"Inwazja: Bitwa o Los Angeles" – recenzja

Autor: Miłosz Koziński Redaktor: Motyl

Dodane: 25-03-2011 07:19 ()


Wojna Światów

 

„Inwazja: Bitwa o Los Angeles” jest filmem science-fiction poruszający klasyczny temat konfliktu ludzkości z rasą inteligentnych najeźdźców z kosmosu. Jest on jednak nietypowy ze względu na swoją militarystyczną naturę. Zazwyczaj w filmach takich jak „Wojna Światów”, „Dzień niepodległości” czy doskonała parodia gatunku - „Marsjanie Atakują”, bohaterami są cywile, a armia i żołnierze stanowią jedynie wsparcie dla dzielnych hydraulików, naukowców oraz robotników budowlanych. „Inwazji...” natomiast o wiele bliżej do klasycznego filmu wojennego. Bohaterowie to zawodowi żołnierze, a akcję filmu oparto o wykonywane przez nich zadania i operacje wojskowe, co stanowi miłą odmianę i pozwala mi wierzyć, że w przypadku prawdziwej inwazji będę mógł liczyć na coś więcej niż heroiczną interwencję Kowalskiego z CPNu.

 

Pierwsze uderzenie

 

Jak już wspomniałem fabuła opowiada o wojnie ludzi z kosmitami, a w szczególności o losach jednego z oddziałów biorących udział w konflikcie. Nawiązanie akcji to przypadek klasycznego deus ex machina. Ot, zupełnie nagle i bez ostrzeżenia na Ziemię spada deszcz meteorytów, które okazują się być statkami desantowymi obcych. W obliczu nieuzasadnionej agresji najeźdźców do akcji zostaje wysłana armia, której zadaniem jest powstrzymanie natarcia i ochrona ewakuacji cywilów ze strefy walki. W międzyczasie dowództwo opracowuje wydawałoby się prosty, elegancki i pozornie idiotoodporny plan kontrofensywy. Jak wiadomo nawet najlepsze plany nie wytrzymują długo w konfrontacji z wrogiem dlatego też nie dziwi fakt, że starannie opracowany plan bierze w łeb, a odizolowane i odcięte od dowództwa grupy żołnierzy zmuszone są do podjęcia rozpaczliwej walki. Fabuła, pomimo swojej prostoty i momentami przewidywalności doskonale sprawdza się w tak prostym, eskapistycznym kinie jak „Inwazja...”. Z niekłamaną przyjemnością oglądałem rozpaczliwą walkę żołnierzy z kompani F2P i ich zmagania z kolejnymi kłodami, jakie pod nogi rzucali im twórcy. Generalnie, scenariusz „Inwazji...” można określić jako udane i logiczne połączenie scen, motywów i patentów rodem z  kina wojennego, w którym Niemców/Rosjan/Japończyków zastąpiono kosmitami. Nie znaczy to jednak, że film nie wnosi do gatunku nic od siebie, za szczególnie udaną scenę uważam [UWAGA – MINISPOILER] fragment, w którym oddział dokonuje wiwisekcji pojmanego kosmity w celu ustalenia jego punktów witalnych. Podsumowując, historia przedstawiona w „Inwazji...” zasługuję na pochwałę, ponieważ dostarcza widzowi nieustannej dawki adrenaliny i na ogół utrzymuje go w napięciu.                

 

Oblicza wojny

 

Kolejnym faktem, który przemawia na korzyść „Inwazji...” jest jej realizacja. Brutalna wojna o przetrwanie gatunku została przedstawiona w odpowiednio sugestywny sposób dzięki wysokiej klasy efektom wizualnym, świetnemu udźwiękowieniu i ciekawemu montażowi. Początkowe etapy inwazji ukazano w tak bardzo przeze mnie lubianej paradokumentalnej formie. Ataki kosmitów przedstawione są w formie relacji na żywo, fragmentów dzienników telewizyjnych i dostępnych w Internecie amatorskich nagrań. Fragmenty te są zazwyczaj nienajlepszej jakości, rozchybotane i ziarniste, najczęściej pokazują jedynie rozmazane i niewyraźne sylwetki kosmitów. Brak epatowania obrazem pozwala dawkować i budować napięcie wynikające z lęku przed nieznanym. Kiedy do akcji wkracza armia, widz ze względu na zbliżenia członków oddziału, liczne ujęcia z ręki i ogólną chaotyczność ma wrażenie przebywania w bezpośredniej bliskości żołnierzy i w samym centrum akcji. Niektórym może przeszkadzać taki, a nie inny sposób przedstawienia akcji, jednak ze względu na swoje zamiłowanie do realizmu uznałem go za interesujący i wzmacniający poczucie zagrożenia oraz klimat bezpardonowej walki. Na pochwałę zasługują również ciekawe projekty kosmitów i wykorzystywanego przez nich sprzętu oraz sposób w jaki walczą i postępują. Niezmiernie ucieszył mnie fakt, że ktoś rzeczowo podszedł do tematu i stworzył rasę, która potrafi walczyć w sposób przebiegły i skoordynowany, nie polegając jedynie na miażdżącej przewadze technologicznej lub liczebnej.

