"Życie i czasy Sknerusa McKwacza" - recenzja
Dodane: 13-10-2010 21:01 ()
Jeżeli ktoś wychowywał się w Polsce lat 90-tych to czytał Kaczora Donalda. Szczęśliwe to pokolenie pamięta dobrze ostatnią jesień poprzedniego tysiąclecia, bo właśnie wtedy pojawiło się pierwsze wydanie omawianego komiksu. Jeśli jednak ktoś wychowywał się wcześniej to mógł przegapić to niezwykłe wydarzenie. Dorośli czytelnicy, nie mają w zwyczaju śledzić zbyt dokładnie rynku dziecięcego, co jest jak najbardziej zrozumiałe. Problem polega na tym, że „Życie i czasy Sknerusa McKwacza” to pozycja, której żaden miłośnik powieści graficznych przegapić nie powinien.
Wszystko zaczęło się od Carla Barksa. Był on płodnym artystą, a przy okazji też geniuszem. Na jego dziełach wychowały się miliony dzieciaków na całym świecie, a tworzone przez niego historie w ogromnym stopniu przyczyniły się do rozwoju sztuki komiksu do obecnego kształtu. To on wykreował gros najbardziej charakterystycznych postaci kaczego uniwersum, na czele ze Sknerusem, który pośród całego tego towarzystwa mógł pochwalić się najbardziej kompletną biografią. Znaczy to mniej więcej tyle, że czytelnicy mieli do dyspozycji dziesiątki historii, pojedyncze kadry lub dymki dialogowe, z których wyłaniał się ogólny obraz jego przeszłości. Brakowało jednak dzieła, które by to wszystko uporządkowało i zamknęło w ramy konkretnego kanonu. Zadanie to zlecone zostało autorowi znanemu z jego miłości do wszystkiego, co Barksowskie.
Don Rosa, bo o nim mowa, materiału do pracy miał sporo, chociaż zebranie go do kupy łatwe być nie mogło. Rezultatem przekopywania się przez setki historii „Andersena komiksów” jest dwanaście rozdziałów przedstawiających życie Sknerusa Mckwacza na przestrzeni 80-ciu lat. Rozmachu odmówić temu dziełu nie sposób, pytanie jak z realizacją. Mógłbym po prostu napisać, że te wysiłki i owa realizacja nagrodzone zostały nagrodą Eisnera, ale nie ma co się ograniczać. Zaczynamy praktycznie od samego początku, bo od roku 1877. Sknerus jest dziesięcioletnim szkrabem, ostatnim męskim potomkiem podupadającego rodu. Dzieciństwo kończy się szybko, zaledwie trzy lata później nasz bohater decyduje się na wyjazd do Ameryki w poszukiwaniu bogactwa. Podróż ta poprowadzi go przez równiny dzikiego zachodu, australijskie pustynie i kanadyjskie góry - do upragnionego celu. Wszystko zgodnie z tym co napisał Barks. Zakończenie nie jest oczywiście tajemnicą, ale nie o nie tutaj chodzi.
Chodzi o to, że Rosa całą tę historię traktuje poważnie. Ignorując konotacje wynikające z używania antropomorficznych bohaterów, tworzy świat wypełniony prawdziwymi ludźmi i przedstawia konflikty i sytuacje, które dalekie są od literatury dziecięcej. Z subtelnością godną Pixara, opisuje zło, zawiść, tęsknotę, upadek, odrodzenie, śmierć, miłość i ogólnie wszystko, co spotyka człowieka w życiu, zwłaszcza tak bogatym jak Sknerusa. Z podobną powagą potraktował realia historyczne, nie tylko wplatając w losy bohatera całą zgraję postaci z naszego świata, ale także pilnując, żeby wszystko zgadzało się jeśli chodzi o używany sprzęt, modę etc. Dbałość o szczegóły sprawia, że na żadnym etapie lektury nie odnosi się wrażenia obcowania z czymś innym niż opowieścią przeznaczoną dla dojrzałego odbiorcy.
Nie znaczy to oczywiście, że wszystko jest na serio. Humor (mistrzowski) wylewa się z kadrów i nie brakuje tutaj sytuacji czysto kreskówkowych, ale podobnie jak w filmach Edgara Wrighta stanowi raczej tylko otoczkę opowieści, pozostając jednym z najważniejszych jej elementów. Poważne fragmenty przeplatają się z często absurdalnymi scenami walk, pościgów, ucieczek, generalnie przygody i epickości nie brakuje.
Jeśli chodzi o warstwę graficzną, to Rosa, mimo wyraźnych inspiracji kreską Barksa, tworzy swój własny, unikalny styl, charakteryzujący się przywiązaniem do detali (drugie tło często roi się od ukrytych żartów), wysokim, jak na warunki Disneya realizmem, a także trudnym do opisania „zabrudzeniem”, które znakomicie pasuje do charakteru opowiadanych przez niego historii. Postacie są ekspresywne, żywe i dynamiczne, a tła bogate oraz majestatyczne, chociaż stosunkowo często zastępuje je biel czy inny kolor, ale zrobione jest to ze smakiem i nie razi w oczy.
Generalnie „Życie i czasy” uważam za komiks bliski ideału, ale niestety Egmont spisał się tak sobie. Na plus trzeba zaliczyć, że w przeciwieństwie do poprzedniego wydania, tłumaczenie zostało dokonane na podstawie amerykańskiego oryginału, podobnie rzecz ma się z kolorami. Dostajemy też przedmowę i pierwszą stronę, które wcześniej zostały wycięte. Nożyczkami oberwały jednak przedmowy do pojedynczych rozdziałów oraz, co równie bolesne, strony tytułowe. Problem polega na tym, że na owych stronach znajdowały się daty, których brak krzywdzi znacznie cała otoczkę historyczną. Miejscami tłumaczenie zbyt mocno trzyma się oryginału, przez co psuje niektóre dialogi (nie wszystko co dobrze brzmi po angielsku, brzmi tak samo po polsku), a od czasu do czasu, można natknąć się na idiotyczne teksty w stylu „będę wielki, piję mleko”.
Mimo wszystko komiks warto kupić, zwłaszcza za tak niską cenę. Na miejscu wydawcy umieściłbym na okładce nazwisko autora i wielką planszę „komiks nagrodzony nagrodą Eisnera”, żeby przyciągnąć uwagę starszych czytelników, no ale cóż... Mam nadzieję, że mimo to seria „Komiksy z Kaczogrodu” znajdzie swoich odbiorców, zwłaszcza że w grudniu pojawić się ma drugi tom, być może zawierający Companion z 2006 r., wzbogacony o dodatkowe rozdziały narysowane później przez Rosę. Ja będę czekał.
Tytuł: „Życie i czasy Sknerusa McKwacza”
- Seria: Komiksy z Kaczogrodu – tom 1
- Scenariusz i rysunki: Don Rosa
- Kolory: Susan Daigle-Leach
- Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
- Wydawca: Egmont Polska
- Data publikacji: 28.09.2010 r.
- Okładka: miękka
- Papier: kredowy
- Druk: kolor
- Format: 170x260 mm
- Liczba stron: 244
- Cena: 19.99 zł
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...