"Funky Koval": "Wbrew sobie" - recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 13-09-2011 22:52 ()


 

Funky Koval okazał się dla polskiego światka komiksowego małym objawieniem. Pomimo faktu, że rodzimy rynek wydawniczy obfitował w rozmaite, lepsze bądź też gorsze powieści graficzne, istniała w nim pewna niezaspokojona nisza, która każdego miłośnika fantastyki drażnić mogła niczym przysłowiowa sól w oku. Choć czytelnicy mieli do swojej dyspozycji szeroki wybór komiksów to jednak brakowało wśród nich dojrzałej i poważnej historii z gatunku science-fiction. Opowieści o przygodach kosmicznego detektywa zapełniły tę lukę z miejsca zyskując uznanie zarówno koneserów komiksu, jak też osób sporadycznie mających do czynienia z tym medium.

Moja przygoda z Funky Kovalem miała charakter epizodyczny i z braku lepszego sformułowania - „szarpany”. Najpierw w wieku niemal dziecięcym zetknąłem się z albumem „Sam przeciw wszystkim”, drugim z trylogii, który - choć nie do końca był dla mnie wtedy zrozumiały - pobudził wyobraźnię i sprawił, że zapragnąłem poznać zarówno poprzednie, jak i późniejsze przygody Kovala. Będąc już nieco dojrzalszym czytelnikiem wszedłem w posiadanie otwierającego serię tomu „Bez oddechu”. Dziś, dzięki uprzejmości wydawnictwa Prószyński i S-ka, po wielu latach oczekiwania mogłem poznać odpowiedzi na pytania z jakimi pozostawił mnie tom drugi. Czy warto było czekać?

Trudno jest odpowiedzieć na to pytanie, bowiem w „Wbrew sobie” wyraźnie czuć pewną niepokojącą inność. Album pod względem fabularnym wyraźnie odstaje od swoich poprzedników. Choć zamyka wątki, które pozostawały do tej pory bez odpowiedzi to wydaje się to robić w sposób niedbały. Co więcej, w historii, która od początku utrzymana była w poważnej konwencji, razi nagłe pojawienie się wielu być może nie nachalnych, ale widocznych i drażniących elementów humorystycznych. W czasie lektury można odnieść wrażenie, że album pisano „na siłę”, tworząc kolejne plansze tylko po to, aby zamknąć projekt i zająć się czymś innym. Nie chcę przez to sugerować, że scenariusz jest kiepski. Wręcz przeciwnie, ogólne założenia prezentowanej historii są bardzo dobre. Maciejowi Parowskiemu i Jackowi Rodkowi udało się w logiczny i sensowny sposób domknąć większość wątków, a także, w niemniej ciekawy sposób, otworzyć kilka nowych, które, mam nadzieję, znajdą swoje rozwiązanie w przygotowywanym „Wrogim przejęciu”.  Autorom można zarzucić natomiast sposób prowadzenia akcji, która wydaje się nieco poszarpana i chaotyczna. Jednokrotne przeczytanie komiksu może okazać się niewystarczające dla dokładnego zrozumienia wszystkich niuansów. Pomimo wad w narracji, przedstawiona historia jest solidna, pełna zwrotów akcji i dramatyzmu. Co więcej, twórcy pozwalają sobie również na pewne wolty psychologiczne, które rzucają nowe światło na zdawałoby się doskonale znane postaci. Portrety psychologiczne, przekonująco zarysowane w poprzednich albumach, ulegają subtelnym zmianom, sprawiając że na bohaterów patrzymy w świeży sposób, a „Wbrew sobie” czyta się z rosnącym zainteresowaniem.

Choć nie zawiodłem się na stronie fabularnej komiksu, to nie mogę niestety powiedzieć tego samego o szkicach Bogusława Polcha. Jednym z czynników, które sprawiły, że z tak wielkim zaangażowaniem chłonąłem akcję poprzednich części były niepowtarzalne, pełne realizmu oraz zaskakujących szczegółów szkice. Polch wypełnił kadry składające się na perypetie kosmicznego detektywa wizją przyszłości niesamowitej, a jednocześnie znajomej. Wykreowana przez niego komiksowa scenografia przywodziła na myśl „Łowcę androidów”, a postaci, zarówno ludzi jak i obcych, naszkicowano stosując delikatne kontury w sposób niemalże fotorealistyczny.

Niestety w „Wbrew sobie” widać wyraźnie, że rysownik odstąpił od tej formuły na rzecz innej, znanej z jego komiksów o Wiedźminie. Kreska Polcha w niniejszym tomie wyraźnie straciła na realizmie i szczegółowości. Zamiast delikatnych szkiców grafik operuje o wiele mocniejszym konturem, co ujemnie odbija się na poziomie detali, które możemy znaleźć w każdym kadrze. Mimo że elementy świata są rozpoznawalne i znajome to tym razem wydają się być grubo ciosanymi oraz uboższymi podróbkami. Jeśli jednak przywyknie się do nowego stylu autora to komiks można czytać bez większych zgrzytów.  Jednak na drodze do akceptacji stoi jedna poważna przeszkoda, która rzuca się w oczy w zasadzie już od pierwszych plansz. Mam na myśli twarze bohaterów. Zamiast szkiców realistycznych rysownik zafundował nam wyprawę do krainy groteski. Niemal wszyscy protagoniści wydają się posiadać przynajmniej jeden atrybut swojego wizerunku, który narysowano przy zastosowaniu bogatej gamy zniekształceń i deformacji. O ile Funky wciąż wygląda mniej lub bardziej tak samo to jego mimika wydaje się „maślana” i rozmyta, Brenda i Miss Lily zyskały olbrzymie usta, a wiele z aparycji wydaje się być tworami z wosku, nienaturalnie lśniącymi i poddanymi działaniu palnika. Szczytem są twarze drugoplanowych bohaterów płci męskiej – sporo z nich to przykłady czystej groteski. W parze z nienaturalną fizjonomią idzie wyolbrzymiona mimika, która podkreśla sztuczność twarzy.

Mimo przytoczonych powyżej wad w narracji i mniej niż entuzjastycznego podejścia do rysunków nie mogę nazwać „Wbrew sobie” komiksem złym. Zainteresowanie lekturą pozwala przymknąć oko na pewną chaotyczność narracji. A Polch pomimo zmiany stylu wciąż zachowuje dynamiczne i nieszablonowe kadrowanie oraz interesującą kompozycję poszczególnych kadrów. Tym, którzy jak ja czekali na zapoznanie się z dalszym ciągiem przygód Kovala i spółki komiks sprawi niekłamaną i autentyczną frajdę. Zdecydowanie polecam, tym bardziej, że za album z legendarnej serii, wydany na papierze kredowym zapłacimy zaledwie nieco ponad 21 złotych.

 

Tytuł: "Funky Koval": "Wbrew sobie

  • Rysunki: Bogusław Polch
  • Scenariusz: Maciej Parowski, Jacek Rodek
  • Data wydania: 25 sierpnia 2011 r.
  • Wydawca: Prószyński i S-ka
  • Liczba stron: 50
  • Format: 215x290 mm
  • Oprawa: miękka
  • ISBN: 978-83-7648-855-4
  • Cena: 21,90 zł

Dziękujemy wydawnictwu Prószyński i S-ka za udostępnienie egzemplarza do recenzji. 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...