Cyber Falkon - relacja
Dodane: 07-12-2010 21:57 ()
Falkon to obecnie jeden z największych konwentów w Polsce. Jedenasta, czterodniowa edycja miała być kolejnym sukcesem ,,Cytadeli Syriusza”. Niestety, organizatorzy nie podołali wyzwaniu i popełnili po raz kolejny te same błędy.
O Falkonie mówiono już na kilka tygodni przed imprezą ze względu na niepokojącą informację – cena akredytacji wzrosła do 40 zł. Organizatorzy nie potrafili wyjaśnić, dlaczego. Jedynym argumentem było stwierdzenie, że jest to konwent 4-dniowy. Być może i konwent zyskał na tym finansowo, ale wielu uczestnikom, zwłaszcza tym młodym, cena mogła zamknąć wrota do święta fantastyki. Z całą pewnością część osób, które wcześniej na konwenty jeździły, w tym roku się nie pojawiła.
Standardowym powitaniem na Falkonie jest długa kolejka i zamieszanie. Okazało się, że akredytacje przedpłatowa i vipowska zostały połączone w jedną. Jak można było wywnioskować z poprzednich edycji lubelskiej imprezy, vipów na początku zawsze jest więcej. Uczestnicy, którzy płacili za wejściówkę byli wpuszczani od ręki, pozostali – musieli postać nawet godzinę w kolejce.
Kolejną nieprzyjemną tradycją na Falkonie jest brak informatorów oraz programów. W czwartek ciężko było wybrać się na cokolwiek, bo nie wszyscy wydrukowali sobie zawczasu program zamieszczony w Internecie. Wieczorem, gdy pojawiły się już programy, uczestników spotkało dalsze rozczarowanie – nie zawierały one koniecznej według mnie tabelki z wyszczególnionymi atrakcjami. Trzeba jednak przyznać organizatorom, że nadrobili tę zaległość drukując każdego dnia program w formie tabeli. Chętni uczestnicy mogli go odebrać na akredytacji.
Sam pogram był nudny i niezbyt urozmaicony. Wszyscy uczestnicy zgodnie twierdzili, że naprawdę nie ma żadnych gwoździ programu. Prelekcje o gejszach, torturach i czarownicach przyciągają wprawdzie zawsze tłumy, ale nie są atrakcyjne dla częstych bywalców podobnych imprez.
Kulejący co roku i krytykowany blok konkursowy był ponownie wyjątkowo słaby. Chociaż konkursy przyciągały rzesze konwentowiczów, ich prowadzący byli często nieprzygotowani i zestresowani pierwszym swoim wystąpieniem publicznym. Organizatorzy nie dokonali żadnej selekcji, która przydałaby się na imprezie o tej randze.
Tłumy przyciągnął – jak co roku – świetny blok starwarsowy. Punkty programu były wyjątkowo ciekawe, nie miały opóźnień czy niedociągnięć. Widoczną wyrwą w programie był za to brak pokazów. Chociaż zwykle nie chodziłam na pokazy fireshow, w tym roku za nimi zatęskniłam. Jedynym, który się odbył był pokaz mody gotyckiej połączony z LED show. Czekałam cały wieczór na tę atrakcję, ale gdy dowiedziałam się o północy, że trzeba jeszcze co najmniej godzinę poczekać, opuściłam konwent rozczarowana i zła. Po kiepskiej atmosferze przed zeszłorocznym pokazem gotyckim organizatorzy powinni w tym roku zacząć punktualnie.
Zadowoleni z Cyber Falkonu na pewno mogli czuć się najróżniejsi gracze. Bardzo dobrze wyposażone były sale komputerowe i konsolowe. Można było pograć na konsolach Nintendo Wii, w Dragon Age’a II (na długo przed oficjalną premierą), na PS2 czy potańczyć na DDR. Miłośnicy RPG mogli zagrać u mistrzów gry walczących o tytuł Mistrza Mistrzów lub w innych sesjach. Miłośnicy gier planszowych na pewno także byli uradowani, ponieważ Games Room pękał w szwach od gier. Ponadto zawsze można było skorzystać z porad Games Room Team, a miejsca brakowało naprawdę rzadko (chociaż czasem się zdarzało!). Taki Games Room powinny posiadać wszystkie duże konwenty.
Osobom startujących w konkursach zdecydowanie ciążył brak waluty konwentowej, która jest już przyjętą normą. Część konkursów miała atrakcyjne nagrody, jednak osoby, które startowały drużynowo lub zajmowały trzecie miejsca mogły tylko pomarzyć o najcenniejszych laurach. Ja przywiozłam z konwentu wygrane w postaci siedmiu książek. Gdyby na Cyber Falkonie była waluta konwentowa mogłabym odebrać choćby jedną planszówkę.
Na konwencie mimo wszystkich niedociągnięć bawiłam się dobrze. I myślę, że to jest właśnie fenomen tej imprezy. Falkon nie musi się nawet starać, a i tak przyjeżdżają na niego ludzie – chociażby po to, aby spotkać starych znajomych. Chciałabym odgrażać się, że za rok nie przyjadę, ale wiem, że i tak będę na tym konwencie.
Nie jest to jednak wcale refleksja pozytywna. Falkon od kilku lat przyciąga grubo ponad tysiąc uczestników, mógłby być wreszcie konwentem zorganizowanym świetnie od początku do końca. Albo mógłby po prostu zacząć się uczyć na własnych błędach. Główny koordynator imprezy chciałby, aby Falkon w przyszłym roku przegonił Pyrkon. Obawiam się jednak, że po ostatniej edycji jest to niemożliwe. Lubelski konwent zmarnował swoją 4-dniową cyberszansę. Gdyby w tym roku Falkon był poprawnie zorganizowany, za rok na pewno przyjechałoby jeszcze więcej uczestników. Impreza, która jest dobrem wspólnym całego fandomu, stała się symbolem stagnacji i powielania własnych błędów. Konwent, który był kiedyś najlepszy w Polsce traci regularnie na znaczeniu. Niestety, Falkon stał się konwentem złych tradycji.
Korekta: Jadwiga.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...