"Wielka Księga Fantasy" t.1 i 2 - recenzja

Autor: Kilm Redaktor: Kilm

Dodane: 11-04-2011 00:30 ()


 

 

 Stare dobre czasy

 

Gdy dopada nas wieczorny spokój lub dzienna nuda, z chęcią sięgnęlibyśmy po dobrą książkę. Jednak zazwyczaj problemem jest wybór. Ale istnieją pozycje, po które można sięgać bez chwili wahania. Właśnie taką jest Wielka Księga Fantasy pod redakcją Mike’a Ashley’a.

Dawno już nie czytałem klasyków tego gatunku. A jako że swoją przygodę zacząłem od Wiedźmina, Władcy Pierścieni i Ziemiomorza, byłem przekonany, że znam główne schematy fantasy. Jednak czytając oba tomy, odpłynąłem w podróż do moich marzeń i wspaniałych czasów mistrzów gatunku. Oto przede mną otworzyły się wrota do zapomnianych dawno światów i pisarzy, których nazwiska niekoniecznie są wszystkim znane, ale kunszt ich dzieł przewyższa epokę.

Dwadzieścia trzy starannie dobrane teksty stanowią integralną całość i w każdym calu potwierdzają tytuł antologii. Każde z opowiadań opatrzone jest stosownym wstępem redaktora, w którym odnajdziemy krótką notę zarówno o pisarzu, jak i o samej treści dzieła. Te uwagi i informacje pozwalają odnaleźć się w czasie i porównać wiele z przedstawionych tekstów do dzieł współczesnych.

Redaktor odkrywa przed nami perły dwudziestego wieku. Nazwiska takie jak: Le Guin, Howard, Zelazny, Vance, McKillip, Ellison, Shepard oraz wiele innych, mówią same za siebie. Opowiadania zabierają nas w świat, w którym może się zdarzyć dosłownie wszystko. Nic nie jest takie jak być powinno, a życie codzienne i szare jest pojęciem względnym. Każda miniatura to zupełnie inny styl. Wszystko tworzy niesamowitą mieszankę światów fantasy: heroic, urban, quest, lost worlds, czy humoreska. Kiedy czyta się dowolne z nich, aż łza kręci się w oku kiedy widzimy dobrze znane nam motywy z oklepanych pozycji w starej, ale o wiele ciekawszej formie.

Możecie wierzyć lub nie, ale po odłożeniu książki będziecie pamiętać każde z opowiadań. W pamięci szczególnie utkwiły mi:

Ursula K. Le Guin Czarna Róża i Diament – za pomoc w odkryciu na nowo stylu dawnych, klasycznych czasów i motywów fantasy;

Clark Ashton Smith Ostani hieroglif – za kreację człowieka w świetle wyższych praw oraz za przypomnienie tego, że nawet z oklepanych historii można wyciągnąć świetne opowieści;

Patricia A. McKillip Pani Czaszek – za klimat, jakiego dawno nie czułem czytając fantasy;

Theodore Sturgeon Wczoraj był poniedziałek – za theatrum mundi i jego fantastyczne ukazanie;

Lucius Shepard Człowiek, który pomalował smoka Griaule’a – za zabawę konwencją fantasy.

Praktycznie o każdym z opowiadań można by rzec kilka słów, za co są wybitne i czemu przykuwają uwagę. Co więcej, czytając każde z nich myślę że niejednemu z nas zakręci się łza w oku, kiedy spotka się z tymi dziełami.

Dlaczego jeszcze warto przeczytać Wielką Księgę Fantasy? Otóż autorzy owych opowiadań to nie przypadkowy wybór poprzedników Tolkiena. To przedstawiciele różnych nurtów, niektórzy wielokrotnie nagradzani. Znajdziemy przedstawicielki kobiecej fantasy i wspomniane wcześniej mieszanki stylów. Słowem – pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika fantasy.

Nie pozostaje mi nic innego jak polecić tę książkę i podpisać się pod słowami: „Czas przekroczyć mur oddzielający nasz świat od fantazji. Pora stawić czoło potworom, czarodziejom i tajemnicom ukrytym po drugiej stronie. Bo fantasy to o wiele więcej niż tylko Tolkien, Pratchett, czy Rowling, niezależnie od tego, jak wspaniałe historie napisali.”

 

 

Tytuł: Wielka Księga Fantasy

Tytuł oryginalny: The Mammoth Book of Fantasy

Tom: 1,2

Seria: Antologie

Redakcja: Mike Ashley

Przekład: Milena Wójtowicz

Data wydania: 25 lutego 2011

Miejsce wydania: Lublin

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Liczba stron: t.1 - 374

                          t.2 - 392

Okładka: miękka

Format: 125x205mm

ISBN: t.1 978-83-7574-151-3

           t.2 978-83-7574-155-1

Cena: 37,80zł/tom

 

 

Dziękujemy wydawnictwu Fabryka Słów za przekazanie pozycji do recenzji.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...