"Tajna Wojna" - recenzja

Autor: Jakub Koisz Redaktor: Motyl

Dodane: 03-11-2010 22:23 ()


To dobrze, że polscy czytelnicy mają okazję poznać bliżej Nicka Fury’ego, agenta S.H.I.E.L.D., a precyzyjniej – naczelnika tej paramilitarnej jednostki. W zamierzchłych czasach, kiedy jeszcze istniała możliwość zaczytywania się w komiksach wydawanych przez TM-Semic, postać Fury’ego przewinęła się przez kadry marvelowych tytułów kilkakrotnie. Przyczyniło się to do popularyzacji bohatera i jego tajemniczej jednostki, jednak szansę na pokochanie Nicka miały raczej osoby, które zaczęły czytać również zagraniczne komiksy.

„Tajna Wojna” Briana Michaela Bendisa to historia szpiegowska z superbohaterami na pierwszym planie, która jest przy okazji wycieczką do umysłu naczelnika S.H.I.E.L.D., gdyż fabuła oraz konflikty narastające z każdą kolejną stroną są wynikiem wyborów Fury’ego. Wyborów złych, wyborów dobrych, krótko mówiąc – wyborów człowieka mającego władzę i środki, by walczyć ze złem. I trudno jednoznacznie ocenić ich słuszność, podobnie jak w przypadku ocen postaw wielkich przywódców historycznych.

W „Tajnej Wojnie” Nick Fury odkrywa niepokojące powiązania łączące grupę łotrów z rządem Latverii, fikcyjnego państwa, które wielokrotnie spędzało sen z powiek herosom z Uniwersum Marvela. Kto finansuje śmiercionośne urządzenia dla pierwszo­- i  drugoligowych przestępców? S.H.I.E.L.D. udaje się odkryć, kto stoi za spiskiem, jednak kiedy prezydent USA odrzuca pomysł interwencji zbrojnej bądź chociaż wysłania agentów do Latverii, Fury musi wziąć sprawy w swoje ręce. Oto okazja, aby Wolverine, Kapitan Ameryka, Spider-Man, Czarna Wdowa oraz Daredevil połączyli swoje zdolności.

Muszę przeprosić Drogich Czytelników za odrobinę prywaty, ale to, co za chwilę napiszę, jest jednak ściśle związane z oceną komiksów Bendisa oraz sposobem odbioru amerykańskich tytułów z gatunku „superhero”. Pojawiają się niestety chwile, kiedy jestem zły na serie, które od dłuższego czasu nawet nie próbowały zmienić status quo, jakby powtarzalność klisz fabularnych była niezbędna w przypadku niektórych komiksów. I wtedy z pomocą przychodził mi Bendis – ten, który pokazał, że z „Daredevila” da się jeszcze coś wycisnąć; również ten, który „rozproszył” grupę Avengers, zgotowawszy im istne piekło na Ziemi. Także i w „Tajnej Wojnie” autor nie rozczarowuje i daje popis artystycznej odwagi, idealnie trafiając do tych czytelników, którzy wymagają raz na jakiś czas trzęsienia ziemi w światach ich ulubionych postaci rysunkowych. I mimo że tym razem Bendis jednak ociera się o wspomnianą powtarzalność (wystarczy przypomnieć sobie wydane nieco wcześniej „Identity Crisis” z DC Comics albo chociaż problem wymazywania pamięci, który znalazł swoją kulminację na łamach również Bendisowego „Avengers Disassembled”), jak zwykle – czyta się to wszystko nieźle. Scenarzysta potrafi żonglować cechami wyróżniającymi najważniejsze postacie, sprawdzać je i doprowadzać do „ścierania się”. Polecam więc uważnie przyjrzeć się interakcjom między wspomnianymi wyżej superbohaterami, a w szczególności scenie z Wolverinem, pijanym w sztok i kłócącym się z Peterem Parkerem podczas podróży samolotem. Uważam, że tym, co cechuje najlepsze crossovery, jest specyficzna chemia między różnymi, bardzo często wybuchowymi charakterami. Najważniejszy w tej opowieści jest jednak Nick Fury, bo zmusza czytelnika do zadania sobie pytania o to, czym jest istota bohaterstwa. Czy są jakieś granice postępowania, kiedy gra toczy się o życie tysięcy istnień? Czy makiaweliczny cel, który uświęca środki, może być usprawiedliwiony w uniwersum, które powinno być wypełnione bohaterami raczej dającymi dobry przykład, zamiast przypominającymi nam o relatywizmie moralnym?

Tym, co sprawia, że tę pozycję można uznać za superbohaterski majstersztyk, są rysunki Gabriele Dell’Otto. Jeśli miałbym porównać do kogoś jego styl, wskazałbym na epickie, choć nieco posążkowe rysunki Alexa Rossa, lecz Dell’Otto zdecydowanie lepiej rozumie, czym jest komiksowa umowność. Rysunki są dokładne, kolory nieco przytłumione, choć myślę, że to celowy zabieg artystyczny, mający nam pokazać świat „szarości” będącej ponad dobrem i złem. Wydanie zbiorcze prezentuje się świetnie, a każdy, kto zbiera albumy komiksowe tylko dla rysunków, powinien mieć w kolekcji „Tajną Wojnę”, bo prace artysty są na tyle charakterystyczne, że warto zapamiętać jego nazwisko. A kto wie, może dzieła pana Dell’Otto staną się dla kogoś bardzo pobudzającą do pracy inspiracją?

Mucha naprawdę popisała się przy tym wydaniu, tym razem obyło się bez literówek i nieumiejętnie tłumaczonych nazw własnych, a dodatki cieszą i oko, i umysł. Wszystko w tym komiksie pasuje do siebie, zachowania bohaterów są wiarygodne, a sam Bendis w „Tajnej wojnie” jest po prostu sobą – scenarzystą kochającym postacie z panteonu nadludzi Marvela. On je rozumie, on wie, co powinny powiedzieć w danej sytuacji. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że ma obraz drogi, jaka jeszcze przed nimi. I z tych właśnie powodów mogę wspomnieć po raz kolejny – „Rzadko czytam komiksy superbohaterskie. Chyba, że Bendis coś napisze!”.

Tytuł: "Tajna Wojna"

  • Scenariusz: Brian Michael Bendis
  • Rysunki: Gabriele Dell'Otto
  • Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
  • Wydawca: Mucha Comics
  • Data publikacji: 08.2010 r.
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Stron: 160
  • Cena: 69 zł

 Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za udostępnienie komiksu do recenzji.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...