"Sprawa rodzinna i inne historie" - recenzja
Dodane: 17-03-2011 15:02 ()
Ostatnimi czasy Egmont, delikatnie rzecz ujmując, nie rozpieszcza nas nadmiarem nowości. Co prawda ukontentowani mogą czuć się wielbiciele uniwersum „Gwiezdnych Wojen” tudzież tytułów ze „stajni” Disneya. Całej reszcie pozostało jedynie poskromić nerwy i wypatrywać przejawów poprawy tej wyjątkowo niekomfortowej dla uzależnionych od komiksowej „paszy” sytuacji.
Wśród skromnych pakietów dało się jednak dostrzec przysłowiowe „pierwiosnki” przebudzenia po traumie wprowadzenia niesławnego VATu na książki. W lutym przejawem tej (miejmy nadzieje utrzymującej się) tendencji była „podwójna” odsłona perypetii „Dylan Doga”. Natomiast w marcu decydenci wspomnianego wydawnictwa zafundowali nam kolejny tom dokonań Willa Eisnera, klasyka gatunku raczej niewymagającego jakichkolwiek rekomendacji. Mimo, że dorobek tego niezwykłego twórcy polski czytelnik poznaje z kilkudziesięcioletnim poślizgiem, to jednak ze względu na wciąż aktualną wymowę jego dzieł, z powodzeniem opierającą się próbie czasu, jak i warsztatową perfekcję, komiksy sygnowane przez Eisnera wciąż znajdują nad Wisłą wystarczająco liczną grupę nabywców. I chwała Bogu!
Podobnie jak w przypadku poprzednich publikacji jego autorstwa również i niniejsza stanowi antologię, na którą składają się trzy fabuły. Tytułowa „Sprawa rodzinna” przenosi nas prosto na spotkanie „typowej” familii zza Wielkiej Wody. Liczne grono sióstr i braci z rzadka miewa możliwość uczestniczenia w rodzinnych spędach. Tym razem sytuacja jest jednak wyjątkowa: nestor rodu obchodzi bagatela dziewięćdziesiąte urodziny. Zapewne nie bez znaczenia jest również fakt, że wspomniany doznał wylewu, a na jego koncie spoczywa całkiem pokaźna sumka. Jest zatem o co kruszyć kopie; nawet jeśli nie wszystkim relacje z ojcem układały się według standardów z w serialu „Bill Cosby Show”...
„Drobne cuda” rozgrywają się pośród kamienic i zaułków Nowego Jorku. Autor nie omieszkał przy tym ponownie odwiedzić jego ulubionej cześć „Wielkiego Jabłka” – Dropsie Avenue. „Wizytę” wypełniają z pozoru tylko trywialne historyjki chwilami ocierające się o zakamuflowaną na podobieństwo codzienności metafizykę. Miast zwartej opowieści Eisner proponuje nam wyrywki z życia „asfaltowej dżungli”. Cwany żebrak-naciągacz, dzieciak znikąd, zaczytujący się w talmudycznych komentarzach jubiler, ustawione małżeństwo chromego i głuchoniemej – to właśnie na tle ich perypetii „wgryzamy” się w realia Ameryki wyzbytej znamion przypisywanego jej blichtru: brudnej, zmurszałej i zaściankowej. Choć pomimo tego niewyzbytej wyraźnie zaakcentowanej urokliwości przemieszanej z nostalgią autora, któremu dane było wzrastać w podobnym środowisku.
