„Rytuał” - recenzja

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Raven

Dodane: 11-04-2011 20:00 ()


W „Rytuale” widzimy scenę egzorcyzmu przeprowadzanego przez niedoświadczonego nowicjusza, powątpiewającego w istnienie Boga i Szatana. W oczekiwaniu na zwieńczenie jego zmagań nagle jesteśmy świadkami duchowej przemiany, której trudno dać wiarę. To jedna z głównych wad obrazu Mikaela Håfströma, spłycenie emocji i niewiarygodne rozterki głównego bohatera.  

Podstawową funkcją filmów grozy jest wywołanie uczucia strachu u odbiorcy, nawet jeżeli doskonale zdajemy sobie sprawę z nierealności wydarzeń rozgrywających się na ekranie. Zawieszenie niewiary powoduje, że boimy się wymyślonych potworów, demonów, dajemy się zwieść iluzji strachu. W przypadku, kiedy horror wywołuje obojętne emocje możemy śmiało powiedzieć, że autorom sztuka wystraszenia widza nie powiodła się.

Od czasów "Egzorcysty" Williama Friedkina minęło blisko czterdzieści lat, ale trudno wyobrazić sobie bardziej wymowny obraz traktujący o opętaniu. Niezapomniany klimat, muzyka oraz kreacje aktorskie sprawiły, że na stałe wpisał się do kanonu klasyków horroru. Mimo uboższych możliwości technicznych, cały czas wywołuje silne emocje, a także sprawia, że nie każdy jest w stanie wytrwać do końca seansu. Naśladowców starających się kopiować dzieło Friedkina było wielu, ale żadnemu z powodzeniem nie udało się osiągnąć podobnego rezultatu. Nie inaczej jest z "Rytuałem" w reżyserii Håfströma.

Znajdująca odniesienie w faktach historia przybliża nam losy początkującego księdza, który seminarium wybrał wyłącznie z chęci ucieczki od apodyktycznego ojca. Do tej chwili  wspólnie prowadzili rodzinny biznes - zakład pogrzebowy. Po czterech latach nauk Michael Kovak dochodzi do wniosku, że sutanna nie jest mu pisana i zamierza zrezygnować z posługi Bogu. Opiekujący się nim ojciec Matthew dostrzega w młodzieńcu potencjał proponując mu wyjazd do Rzymu w celu zgłębienia tajników egzorcyzmów. W Watykanie Kovak nie pozbywa się rozterek, co skutkuje wysłaniem go na praktykę do nieortodoksyjnego księdza Lucasa. Metody enigmatycznego egzorcysty budzą w nim niepokój, a zachowanie pacjentów nowicjusz stara się interpretować bardziej zaburzeniami psychicznymi niż ingerencją sił nieczystych. Wiara w opętanie przychodzi mu jako ostatnia z możliwości.

Obrazowi Håfströma można zarzucić pokaźną listę niedociągnięć. Nieumiejętne budowanie napięcia w pierwszej fazie obrazu, prowadzące w konsekwencji do znużenia, wtórną fabułę, a także najistotniejszy mankament - nieprzekonującego bohatera. Podskoczyć w fotelu kinowym może co najwyżej roztrzepana pannica na widok znienacka pojawiających się kotów, częstych bywalców w domu Lucasa. Rytuał egzorcyzmu oraz ofiary opętania przedstawione zostały bez pomysłu. W obrazie nie znajdziemy nic, czego do tej pory nie wykorzystywałyby produkcje przybliżające ów temat. Historia cierpi na przewidywalności, a także brutalne odarcie z tajemniczości, jakże niezbędnej w kinie grozy. Innymi słowy – jest mało straszna.

Największe zastrzeżenia budzi jednak postać Michaela Kovaka w interpretacji Colina O’Donoghue, który ani przez moment nie uwiarygodnił swoich rozterek. Ciężko dać wiarę niepewności i walce jaka rozgrywa się w jego świadomości – uwierzyć czy nie uwierzyć, oto jest pytanie? Aktor wypada bezbarwnie, a jego zmagania z materią wiary nie są na tyle uprawdopodobnione, aby w jakimkolwiek stopniu poruszyć widza.

Co w tym nieskalanym wciągającą fabułą filmie robi Anthony Hopkins? Chyba na myśl przychodzi tylko jedno wytłumaczenie. Grający walijskiego księdza aktor w rolach niejednoznacznych, enigmatycznych, a nawet szalonych postaci czuje się wyśmienicie. Obserwując przywdziewane przez niego kolejne maski można być pewnym, że nie zejdzie poniżej przyzwoitego poziomu. Stary wyga łatwo nie zapomina rzemiosła, którym para się od lat. Jest jedynym silnym fundamentem filmu, który ani nie szokuje, ani nie jest kontrowersyjny. Twórcom zabrakło odwagi, aby rozwinąć na przykład wątek Kovaka i dziennikarki dociekającej prawdy o egzorcyzmach, granej przez Alice Bragę (niewykorzystana postać). Poprawność wzięła górę nad okazją rozbudzenia sennej fabuły. Zawodzi również finałowa kulminacja, bowiem żadne efekty specjalne nie zatuszują niedostatków scenariusza, a tym bardziej słabych dialogów czy nieprzekonujących kreacji. Trudno znaleźć pozytywne strony filmu bazującego na kliszach. Może muzyka i panorama Rzymu choć w niewielkim stopniu umilą seans.  

Po dobrym „1408” Håfströma zaliczył wpadkę, która miejmy nadzieję nie odbije się na jego kolejnych projektach. Może szwedzki reżyser powinien poszukać innego gatunku niż kino grozy, które ostatnimi czasy jest mocno eksploatowane i miłośników horroru naprawdę trudno jest zadowolić byle odgrzewanym daniem. Wiara w swoje umiejętności może okazać się dla niego istotnym czynnikiem dla osiągnięcia sukcesu.

 5/10

Tytuł: Rytuał

Reżyseria:  Mikael Håfström

Scenariusz: Michael Petroni

Obsada:

  • Anthony Hopkins
  • Colin O'Donoghue
  • Alice Braga
  • Ciarán Hinds
  • Toby Jones
  • Rutger Hauer
  • Maria Grazia Cucinotta

Muzyka: Alex Heffes

Zdjęcia:  Ben Davis

Montaż: David Rosenbloom

Kostiumy: Carlo Poggioli

Czas trwania: 114 minut

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...