„Krzyk 4” - recenzja
Dodane: 23-04-2011 23:26 ()
Czwarta odsłona "Krzyku" była dla Wesa Cravena ostatnią szansą pozostania na salonach filmowych. Po spektakularnych klapach "Przeklętej" i "Zbaw mnie ode złego" guru horrorów ponownie sięgnął po swój w ostatnich latach najlepszy produkt. O czym można opowiadać w czwartej części serii, aby przyciągnąć widza? Autor pokazał, że nie boi się nawet autoironii, przez co "Krzyk 4" wypada lepiej niż można się było spodziewać.
Formuła każdego cyklu wcześniej czy później ulega wyczerpaniu, co przejawia się zmęczeniem materiału bądź przesytem. Kino grozy cechuje naszpikowanie kontynuacjami, powstającymi w błyskawicznym tempie, aby utrzymać serię w ryzach. Warto wspomnieć niedawną "Piłę" czy kultowy "Piątek trzynastego". Po trzeciej części "Krzyku" trudno było sądzić, że ponownie ujrzymy na ekranie bohaterów krwawej jatki z Woodsboro. Niepozorny thriller z 1996 roku pozwolił odtwórcom głównych ról zaistnieć na arenie filmowej i wybierać w co ciekawszych ofertach. Niestety jak to w życiu bywa - małżeństwo Cox-Arquette nie przetrwało próby czasu - on zmagając się z problemem alkoholowym, ona z przemijającą urodą. Ponadto była gwiazda „Przyjaciół” straszy twarzą zdeformowaną operacjami plastycznymi. Natomiast cierpiąca na koszmary po „terapii” Cravena Neve Campbell z dobrze zapowiadającego się talentu przedwcześnie zasiliła grono filmowych emerytów. Ich udział w produkcji ma wymiar symboliczny, bowiem obok postaci w masce towarzyszą nam od początku. Aby otworzyć nowy rozdział w historii Woodsboro, twórcy wprowadzili mnóstwo świeżej krwi (młodzieży) pragnąc skusić na ekscytującą przygodę pokolenie pamiętające „Krzyk” wyłącznie z nośników dvd, a nie sal kinowych. Jaki efekt osiągnęli?
W rocznicę pamiętnych wydarzeń do miasteczka przyjeżdża Sidney Prescott. Z jej wizytą zbiegają się kolejne morderstwa dokonywane przez nieznanego, zamaskowanego napastnika. Koszmar sprzed lat ponownie zamroził krew w żyłach mieszkańców Woodsboro. Szeryf Dewey (o dziwo praktycznie nie kulejący) mimo wzmożonych wysiłków nie radzi sobie z opanowaniem sytuacji, w czym nie pomaga mu żona Gale, starająca się na własną rękę rozwikłać sprawę, co ma uratować jej przebrzmiałą karierę. Kim jest morderca i czy jego zamiarem jest zabicie Sidney?
"Krzyk 4" na pewno nie jest historią straszną. Mimo że trup ściele się gęsto to nie odczuwa się dreszczu emocji jak niegdyś. Twórcy wiedząc doskonale, że po jedenastu latach przerwy nie mają szansy osiągnąć równie spektakularnego efektu postawili nakręcić pastisz własnego dzieła, nawiązując w wielu miejscach do oryginału. Można powiedzieć, że „Krzyk 4” to hołd wobec pierwowzoru. Z całego filmu z szeregu wybija się scena otwierająca obraz, znamionująca, że groza to ostatnie, czego powinniśmy oczekiwać. Cravenowi trzeba uczciwie przyznać, że początkowe minuty rozplanował popisowo, udowadniając, że jako realizator kina gatunkowego nadal ma wiele do zaoferowania. Później niestety jest już mniej oryginalnie. Z prostej przyczyny - kto oglądał poprzednie części doskonale zdaje sobie sprawę, że zaraz wyskoczy postać w masce z nieodłącznym nożem w dłoni i zacznie show. Zabójca oraz powód, dla którego morduje to dwie niewiadome, decydujące o sukcesie filmu. Istotne elementy, od których autorzy sprytnie odciągają uwagę widza za pomocą żonglerki znanymi motywami, łamaniem ustalonych zasad czy licznymi nawiązaniami.
Kim jest Sidney Prescott? Nie ulega wątpliwości, że to całkiem inna rola niż ponad dekadę temu. Z prześladowanej nastolatki zmieniła się w kobietę sukcesu, autorkę poczytnego bestsellera. Niestety w kreacji Neve Campbell widać dłuższy rozbrat z aktorstwem. W jej zachowaniu brak jest energii, dynamizmu, z których słynęła poprzednio uciekając przed ostrzem śmierci. Jej postać wciąż pozostaje w centrum intrygi, ale pałeczkę przejmuje młodsze pokolenie z bratanicą Julii Roberts, a zarazem córką Erica Roberta na czele. Ponadto autorzy postanowili pójść z duchem czasu – telewizja odeszła już do lamusa, Internet to narzędzie wspomagające poczynania mordercy.
W cyklu zastanawia jedno. Czym Sidney zasłużyła sobie na to, aby ciągle być nękana przez zamaskowanych oprawców. Raz czy dwa miało to sens, a motywacje antagonistów były solidnie zakorzenione w życiu bohaterki. W niniejszym przypadku motyw jest mglisty, mało prawdopodobny. Można przypuszczać, że autorzy nie do końca byli zdecydowani jaką formę ma przyjąć najnowszy „Krzyk” - sequela czy remake’u. Stanęło na sequelu, ale zestawiając pierwszą i czwartą część odnosi się wrażenie deja vu. Craven nie dość, że praktycznie parodiuje sam siebie to jeszcze podnosi oryginał do rangi filmu kultowego, czego de facto robić nie musiał. Pierwowzór to jeden z najlepszych thrillerów końca poprzedniego wieku. Miło widzieć starą ekipę w "akcji", ale myślę, że twórcy powinni postawić w większym stopniu na nowe twarze. Czy odnieśliby wtedy sukces? Nie wiadomo, jednak dobry scenariusz broni się sam - co Craven i Williamson udowodnili za pierwszym razem.
Miłośnicy krwawego cyklu zapewne wybiorą się do kina tylko po to, aby zobaczyć charakterystyczną postać w masce i ocenić najnowsze dzieło mistrza grozy. Tragedii nie ma, ale do najlepszych dokonań Wesa nieco brakuje. Paradoksalnie zmartwychwstały "Krzyk" otwiera wątłą ścieżkę dla kontynuacji tudzież remake'u. Temat wydaje się wyeksploatowany do granic możliwości, ale może doczekamy się przysłowiowego asa w rękawie. W innym przypadku kolejne odsłony zepchną cykl z piedestału, na którym z takim trudem autorzy go postawili.
Ocena: 6-/10
Tytuł: Krzyk 4
Reżyseria: Wes Craven
Scenariusz: Kevin Williamson
Obsada:
- Hayden Panettiere
- Courteney Cox
- Emma Roberts
- David Arquette
- Neve Campbell
- Rory Culkin
- Nico Tortorella
- Mary McDonnell
- Anthony Anderson
Muzyka: Marco Beltrami
Zdjęcia: Peter Deming
Montaż: Peter McNulty
Kostiumy: Debra McGuire
Czas trwania: 111 minut
Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...