"Armada" tom 12: "Wolna strefa" - recenzja
Dodane: 14-10-2010 06:48 ()
Poprzedni tom „Armady” („Niestały świat”) mocno mnie rozczarował. Spodziewałem się albumu, który do nieco już „zużytego” uniwersum stworzonego przez Morvana wniesie coś nowego, oryginalnego, ukazując nieznane dotąd oblicze kosmicznego świata. Niestety zamiast tego otrzymałem jedynie niedopracowaną historię, którą można porównać do pilota nowego sezonu jakiegoś serialu, gdzie „upchano” zbyt dużo fabuły, niepotrzebnych wątków i informacji. Co doprowadza do tego, że cierpliwość i zaufanie potencjalnego widza do scenarzystów zostaje wystawiona na próbę.
Wszystko to sprawiło, że na następną odsłonę przygód Navis oczekiwałem z pełną obojętnością. Jednakże, gdy kolejna część ukazała się nakładem wydawnictwa Egmont, sięgnąłem po nią niejako siłą przyzwyczajenia, dając francuskiemu duetowi szanse na zatarcie nie najlepszego wrażenia po „Niestałym świecie”. Co nie do końca im się udało.
W jedenastym tomie Navis „zmieniła” pracę. Przestała być agentką Armady i zadebiutowała w trudnym oraz odpowiedzialnym zawodzie „dziennikarki”, znajdując zatrudnienie u swojego adwokata. Kolejnym jej zadaniem jest przygotowanie „reportażu” z tytułowej „Wolnej strefy”. Oczywiście nie będzie robić tego materiału sama, do pomocy zabierze ze sobą operatora kamery (byłego generała) Rib’Wunda. Jak powszechnie wiadomo we dwójkę jest raźniej i bezpieczniej, a wolne strefy nie należą do spokojnych miejsc. Za rogiem można spotkać nieprzyjemnych miejscowych lub, co gorsza, jakiegoś nerwowego i zabójczego turystę, a do tego kręcą się tam również dziennikarze z konkurencyjnej telewizji publicznej.
Fabułę albumu można podzielić na trzy części. Morvan wraca do sprawdzonego w przeszłości, a zarazem ogranego schematu. Na początku rzuca czytelnika w środek wartkiej, trzymającej w napięciu akcji rodem z filmów z Jasonem Bournem. Jest to niewątpliwie najlepszy fragment komiksu, w którym szybko przewracamy kolejne stronice towarzysząc Navis w jej tarapatach, a także chcąc poznać przyczynę całego „zamieszania”. Gdy sytuacja się powoli klaruje akcja zostaje przerwana, byśmy mogli do niej powrócić po kilku planszowej retrospekcji. Dalej następuje rozwinięcie głównego wątku tomu i jego zakończenie.
Mój stosunek do oceny „Wolnej strefy” jest mocno ambiwalentny. Morvan przy pisaniu scenariusza zbytnio się nie wysilił. Jest on od początku oparty na kuriozalnym pomyśle, a do tego nie został zbyt szczęśliwie wykorzystany. Widać to szczególnie po końcówce, która razi infantylnością i jest przewidywalna. Album nieznacznie ratuje dobry początek oraz kilka innych, łatwych do przeoczenia elementów. Po pierwsze scenarzysta całkiem wiarygodnie przedstawił przemianę, jaką przeszła w poprzednich częściach główna bohaterka. Navis stała się lekko zgorzkniała, a w jej wypowiedziach często można zauważyć nutę lub dwie sarkazmu. Do tego przestała się łudzić co do czarno-białego oblicza otaczającego ją świata, a co za tym idzie nie waha się robić rzeczy, których dawniej by nie zrobiła. Kolejnym plusem jest ciekawe poprowadzenie wątku towarzyszącego Navis przez ostatnie albumy. Na pewno przyczyniło się do tego wprowadzenie postaci prawnika Ehmta Ciss-Ronna, który wniósł nieco świeżość tak bardzo potrzebnej w uniwersum Armady.
Mam nadzieję, że przy tworzeniu kolejnych tomów autor uświadomi sobie, że fani jego komiksu, tak jak Navis dorastają i nie można ich w kółko raczyć podobnymi, nieco wtórnymi historyjkami, że warto sięgnąć po coś oryginalnego, lekko szalonego, co naprawdę zaskoczy czytelników. Tak, by Buchet mógł się wykazać czymś nowym, choć trzeba przyznać, że jego rysunki trzymają poziom, a nawet można zauważyć pewien progres, szczególnie jeśli obecne grafiki porównamy z tymi z początków serii.
We wrześniu tego roku wydawnictwo Delcourt opublikowało we Francji trzynastą „Armadę”. Jej podtytuł to „Dérapage contrôlé” co można przetłumaczyć jako poślizg kontrolowany. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że będzie lepsza od swojej poprzedniczki.
Tytuł: "Armada" tom 12: "Wolna strefa"
- Scenariusz: Jean-David Morvan
- Rysunek: Philippe Buchet
- Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
- Wydawca: Egmont
- Data publikacji: kwiecień 2010 r.
- Stron: 48
- Format: 215x290 mm
- Oprawa: miękka
- Papier: kredowy
- Cena: 27,90 zł
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...