Najbardziej rozbudowane pod względem fabularnej złożoności „Życie na innej planecie” wypadałoby zdefiniować jako gorzką satyrę na niedojrzałość naszego gatunku. Klasycy literatury SF niezliczoną ilość razy silili się na ukazanie hipotetycznej wizji pierwszego kontaktu ludzkości z przejawami życia pozaziemskiego. Przykład tej fabuły pokazuje, że również Eisner nie omieszkał dorzucić nieco od siebie i w tym temacie. Jak zwykle jednak w jego przypadku poczynił to w sposób daleki od przewidywalnego. Próżno tu bowiem doszukiwać się sztampowej wizji lądowania ufonautów na trawniku przed Białym Domem tudzież w okolicach wiecznego spoczynku mumii Lenina. Wszak wspomniany twórca był ponad takimi sprawami, a pusty patos to jakość obca jego twórczości. „Życie…” to raczej studium zachowań i postaw wobec wyjątkowego zjawiska, na którym niemal każdy chce coś ugrać. Podobnie jak w przypadku wcześniejszych dokonań tego twórcy, także i tu świat przedstawiony jawi się jako miejsce skrajnie depresyjne, upchane po brzegi wariatami uganiającymi się za przyziemnymi przyjemnostkami. Jak to już wcześniej bywało, również i tym razem Eisner nie omieszkał dać wyraz swej niechęci wobec polityków o zacięciu konserwatywnym. Znajduje to swój przejaw w osobie Dextera Milgate’a, ujętej w ramy karykatury parafrazy Richarda Nixona (swoją drogą kolejny symptom na swój sposób fascynującej obsesji niektórych twórców komiksu wobec tego polityka). Przejaskrawienie poszczególnych elementów niniejszej fabuły okazuje się zabiegiem skutecznym przyczyniając się do podkreślenia jej wymowy. Znamiennym dla niemal całej dojrzałej twórczości Eisnera jest umiejętne balansowanie tegoż twórcy na pograniczu realizmu i absurdu. Sztuka zaiste godna mistrza.
Jedyna w swoim rodzaju kreska (akurat w tym przypadku ów ograny slogan całkowicie adekwatny) z finezją oddaje stany emocjonalne portretowanych, jak też i szczegóły świata przedstawionego postrzeganego bez cienia przychylności. Chwilami aż trudno wyzbyć się odczucia, że sposób rozrysowywania rzeczywistości był dla autora swoistą terapią na zasadzie „oczyszczenia” z „brudów” tego świata. Pierwszą i „środkową” nowelkę uatrakcyjnia „podmalówka” w sepii nadająca oprawie graficznej wymiar niemal malarski. Nieco odmienną taktykę zastosowano z finalnej opowieści tomu gęsto nasyconej kadrami. Na próbie pełnego zdefiniowania stylistyki Eisnera polegli tędzy krytycy; stąd piszący te słowa tym bardziej daruje sobie ów wysiłek. Trudno wyzbyć się jednak odczucia, że określenie efektu jego prac jako „groteskizującego” oddaje jedynie niewielką część prawd o unikalnym i z miejsca rozpoznawalnym warsztacie tego twórcy.
Zarówno „Sprawę…” jak i pozostałe ze składających się na ów zbiór fabuł trudno uznać za twory genialne. Dlatego też nie łatwo zestawiać je w jednym rzędzie z „Umową z Bogiem”, „Życiem w obrazkach” czy nawet niektórymi historyjkami zawartymi w wyborze najlepszych opowieści z udziałem Spirita. Bynajmniej nie ze względu na ich niską wartość fabularną, bo i w przypadku opisywanej pozycji również w niej udało się zawrzeć błyskotliwą refleksję o współczesnym autorowi modelu społecznym oraz determinowanych przezeń postawach. Sęk w tym, że przywołane tytuły cieszą się niekwestionowaną opinią szczytowych osiągnięć w dorobku mistrza. Stąd podobne zestawienie z góry lokuje „Sprawę rodzinną” na wyjątkowo niekomfortowej pozycji. Trudno jednak przejść obojętnie wobec, co tu kryć, przenikliwie sportretowanych osobowości np. w pierwszej z zawartych tu nowel. Jako mistrz „eposu codzienności” Will Eisner nie zawiódł również i tym razem. Oby w temacie tegoż twórcy nie było to ostatnie słowo Egmontu.
Tytuł: "Sprawa rodzinna i inne historie"
- Scenariusz i rysunki: Will Eisner
- Przekład: Tomasz Sidorkiewicz
- Wydawca: Egmont
- Data wydania: 28.02.2011r.
- Oprawa: twarda
- Objętość: 320 stron
- Papier: offset
- Druk: czarno-biały z odcieniami szarości i sepii
- Format: 170 x 250 mm
- Cena: 89,99 zł
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...