"Zbyt cool by dało się zapomnieć" - recenzja
Dodane: 18-05-2011 17:52 ()
Jeśli dawno weszliśmy w dorosłość, a beztroskie lata szkoły średniej za nami, nie wiemy tak naprawdę, jak zapamiętali nas znajomi z tamtych czasów. Nie pomogą nasze odczucia, gdyż obiektywizmu w nich za grosz. Myślimy, że wspomina się nas jako luzaków, których wszyscy w klasie uwielbiali. Całkiem prawdopodobne, że było wręcz odwrotnie, a nasza „fajność” wydawała się niektórym irytująca. A może wolimy wspominać siebie jako gwiazdę, której zazdroszczono dobrych ocen czy osiągnięć sportowych? Mogło być inaczej – kolegów denerwowało to, w jaki sposób wyrażaliśmy swoją wyższość. Czasami rozmyślamy nad obecnym losem nauczycieli już wtedy zdradzających oznaki słabego zdrowia; wspominamy też Kasię, Asię, Anię, Dorotę i Monikę, które pozwoliły się pocałować na szkolnej potańcówce. Jeśli jest się kobietą, można rozmyślać nad swoją drogą karierowiczki, Matki Polki, akademickiej gwiazdy nauki, zadając sobie pytania brzmiące mniej więcej tak: „W szkole uchodziłam za puszczalską czy raczej niedostępną snobkę?”.
Nie każdy może jednak wrócić do czasów młodości, chyba że nazywa się Peggy Sue albo ma podrasowanego DeLoreana DMC-12, zbudowanego przez szalonego doktorka. Andy Wicks, bohater napisanego i narysowanego przez Alexa Robinsona komiksu pt. „Zbyt cool by dało się zapomnieć”, dostał jednakże szansę na taki powrót, a jego początkiem jest sesja hipnotyczna, mająca mu pomóc w rzuceniu palenia. I tak oto mężczyzna w średni wieku otwiera oczy nie w gabinecie, do którego przyszedł pozbyć się nałogu, ale na korytarzu szkoły z lat osiemdziesiątych. Łysina zniknęła, na jej miejscu Andy znowu ma gęstą czuprynę; podobnie z „tatusiowym” brzuszkiem, który ustąpił miejsce sylwetce chuderlaka. Jaki jest cel tego ponownego przeżywania tamtych lat? Czy Andy, podobnie jak bohater serialu „Zagubiony w czasie”, musi wypełnić kosmicznie ważne zadanie, by wrócić do swojej czasoprzestrzeni? Padają pytania, które są znanym sztafażem konwencji SF, niestety Andy będzie miał trudności ze skupieniem się nad odpowiedziami, bo mimo że mentalnie pozostał tym samym starzejącym się panem, kipiące hormonami ciało nastolatka jest mniej pokorne niż umysł. Pojawiają się dziewczyny. Znowu…
Czytając „Zbyt cool by dało się zapomnieć” ma się przed oczami wiele komedii, takich jak: „Powrót do Przyszłości”, „Peggy Sue wyszła za mąż” czy „Jutro będzie futro”. Pozornie to wesolutka opowieść o naprawianiu przeszłości. Było, prawda? Tak, było! Robinson bawi się na szczęście niektórymi kliszami. Jego Andy nie jest nieszczęśliwy, żyje mu się całkiem przyzwoicie, mimo wyraźnie wyczuwalnego marazmu zwanego inaczej – codziennością. Metaforyczna (czy aby na pewno?) podróż nie musi wcale prowadzić do zmian; nie ma tutaj paradoksów czasowych, którymi lubią nas zabawiać twórcy dzieł fantastycznych. Robinson początkowo żongluje nawiązaniami (bezcenny jest komentarz Andy’ego na temat „The Breakfast Club”, popularnego kiedyś manifestu młodzieżowego w reżyserii Johna Hughesa), ale robi to, by zacierać ślady, bo nie o zabawę, ale psychoanalizę i traumy tu chodzi. Celem podróży Andy’ego jest oczyszczenie, do którego równie dobrze mogłoby dojść w teraźniejszości, jeśli tylko zdałby sobie sprawę z tego, jak bardzo „blokuje” go to, co było.
Ten zupełnie autorski projekt nie powinien być odbierany w oderwaniu od życia Robinsona, gdyż – jak przekornie głosi podpis pod zdjęciem – był on w czasach szkolnych odbierany jako „najbardziej artystyczna osobowość, która nie została zaproszona na zjazd klasowy”. Robinson rzeczywiście jest artystą – jego „cartoonowy” styl rysunku jest wypełniony przejaskrawionymi, a przez co łatwymi do poprawnego zinterpretowania emocjami. Początek komiksu to typowa zabawa w poukrywane na pierwszym i drugim planie szczegóły, jakby ktoś oczekiwał od rysownika nieustannych nawiązań do szalonych lat osiemdziesiątych. Potem na szczęście powietrze nieco z Robinsona schodzi, a najważniejsi stają się bohaterowie, zarówno w tekście, jak i grafice.
Autor „Wykiwanych” kolejny raz udowadnia, że na ludziach zna się jak mało kto, opowiadając o rzeczach tak codziennych, że ma się wrażenie, iż pobierał lekcje narracji u samego Harveya Pekara. I mimo że „Zbyt cool by dało się zapomnieć” oparty jest na fantastycznej koncepcji, to obyczajowe wątki i zwyczajni – jak ludzie mijający nas codziennie na korytarzach szkół i miejsc pracy – bohaterowie sprawiają, że czyta się to jak opowieść o ludzkiej pamięci, która skłania czytelnika do choćby krótkiej refleksji nad własną przeszłością. Chęć przewertowania książki telefonicznej, by znaleźć numer do kumpla ze szkoły lub dziewczyny, której policzki oblewał rumieniec za każdy razem, gdy słyszała niezdarne próby podrywu, gwarantowana, bo komiks jest zbyt cool, by go zapomnieć i zbyt cool, by nie wynieść z niego kilku nauk.
Tytuł: "Zbyt cool by dało się zapomnieć"
- Scenariusz: Alex Robinson
- Rysunek: Alex Robinson
- Tłumaczenie: Robert Lipski
- Wydawca: Timof i cisi wspólnicy
- Data publikacji: 10.2010 r.
- Liczba stron: 128
- Format: 145x200 mm
- Oprawa: twarda
- Papier: offsetowy
- Druk: cz.-b.
- Cena: 40 zł
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...