"Mroczna Wieża" tom 1: "Narodziny rewolwerowca" - recenzja

Autor: Michał "de99ial" Romaniuk Redaktor: Motyl

Dodane: 14-10-2010 19:24 ()


Proza Stephena Kinga trafia w moje gusta. Nie wszystko co prawda, ale to co już trafia, czyni to w wyjątkowo celny sposób. Wiele jego książek mam na półce i do wielu lubię wracać. Mają w sobie to coś, co mnie do nich przyciąga i lubię przeżywać je na nowo. W mojej mentalności to autor nie tyle horrorów co powieści niesamowitych. To moim zdaniem najlepiej pasujący przymiotnik opisujący prozę tego pisarza.

Jakkolwiek „Mrocznej Wieży” nie znam. Z nieznanych mi przyczyn ten wieloksiąg nie przyciągał mnie do siebie, nie wzbudzał mojego zainteresowania. Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego, ale tak się stało. Tym większe było moje zdziwienie, kiedy usłyszałem o komiksie opartym na tej historii. Z niewiadomych mi powodów komiks niesamowicie na mnie zadziałał. Całkiem odwrotnie, można by rzecz, niż książka. I w końcu się stało – na rynku polskim, dzięki wydawnictwu Albatros – ta powieść graficzna (jak modnie ostatnio określa się komiksy) ujrzała światło dzienne.

Pierwsze wrażenie? Niesamowite. Rzuca na kolana i to dosłownie. Potężne tomiszcze, w twardej jak drewno oprawie robi wrażenie. I bardzo dobrze. Kiedy chwyci się to dzieło w ręce jest tylko lepiej – porządne szycie, wysokiej jakości, gruby i solidny papier kredowy – naprawdę perła wydawnicza. A kiedy zajrzy się do środka i tyko przejrzy zawartość – brakuje słów. Bo wrażenia płynące z obserwacji poziomu technicznego wydania są maleńkie w porównaniu do doznań estetycznych. Rysunek jest niesamowity. Ale po kolei.

Ilustracja na okładce obiecuje wiele. Zapowiada przygodę, niesamowitą historię, obcą z jednej strony, ale dziwnie znajomą. Z dzieciństwa głównie, kiedy to oglądało się mnóstwo westernów wszelakich, ale czuć przez skórę, że jednak to nie będzie to samo.

Cała historia, zilustrowana przez Jae Lee i Richarda Isanove, robi wrażenie. Wyraźna kreska, ostra można rzecz, wypełnienie kolorami, z jednej strony bardzo proste i kontrastujące, z drugiej wyraziste jak mało co. Pierwsze odczucie może być złudne – ilustracje wydają się być ubogie, oszczędne, miejscami wręcz ascetyczne, ale po jakimś czasie to mija. Graficy skupili się na tym co ważne w historii - na najwyraźniejszym jej elemencie, resztę pozostawiając w taki sposób, aby nie raziła pustką i jednocześnie nie rozpraszała. Nie wiem dlaczego, ale w pierwszej chwili styl skojarzył mi się z Simonem Bisleyem, którego bardzo cenię. Z czasem zacząłem dostrzegać coraz więcej elementów różniących tych artystów od siebie i, pomimo iż mają wiele elementów wspólnych, to taka sama liczba szczegółów ich różni. Krótko mówiąc „Mroczna Wieża”: „Narodziny Rewolwerowca” to prawdziwa uczta dla oczu. A czy dla duszy?

Nie chcę zdradzać za dużo z fabuły, aby nie psuć przyjemności z poznawania historii, ale co nieco powiem. Zaznaczę – nie znam książki. Nie wiem na ile wierny jest jej komiks, ale czuć, że to zamknięta całość, bez braków czy dziur fabularnych.

Na samym początku poznajemy rewolwerowca ścigającego Człowieka w Czerni, by zaraz po chwili cofnąć się w czasie. Oto Roland Deschain, młody chłopak nie będący jeszcze pełnoprawnym rewolwerowcem. Staje w obliczu ryzykownej próby – od jej wyniku zależy czy zostanie pośród swoich czy też zostanie wypędzony. Musi stawić czoła człowiekowi odpowiedzialnemu za jego szkolenie (oraz jego rówieśników) i robi to dwa lata wcześniej niż zrobił to jego ojciec. Ta pierwsza ryzykowna próba to jedynie zapowiedź dalszych wydarzeń. I dowód na szereg intryg wymierzonych w jego osobę i osobę jego ojca. Bo świat, w którym przyszło żyć Rolandowi, do przyjemnych i łatwych nie należy. Musi stawić czoła wszystkim wyzwaniom, jakie stawia przed nim los i nie będą to proste wybory.

Historia jest naprawdę wspaniała. Narrację poprowadzono w umiejętny sposób – wciąga od pierwszych stron i wspaniale uzupełnia obraz. Do tego kapitalnie naśladuje styl Stephena Kinga, a tego bałem się najbardziej. Powiem szczerze – byłem bardzo ciekawy jak wyszło przenoszenie książki na karty komiksu, ale moje obawy okazały się płonne – zanim się obejrzałem skończyłem czytać. I mam ochotę na więcej, bo to świetna historia, wspaniale wydana.

Warto wspomnieć, że wydawnictwo Albatros zamieściło wiele dodatkowych grafik, głównie z okładek wydań zeszytowych, kilka szkiców i ilustracji niewykorzystanych. Wielu różnych autorów, prezentujących swoje własne wizje Rolanda i innych postaci występujących w komiksie. Moim zdecydowanym faworytem jest Roland Johna Romity Juniora, który stworzył grafikę razem z Klausem Jansonem i Jasonem Keithem – niesamowity efekt końcowy. Oprócz dodatkowych grafik w tomie znalazł się wstęp Ralpha Macchio (redaktor serii) oraz list Stephena Kinga (krótki, acz bardzo ciekawy).

Czy ten komiks ma wady? Tak – dwie. Pierwsza to pisownia nazwiska wyżej wspomnianego artysty – John Romita Jun. Ostatni człon to oczywiście skrót od Junior i już przyjęło się – nawet w języku polskim – że można skracać do Jr. Druga - to źle zaznaczona kursywa w liście Stephena Kinga – pisze on o dwóch różnych komiksach, które mu przypadły do gustu, a które – w wyniku błędnie oznaczonej kursywy – dla laika będą wyglądać jak jeden tytuł. To wszystko. Moim zdaniem wady zupełnie nie warte uwagi, zwłaszcza jeśli oceni się całą resztę – od poziomu technicznego, przez jakość druku, dbałość o tekst (w chmurkach nie ma literówek – to niesamowite!) aż po wrażenia jakie oferuje historia. Komiks zdecydowanie polecam fanom prozy Kinga oraz wszystkim innym – to prawdziwa uczta dla oczu i duszy.

 

Tytuł: "Mroczna Wieża" tom 1: "Narodziny rewolwerowca"

  • Scenariusz: Peter David, Robin Furth
  • Rysunki: Jae Lee, Richard Isanove
  • Tłumaczenie: Zbigniew A. Królicki
  • Wydawca: Albatros
  • Wydawca oryginału: Marvel
  • Data publikacji: 24.09.2010 r.
  • Oprawa: twarda
  • Papier: kredowy
  • Druk: kolor
  • Stron: 240
  • Cena: 69,90 zł

Dziękujemy wydawnictwu Albatros za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...