"W cztery oczy" - recenzja
Dodane: 18-11-2010 22:56 ()
Narkotyki są złe. Nie bierzcie narkotyków. Nie bierzcie ich! Szczególnie jeśli jesteście przewrażliwionymi nastolatkami o zapędach artystycznych, z bagażem miłosnych doświadczeń i problemami z wchodzeniem w dorosłość. Bo dorosłość jest piekłem, a dzisiaj trudno płynnie przejść z okresu błogiej niefrasobliwości do dojrzałych wyborów. O tym wszystkim, a nawet trochę więcej, można poczytać w komiksie Saschy Hommera pt. „W cztery oczy”.
Główny bohater, Sascha (jakiś nieupierzony literaturo- i komiksoznawca powiedziałby, że ten cały Sascha to sam autor jest!), mieszka w małym, zaśnieżonym mieście, gdzieś w Schwarzwaldzie. Schwarzwald to nie South Park – znane osoby omijają to miejsce szerokim łukiem, młodzież nudzi się, wypełniając czas zakochiwaniem sie, ćpaniem, uzależnianiem się… Pierwsze miłości, pierwsze jointy, pierwsze tabletki, pierwsze grzybki – Sascha wpada w coraz głębsze bagno eksperymentowania ze swoją rozchwianą świadomością. A żeby było ciekawiej, opowiada nam to wszystko z perspektywy dojrzałego mężczyzny, już wiedzącego, że czas pożegnać się z psem będącym alegorią uzależnienia i braku kontroli. Głębokie to wszystko i mądre niezwykle.
Jeżeli ktokolwiek oczekuje obrazkowego „Trainspotting” czy „Requiem dla snu”, niech przed zakupem nowego komiksu z Kultury Gniewu odpowie sobie na pytanie, jaki sposób opowiadania o narkotykach mu odpowiada. Jeśli ma to być mroczne, przesiąknięte żalem i goryczą studium powolnej degeneracji, lepiej poczytać sobie coś innego. Kolejne etapy narkotyzowania się Saschy wyglądają trochę jak z pewnego filmu parodiującego biografie muzyków, w którym zły czarnoskóry co dekadę częstował biednego rockmana coraz to mocniejszymi środkami. U Hommera oprócz „progresywnego brania” (zapaliłeś marihuanę, to na pewno weźmiesz kwasa; wziąłeś kwasa, strzykawka już czeka…) znajdziemy kilka przemyśleń na temat związków i niemożności spełnienia erotycznego. Można nawet pomyśleć, że główny bohater został ćpunem z powodu swoich impotenckich prób inicjacji seksualnej, a na pewno winę ponosi, jakżeby inaczej, dziewczyna. Nieco wiarygodniej przedstawiono małomiasteczkową nudę i senność, jednak scenarzysta wolał pokropić to całkiem aromatyczne ciasto „esencją z Freuda”. Rozczarowały mnie też wizje, które towarzyszyły Saschy po zażyciu substancji psychoaktywnych, jakby autor wykorzystywał ich podręcznikowe opisy działań.
Nie zrozumcie mnie Państwo źle – „W cztery oczy” nie jest komiksem kiepskim, lecz bardzo skrzywdzonym przez próby autora, aby co rusz sugerować, że przeżył trochę, że widział jeszcze więcej, że zyskał prawo do wypełnienia wszystkich stron opowieści o narkotykach, ale nie o ludziach. Wszystko to jednak czyta się wyjątkowo dobrze jak na sztampową historyjkę, bo Hommer znowu pokazuje nam, że minimalistyczne, rzemieślnicze rysunki sprawdzają się w konwencji obyczajowej. Jednak uważam jego poprzedni komiks wydany w Polsce, „Insekt”, za nieco ciekawszą refleksję o trudnościach codzienności. Problem inności, choć niewątpliwie poruszony wiele razy w opowieściach obrazkowych, może nawet więcej niż używek, nie był w „Insekcie” odkrywczy, ale nie był też nachalny w swoim moralizatorstwie. Mimo że „W cztery oczy” nie jest antynarkotykową przestrogą sensu stricto, a komiksowi daleko na szczęście do nachalności „My dzieci z dworca ZOO”, czuć w nim nieco braku artystycznej odwagi, aby stworzyć dzieło naprawdę niepokojące.
Czytałem kiedyś wywiad z Robertem Downeyem Jr. mówiącym, że sceny filmowe z uzależnionymi, którzy zatrzymują swój samochód na Moście Brooklińskim i wyrzucają świeżo kupioną działkę do wody, aż kipią od kiczu. Życie jest o wiele bardziej skomplikowane, a czasami puste, symboliczne gesty na niewiele się zdadzą. Mimo że „W cztery oczy” to komiks poruszający ważne sprawy, należy być świadomym, że jeśli w lesie przywiążemy do drzewa psa będącego alegorią naszych problemów, należy być przygotowanym na to, że krwiożercze zwierze może wrócić i znowu nasikać nam na dywan.
Tytuł: "W cztery oczy"
- Scenariusz: Sascha Hommer
- Rysunek: Sascha Hommer
- Wydawca: Kultura Gniewu
- Data publikacji: 10.2010 r.
- Format: 160x210 mm
- Oprawa: miękka ze skrzydełkami
- Papier: offsetowy
- Druk: cz.-b.
- Stron: 124
- Cena: 37,90 zł
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...