Warstwa dźwiękowa filmu pomimo tego, że niektórym może wydawać się monotonna, doskonale podkreśla to co dzieje się na ekranie. Utwory z prawdziwego zdarzenia zarezerwowane zostały dla chwil naprawdę ważnych/epickich/podniosłych. Przez większość czasu uszy widza bombardowane są czymś co muszę uznać za jeden z najlepszych obrazów dźwiękowych wojny z jakim przyszło mi się zapoznać. W tle nieustannie słyszymy warkot maszyn, odgłosy broni, dudnienie bomb, łoskot walących się budynków, ryk ognia, krzyki rannych, desperackie rozkazy oraz inne odgłosy świadczące o toczącej się walce. Ogólnie rzecz biorąc, od strony wizualnej „Inwazja...” to jeden z najlepiej zrealizowanych obrazów współczesnej wojny – dramatyczny, realistyczny, sugestywny i brudny.

 

Kompania Braci

 

Jak już wspomniałem, bohaterami przedstawionych wydarzeń są żołnierze oraz garstka cywili. Są postaciami dość schematycznymi i mimo że z osobna żaden z nich nie jest wybitnie interesujący, a ze względu na ich liczbę i brak większej ekspozycji można mieć problemy z ich rozróżnieniem, to jednak razem tworzą doskonałego bohatera zbiorowego. Są ucieleśnieniem wyidealizowanego obrazu dzielnych, walecznych i oddanych sprawie żołnierzy. Pomimo tego, że zazwyczaj narzekam na bohaterów jednowymiarowych, patetycznych, jednoznacznie zaszufladkowanych i uwięzionych w schematach odgrywanych bohaterów to przyznaję, że oddział F2P idealnie wywiązał się, wbrew przeciętnej grze aktorskiej, z powierzonego im zadania wykreowania postaci pełnych cnót i przymiotów prawdziwego żołnierza, a jednocześnie na tyle wiarygodnych, aby widz mógł się z nimi utożsamiać i sympatyzować. O wspomnianych cywilach powiedzieć można tyle, że stanowią zarówno tło jak i przyczynek dla działań żołnierzy i niewiele więcej, co nie powinno być jednak poczytane za wadę, ponieważ film traktuję przecież o wojnie i współczesnych wojownikach.

 

Raport

 

Oglądanie inwazji sprawiło mi niekłamaną przyjemność. Od filmu oczekiwałem ciekawie zrealizowanej, realistycznej, a zarazem epickiej wojennej zadymy w pełnej krasie i właśnie to otrzymałem. Film pomimo tego, że nie jest dziełem wybitnym w szeroko pojmowanym znaczeniu, w swoim gatunku i klasie zdecydowanie pozytywnie wyróżnia się na tle innych produkcji o podobnej tematyce. Ponadprzeciętnie zrealizowane i pozbawione większych błędów i niespójności logicznych, trapiących gatunek s-f, rzemiosło oraz przykład świetnego, pełnego emocji kina eskapistycznego.

 OCENA: 8/10    

 

Tytuł: "Inwazja: Bitwa o Los Angeles"

Reżyser: Jonathan Liebesman

Scenariusz: Christopher Bertolini

Obsada:

  • Aaron Eckhart
  • Michelle Rodriguez
  • Will Rothhaar 
  • Cory Hardrict 
  • Jim Parrack 
  • Taylor Handley
  • Michael Peña 
  • Bridget Moynahan

Muzyka: Brian Tyler

Zdjęcia: Lukas Ettlin

Montaż: Christian Wagner

Kostiumy: Sanja Milković Hays

Czas trwania: 117 minut

 

Dziękujemy Cinema City za udostępnienie filmu do recenzji.

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...