Recenzja cyklu "Boże Monarchie" Paula Kearneya
Dodane: 17-12-2006 21:22 ()
Jeśli wspomnimy o wielowątkowym hard fantasy w realiach pseudo-historycznych, większość czytelników pomyśli prawdopodobnie o sławnym cyklu George’a R. R. Martina. I choć jest to zapewne najbardziej znaczący współcześnie przedstawiciel podgatunku, nie należy zapominać również o innych, nieco mniej popularnych utworach tego typu.
Jednym z nich, stosunkowo mało znanym, jest cykl irlandzkiego autora Paula Kearneya „Boże Monarchie”. Składająca się z pięciu tomów seria przedstawia świat tak uderzająco podobny do pewnego etapu historii Europy, że autor wręcz nie próbował tej inspiracji ukryć. Państwa Zachodu, zjednoczone przez wiarę w jedynego Boga i związane zorganizowaną religią reprezentowaną przez Kościół toczą nieustanne konflikty z na wpół koczowniczymi, choć rozwiniętymi cywilizacyjnie ludami wschodnimi. Jednocześnie osią jednego z wątków jest wyprawa morska w stronę legendarnego Zachodniego Kontynentu, gdzie Hebrion, jedna z Bożych Monarchii, chce założyć kolonie. Jeśli dodamy do tego rozpolitykowaną szlachtę, konflikty religijne i oddziały wojskowe zbrojne w arkebuzy, rysuje nam się obraz renesansowej Europy.
Ta to niemalże historyczne tło nałożone jest jednak to, co w literaturze być może najważniejsze, czyli postacie. Śledzimy więc losy kilku, miejscami pozornie nie powiązanych ze sobą bohaterów. Jest wśród nich Richard Hawkwood, kapitan, który poprowadzi – nie całkiem z własnej woli – wyprawę morską na zachód. Jest Corfe, żołnierz, dezerter ze zniszczonego przez najazd ze wschodu miasta Aekiru (Jerozolimy? Konstantynopola?). Jest Albrec, skromny, nie szukający z nikim zwady mnich-bibliotekarz z klasztoru, będącego stolicą Kościoła. I jest Bardolin, czarodziej, próbujący ocalić swoich magicznie uzdolnionych towarzyszy przez religijnymi prześladowaniami.
Postacie są chyba największym walorem serii. Autorowi udało się uniknąć dość powszechnej w hard fantasy pułapki, polegającej na obsadzeniu w głównych rolach skończonych łotrów, którzy nie wzbudzają u czytelnika żadnych pozytywnych uczuć. Bohaterowie „Bożych Monarchii” to w większości ludzie porządni, choć krwiści, nieidealni i nie pozbawieni rozmaitych słabości, postawieni przed trudnymi wyborami wynikającymi z polityczno-militarnej intrygi. Fabuła nie jest być może rewolucyjna, ale za to dobrze poprowadzona. Cenną (a jednocześnie rzadko spotykaną w cyklach) cechą „Bożych Monarchii” jest to, że ich poziom, zarówno w warstwie fabularnej, kompozycyjnej, jak i literackiej, wzrasta z tomu na tom.
Podsumowując, cykl Paula Kearneya nie jest najlepszym wyborem dla kogoś, kto poszukuje lektury innowacyjnej, pełnej zaskoczeń i nowatorskich pomysłów. Jest to natomiast kawał sprawnie napisanej powieści z intrygującymi bohaterami i wciągająca akcją.
Dominika 'Elanor' Kurek
Tytuły tomów: Wyprawa Hawkwooda; Królowie Heretycy; Żelazne wojny; Drugie Imperium; Okręty z zachodu
Tytuł cyklu: Boże Monarchie
Autor: Paul Kearney
Wydawnictwo: MAG
Rok i miejsce wydania: 2003-2005, Warszawa
Okładka: Miękka
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...