni) a tak, niestety ale te dźwięki zabrzmiały bardzo ubogo.

 

 

 

Koncert zakończyła potężna suita wygrywana na napisach końcowych, po której nastąpiła zasłużona owacja na stojąco. Świetny koncert, świetne wykonanie, świetny repertuar. 

 

W tej beczce miodu odnajdziemy jednak łyżkę dziegciu. Niewielką, ale bardzo niesmaczną, o której wspomnieć na koniec muszę. Chodzi o zakaz fotografowania (i innych czynności rejestrujących, jakkolwiek mnie osobiście interesował tylko ten pierwszy). Podczas poprzednich trzech edycji nie spotkałem się z takowym zakazem. Zarówno podczas pokazów na błoniach, jak i "pierwszego razu" w hali ocynowni nie zauważyłem, by kogoś upominano z tego powodu. Swobodnie można było robić zdjęcia i nikt na to nie reagował. Tym razem dzwonek alarmowy zabrzęczał mi na bramkach gdy ochrona zapytała czy wnoszę jakieś aparaty, a tuż przed koncertem robiąc zdjęcia pustej sceny (formalnie więc koncert jeszcze się nie zaczął) zostałem grzecznie poproszony o złożenie aparatu do depozytu. Na nic zdały się tłumaczenia, że nie będę fotografował w trakcie (poczułem się wtedy trochę jak petent w urzędzie skarbowym, który z założenia jest krętaczem). 

 

Rozumiem to, że organizator ma święte prawo wprowadzić taki zakaz (i wszelkie inne mniej lub bardziej bzdurne), zastanawiam się tylko po co (chyba, że wystąpił o to właściciel praw autorskich - wtedy pretensje skierowane są ku takowemu). Powód pierwszy to fakt, że na wcześniejszych edycjach nie było tego problemu (czemu więc teraz?), powód drugi - płacę za bilet i uczestniczę w wydarzeniu, więc chciałbym mieć oprócz wspomnień materialną pamiątkę - ot, głupie kilka zdjęć z perspektywy mojego miejsca (no i na potrzeby tej relacji). Ale nie, jest zakaz, mogę mniemać, że tylko z powodu tego, iż niechybnie nagram cały koncert aparatem na trzęsących się dłoniach koncentrując się na nagrywaniu, a nie słuchaniu (no bo przecież chyba nie dla wysłuchania się tam znalazłem) i na dodatek z odległości grubo ponad 100 metrów. Następnie sprzedam to za ciężkie miliony i nie będę musiał się martwić o emeryturę. I nawet biznesplanu nie potrzeba. Absurd. Idąc za regulaminem imprezy organizator powinien odebrać 90% uczestników telefony komórkowe mające obecnie w standardzie aparaty fotograficzne i kamery.

 

Z powyższego powodu w relacji prezentuję zdjęcia jakie udało mi się zrobić do czasu rozpoczęcia koncertu.

 

Powyższe jednak nie jest w stanie odebrać mi niesamowitej przyjemności z uczestniczenia w tym wydarzeniu. Festiwal Muzyki Filmowej w Krakowie coraz bardziej zbliża się do czołówki światowych imprez tego typu, a jeśli organizatorzy mieliby ambicję je przegonić to wcale nie stoją na straconej pozycji. za rok piąta odsłona FMF i zapewne II część Piratów z Karaibów: Skrzynia Umarlaka, o tyle łatwiejsza w wykonaniu, że ma więcej gotowego orkiestrowego materiału. Ponadto jej głównym twórcą był już nie Klaus Badelt, a sam Hans Zimmer, można więc mieć nadzieję, że uda się "sprowadzić Niemca na Polską ziemię" co w tym wypadku byłoby więcej niż wskazane.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...