Relacja z koncertu zespołu Lebowski

Autor: HK Redaktor: Levir

Dodane: 29-01-2011 12:30 ()


15-16.01.2011 – LEBOWSKI – International Rock Conspiracy2011

 

LEBOWSKI /PL/  | CRYSTAL PALACE /DE/ / |PROGRESSIVEXPERINCE /IT/

 

15  stycznia 2011 będzie bez wątpienia ważną datą dla zespołu Lebowski, gdyż była to pierwsza konfrontacja z międzynarodowymi wykonawcami i publicznością.

 

Festiwal rozpoczął się we wschodnim Berlinie, w bardzo ciekawym klubie Wabe o intrygującej architekturze (berlińczycy nazywają go „plastrem miodu”). Wcześniej na tych terenach znajdowała się ogromna gazownia, uwieczniona na zdjęciach zdobiących przedsionek lokalu.

 

Godzina 19:00, sala powoli się wypełnia.

 

20:00 - cykl koncertów w ramach IRC otwiera Lebowski utworem „Trip to Doha”. Wybór to nieprzypadkowy, gdyż ta właśnie kompozycja rozpoczyna album „Cinematic” z 2010 roku.

 

 

Zespół na żywo wypada świetnie. Wyciszona, stonowana atmosfera krążka zostaje momentami przekształcona w dynamiczne i agresywne formy rockowej ekspresji. Jednym ze sprawców jest perkusista Krzysztof Pakuła, prezentujący rozszerzone i dynamiczniejsze partie perkusyjne w porównaniu z tymi znanymi z płyty. Drugim „winowajcą” jest gitarzysta Marcin Grzegorczyk, który eksperymentując z brzmieniami, nadaje swej gitarze raz ambientowe przestrzenie, raz metalową potęgę i surowość.

 

Cały zespół w ryzach trzyma klawiszowiec Marcin Łuczaj, ciężko pracując za swym imponującym instrumentarium, by oddać złożoność faktur i harmonii „Cinematica”. Obrazu dopełnia druga połowa solidnej sekcji Lebowskiego - basista Marek Żak, któremu wyraźną przyjemność sprawiało ogrywanie nowego instrumentu.

 

Pierwszy numer i pierwsze wrażenie jak najbardziej pozytywne. Każdy, kto znał Lebowskiego tylko z płyty, był z pewnością mile zaskoczony wiernością wykonania w połączeniu z „tym czymś” – koncertową ekspresją, rockowym pazurem. Drugi utwór to baśniowy „Aperitif for a Breakfast (O.M.R.J.)”, płynnie przechodzący w tytułowego „Cinematica”.  Sam łączący utwory temat zapada w pamięć, gdy furkoczące wystrzały z Łuczajowego Nord Leada, kontrastuje Grzegorczyk, grając na gitarze elektronicznym smyczkiem (z cudzoziemska zwanym „ebow”).

 

To pokazało, z jaką łatwością Lebowski porusza się w wybranej przez siebie stylistyce muzycznej i jak skutecznie przychodzi im granie na emocjach słuchaczy. Wrażenie potęgują jeszcze klimatyczne wizualizacje, dopełniające przekazu. Każda kompozycja oprawiona jest własnym filmem, stanowiącym spójny przekaz z muzyką.

 

Utwór czwarty to specjalnie przygotowana niespodzianka z okazji koncertu w Berlinie. Po zapowiedzi premierowego utworu pt. „Berlin”, wśród niemieckiej widowni zapanowało lekkie poruszenie. Zespół zapewnił słuchaczom 9-minutową przejażdżkę po Berlinie, chociaż, po co niektórych zauważyć można było, że bujali gdzieś w świecie swej wyobraźni. Nie był to koniec podróży. Prosto ze stolicy Niemiec muzycy zabrali widzów na „Islandię”. Chłodne, oszczędne nuty utworu, przeplatane dialogami Zdzisława Maklakiewicza i Romana Kłosowskiego w połączeniu z ogromnym kobiecym okiem spoglądającym majestatycznie z ekranu, robiły piorunujące wrażenie. Utwór szósty to kolejna premiera pt. „Split Universe”. Tytuł trafiony, nie ma tu łatwych harmonii i melodii, jest swoisty rozłam, potężne gitary tworzą tygiel, w którym można się zatracić. Jednym słowem: solidna dawka energii.

 

 

 

Utwór numer siedem i powrót na ziemię, a ściślej do Francji, za sprawą „Encore”. Kto zna płytę, temu tłumaczyć nie trzeba na czym polega jego „francuskość”. Po nim kolejne zaskoczenie, czyli premiera - „Slightly Inhuman”. Przy tej okazji warto nadmienić, że Lebowski bardzo trafnie dobiera tytuły swych kompozycji. Lekko nieludzka, to trafne określenie atmosfery panującej w tym numerze. Nie wiem czy to tylko u mnie, ale słuchając „Slightly Inhuman” czułem, jak odzywa się we mnie ta „ciemna strona mocy”. Różnorodne emocje lały się ze sceny potokiem.

 

Wraz ze „Spiritual Machine” można mówić było o powrocie na bezpieczny i znajomy obszar. Jak sami muzycy mówią, jest to ich najbardziej „rockowa” kompozycja.

 

Koncert zamknęła pięknie brzmiąca i skłaniająca do refleksji aleja miraży „Mirage Avenue”, której na ekranie towarzyszyły cudne baleriny.

 

Gdyby nie napięty harmonogram koncertu, gdyż w kulisach czekał już świetny niemiecki Crystal Palace, berlińska publiczność nie pozwoliłaby Lebowskim zejść ze sceny. Międzynarodowy debiut szczecinian wypadł okazale. Bez kompleksów zaprezentowali się na tle scenicznych wyjadaczy z Włoch i Niemiec, co dobrze wróży na koncertową przyszłość Lebowskiego.

 

Setlista:

1.    Trip to Doha

2.    Aperitif for a Breakfast (O.M.R.J.)

3.    Cinematic

4.    Berlin (premiera)

5.    Iceland

6.    Split Universe (premiera)

7.    Encore

8.    Slightly Inhuman (premiera)

9.    Spiritual Machine

10.    Mirage Avenue

 

 

 

Autor tekstu: HK

Zdjęcia: Holger Schade

Korekta: Levir

 

Przeczytaj także:

Recenzja "Cinematic"

Wywiad z zespołem


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...