"Gnomeo i Julia" - recenzja
Dodane: 18-05-2011 21:12 ()
„Romeo i Julia” Williama Szekspira doczekało się przeróżnych adaptacji, mniej lub bardziej udanych. O zakazanej miłości opowiadali m.in. Baz Luhrmann i Franco Zeffirelli. Temat chodliwy, zatem trudno się dziwić mnogości jego wariacji. Tym razem w fabułę opartą na utworze angielskiego mistrza wpisano postaci sympatycznych krasnali ogrodowych. Nie zabraknie oczywiście malkontentów, nazywających „Gnomeo i Julię” profanacją słynnego dzieła.
Na ulicy Verona Drive od lat toczy się zacięta rywalizacja między sąsiadami – panią Montecką i panem Kapuleckim. Słowne utarczki, wyzwiska i groźby dotyczą nie tylko świata ludzi, ale znajdują także ujście w pozornie idyllicznej rzeczywistości ogrodowych krasnali. Niebieska czy czerwona pigułka, pytał Morfeusz w „Matriksie”. W animacji mamy podobnie, albo jesteśmy sympatykami przedstawicieli niebieskich pod wodzą Modrejbulwy albo czerwonych rządzonych przez Ogniomura, mającego w zwyczaju mylić refleksje z refluksem.
Wejście na terytorium wroga bez stosownego wsparcia może zakończyć się tragicznie, a ród krasnali jest wyjątkowo podatny na wszelkiego rodzaju kontuzje lub pęknięcia. Sensem życia dla jednych i drugich jest rywalizacja, czy to na kosiarkach udających (prawie) gwiezdno-wojenne ścigacze czy w ryzykownych akcjach mających na celu spłatanie figla oponentowi. Konflikt trwa od tak dawna, że nawet najtwardsi krasnale nie pamiętają jego źródła. Sytuacja zmienia się, gdy reprezentant niebieskich, Gnomeo, w którym pokładana jest cała nadzieja na upokorzenie czerwonych, zakochuje się z wzajemnością w Julii, córce wodza przeciwników. Romans kwitnie w zaciszu zielonych trawników w towarzystwie trzepniętego flaminga. Czy uczucie położy kres wojnie zwaśnionych familii, a może zakończy się podobnie jak u Szekspira?
Obraz na początku sprawia pozytywne wrażenie – przyjemna dla oka animacja, dopracowana i szczegółowa, pozwala zagłębić się w zwariowany świat walecznych krasnali. Konflikt postępuje, prowadząc do zaognienia stosunków między czerwonymi a niebieskimi – obie nacje nie szczędzą sobie zniewag, obelg i partyzanckiej wojny podjazdowej. Akt wandalizmu jednych natychmiast spotyka się z ostrą ripostą drugich. Wedle zasady „wolnoć Tomku w swoim domku” najlepiej nie wychylać nosa poza dziurawe ogrodzenie własnego podwórka. Na tym etapie pojawia się pierwszy zgrzyt, bowiem poza Gnomeo i jego bezpośrednim rywalem, Tybaltem, pozostałe krasnale są nieciekawe z punktu widzenia opowiadanej historii. Gdzieś przez moment przemknie wędkarz czy grzyb-tropiciel, ale to mało. Sytuację stara się rozruszać przebojowa żaba Dżaneta, dla której milczenie nie jest złotem, a jej sikawka, tzn. jadaczka nigdy się nie zamyka. Drugim charakterem odpowiedzialnym za humor jest flaming o sepleniącym głosie Czarka Pazury – identycznym do Sida z „Epoki Lodowcowej”. Wielkie rozczarowanie - aktor użyczający głosu bohaterom animacji powinien zdawać sobie sprawę, że nie kopiuje się własnych dokonań, bo to pójście na łatwiznę.
Po pierwszym zauroczeniu „Gnomeo i Julia” zmienia się w słabiutką komedyjkę, która rozbawić może najmniej wybrednych widzów. Poziom gagów jest nierówny, a możliwości bojowe krasnali sprowadzają się do masowej destrukcji. Najmłodszym taka rozwałka zapewne przypadnie do gustu, ale pozostałych może znużyć infantylnością oraz brakiem urozmaicenia. Maluczcy mieszkańcy ogrodów na widok ludzi zastygają w niecodziennych pozach, toteż trudno uciec od nawiązań do „Toy Story”. „Gnomeo...” przy dziele ze stajni Pixara prezentuje się ubogo pod każdym względem – fabuły, charakterystycznych i zapadających w pamięci postaci czy mało wyeksponowanych efektów 3D. Przygody zabawek Andy’ego były porywające, a wojna krasnali to typowa produkcja na jeden wieczór, czemu nie można się dziwić skoro nad scenariuszem krótkiego filmu pracowało aż dziewięć głów.
Na osłodę niech pozostanie sprytnie wpleciona w kolejne sceny muzyka Eltona Johna, nomen omen producenta obrazu. Jeżeli ktoś uwielbia kultowe przeboje angielskiego szlachcica, na pewno nie raz pobuja się w fotelu przy ich dźwiękach. Polski dubbing w przeważającej mierze wypada solidnie, ale bez dialogowych fajerwerków. W oryginale obsada animacji prezentuje się imponująco.
Podsumowując, „Gnomeo i Julia” na pewno przypadnie do gustu młodszej widowni oraz fanatycznym miłośnikom krasnali ogrodowych wszelkiego rodzaju. Pozostali muszą uzbroić się w cierpliwość w oczekiwaniu na drugie danie mistrza kuchni Po. Kung Fu Panda nadciąga do kin, aby zmierzyć się z przeznaczeniem - odwiecznym wrogiem, zimnym jak stal i twardym niczym skała. A imię jego... schody.
6/10
Tytuł: "Gnomeo i Julia"
Reżyseria: Kelly Asbury
Scenariusz:
- Andy Riley
- Kevin Cecil
- Rob Sprackling
- Mark Burton
- Kelly Asbury
- Emily Cook
- Kathy Greenberg
- Steve Hamilton Shaw
- John R. Smith
- James McAvoy
- Emily Blunt
- Ashley Jensen
- Michael Caine
- Matt Lucas
- Jim Cummings
- Maggie Smith
- Jason Statham
- Ozzy Osbourne
- Patrick Stewart
- Julie Walters
- Hulk Hogan
Muzyka: Elton John, Chris Bacon, James Newton Howard
Montaż: Catherine Apple
Scenografia: Andrew Woodhouse, Karen de Jong
Czas trwania: 85 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...