"Blacksad": "Piekło, spokój" - recenzja

Autor: Jakub Koisz Redaktor: Motyl

Dodane: 24-10-2010 20:20 ()


Nietrudno zgadnąć, czemu w kinematografii bagna Luizjany są miejscem tajemniczych morderstw i rytuałów. W końcu nawet na łamach Moore’owego „Potwora z Bagien” mgła, oczy krokodyla wynurzone ledwie ponad taflę wody oraz odgłosy ptaków przywoływały niezwykle mroczną atmosferę. „Blacksad: Piekło i spokój” duetu Juan Diaz Canales (scenariusz) i Juanjo Guarnido (rysunki) to najnowsza odsłona perypetii specyficznego – bo z kocimi uszami – detektywa. Nie bez powodu wspomniano na początku tego tekstu o filmie, bo w czwartym tomie swoich przygód John Blacksad musi doprowadzić pewną sprawę kryminalną do końca w scenerii żywcem wyjętej z kultowego „Harry’ego Angela” w reżyserii Alana Parkera.

Nowy Orlean. Zbliża się euforyczne Mardi Gras, czyli ostatni dzień karnawału. Kocioprzystojny detektyw zgadza się odnaleźć genialnego pianistę, uzależnionego od narkotyków Sebastiana Fletchera. Zlecenie pochodzi od umierającego szefa wytwórni płytowej, który niegdyś był bliskim przyjacielem zaginionego. Blacksad musi się śpieszyć – na powrót Sebastiana czeka również ciężarna żona, a cała ta sytuacja ma drugie dno, bo pojawia się nieco za dużo trupów, jak na z pozoru błahe zlecenie. Ktoś również zaczyna deptać po kocich łapach głównego bohatera. Mgła przeszkadza w identyfikacji sylwetek z oddali, a śmierć, dym wydobywający się z szamańskich ognisk i wszechobecne kłamstwo zacierają trzeźwą ocenę sytuacji. Robi się duszno.

Autorzy, trzeba im to przyznać, wykorzystują symboliczną i graficzną materię komiksu z mistrzowską precyzją. Nie chodzi mi tutaj tylko o umiejętne wykorzystanie zapożyczeń, które idealnie pasują do rzeczywistości zarysowanej w poprzednich albumach, czy o antropomorfizację bohaterów – to żadne novum dla serii, choć przyznać należy, że i tym razem świetnie sprawdzają się te symboliczne zabawy. Historia „Blacksada” ewoluuje, zmieniając się ze specyficznego kryminału w stylu książek Chandlera w mroczną opowieść na granicy ezoteryki, do której konwencja Noir nawiązywała w bardzo późnym okresie swojej świetności. Niezwykle intrygujące jest pojawienie się swoistego anioła stróża głównego bohatera, który mimo że nie ma za dużo do zaoferowania fabule, działa na zasadzie deus ex machina. I świetnie, bo chociaż czwarty tom ma zamkniętą historię, czytelnik ma świadomość, że zostało jeszcze tyle ciekawych motywów do eksploracji w serii.

Filmowość albumu nie kończy się jednak na świetnych obrazkach, które leniwie snują narrację niczym w kinie z lat sześćdziesiątych, gdyż „Piekło i spokój” to komiks, w którym dużą rolę odgrywa również muzyka. Porozrzucane nuty, nawiązania do klasyków jazzu,  zwrócenie uwagi na pewne niezbyt chlubne aspekty związane z rasizmem w przemyśle muzycznym – wszystko to sprawia, że czytając smutną historię Sebastiana „Little Hand” Fletchera (bardzo zgrabnie wplecioną w fabułę), chcemy włączyć muzykę Whitefielda, Pattona czy chociażby Armstronga i Coltraine’a. Duży to atut historii graficznych, kiedy swoją opowieścią przekraczają ograniczenia medium i odwołują się do walorów fonicznych, a nie tylko wizualnych.

Chciałbym znaleźć w tym komiksie minusy. Patrzę jednak na serię przez pryzmat dotychczas wydanych tomów, jestem zaintrygowany niektórymi nawiązaniami i łapię się na tym, że kilkakrotnie oglądam kadry, ciesząc oczy bogatą ekspresją twarzy i gestów zwierzęcych postaci. Seria „Blacksad” udowadnia, że Guarnido potrafi narysować wszystko – jeśliby komukolwiek wpadło do głowy, aby stację kosmiczną uczynić tłem przygód kociego detektywa, na pewno nic nie można by było zarzucić grafice. Na szczęście tak karkołomne pomysły nigdy się nie pojawią, bo przecież „Blacksad” to bardzo stonowana, dojrzała, a przez to stojąca na wysokim poziomie seria kryminalna. I co z tego, że głównym bohaterem jest kot, jeśli autorzy znają się na swojej robocie i dawno pozbyli się mleka spod nosa?

 

Tytuł: "Blacksad": "Piekło, spokój" 

  • Scenariusz: Juan Diaz Canales
  • Rysunki: Juanjo Guarnido
  • Przekład: Joanna Jabłońska
  • Wydawca: Egmont
  • Data publikacji: 11.10.2010 r.
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kreda
  • Stron: 56
  • Format: 235x310 mm
  • Cena: 39,90 zł

   

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...