Wywiad z Tomaszem Kołodziejczakiem

Autor: Marcin Andrys Redaktor: Motyl

Dodane: 08-10-2010 16:25 ()


Paradoks: Powróciłeś po dłuższej przerwie do pisania, niedawno ukazała się Twoja nowa powieść „Czarny horyzont”. Jednak po jej przeczytaniu pozostaje pewien niedosyt. Potencjał stworzonego przez Ciebie świata jest znacznie większy.

 

Tomasz Kołodziejczak: To dobrze, że czytelnik po przeczytaniu książki mówi, że mało i chciałby więcej, bo dla autora jest to zachęta do tego, żeby pisać więcej. Książka jest szczupła rzeczywiście, sam to wiem. Planowałem ją jako książkę nieco grubszą, ale prawda jest taka, że pisanie jest dla mnie tylko częścią życia zawodowego. Ja pracuje jako wydawca, piszę w weekendy tak naprawdę, i to też nie wszystkie, stan był taki, że mógłbym tę książkę pogrubiać, dokładać kolejne wątki, ale ta praca zajęłaby mi kolejny rok czy półtora. Tymczasem ja i wydawca chcieliśmy, aby ona się w końcu ukazała. Zdecydowałem się w związku z tym na nieco przycięcie części wątków i zostawienie ich do rozwijania w kolejnych tekstach, opowiadaniach bądź w przyszłości być może w powieściach, które dzieją się w tym świecie. Tam jest zestawiona taka elementarna intryga, tzn. główny bohater powieści, Kajetan, poszukuje czy wierzy w to, że jest w stanie przywrócić do życia swoją siostrę, która zginęła właśnie w jednym z opowiadań. Oprócz tego pozostaje niewyjaśniony cały ogromny zestaw wydarzeń dotyczących tego, czym naprawdę są elfy, skąd przyszły, po co tutaj przywędrowały, w jaki sposób, jak wyglądają ich światy, itd. Mam bardzo dużo rzeczy powymyślanych, mam powymyślane głębsze poziomy intrygi i one powolutku, systematycznie będą prezentowane w kolejnych tekstach. Natomiast raczej nie będą to teksty długie, ponieważ nie jestem w stanie takich długich tekstów w tej chwili pisać.

 

P: Zatem czy istnieje szansa na kontynuację „Czarnego horyzontu” w formie powieści czy tylko pojedynczych nowelek, opowiadań?

 

T.K.: Na początek będzie opowiadanie. Jedno ukazało się niemal równolegle z powieścią w magazynie „Science Fiction”. Kolejne opowiadanie jest w drodze i sądzę, że ukaże się na początku przyszłego roku. Jest plan, aby wszystkie krótkie formy, które do tej pory się ukazały, a dotyczą „Czarnego horyzontu”, opublikować w formie jednej książki w roku przyszłym. Pracuje właśnie nad tekstem, który ma uzupełniać tę książkę, no i kolejne konspekty są w moim komputerze. Natomiast szczerze mówiąc, ponieważ wiem jak powoli mi idzie pisanie to żadnych terminów nie jestem w stanie tutaj podawać. Plany wydawnicze, jeżeli chodzi o moje rzeczy na najbliższy czas to są raczej wznowienia. Ukazała się właśnie nowa edycja „Koloru sztandarów”. W planach oczywiście drugi tom, czyli „Schwytany w światło” i w planach także zbiór wszystkich opowiadań z „Dominium Solarnego”, które ukazały się kilkanaście lat temu w różnych miejscach, więc myślę, iż zebranie ich razem, takie uporządkowanie trochę pod kątem uspójnienia świata może być interesujące dla nowych czytelników.

 

P: „Dominium Solarne” wraca do księgarń, a więc czy rozważałeś możliwość powrotu do tego uniwersum, jakąś kontynuację?

 

T.K.: Powieść jest zakończona. Według mnie ta dylogia się kończy, chociaż zakończenie jest częściowo otwarte, pozostawia pole do spekulacji, ale taki był mój pierwotny zamiar. Natomiast ja oczywiście miałem ten świat rozpisany w bardziej szczegółowych konspektach również do kolejnych tekstów, które z różnych przyczyn nie powstały. Kilka tych pomysłów nadal mam, więc nie zarzekam się, że do tego świata nie wrócę, aczkolwiek na razie chcę kontynuować świat „Czarnego horyzontu”, bo to jest ta nowość i świat, który teraz chciałbym pokazywać czytelnikom. Powtórzę, na szczęście albo niestety, bo to zależy jak na to patrzeć, pisanie jest dla mnie tylko częścią, pewnym elementem mojego życia zawodowego. Chciałbym móc poświęcić więcej czasu pisaniu, ale najzwyklej w świecie nie mogę czy nie daje rady.

 

P: W „Czarnym horyzoncie” mamy balrogi, elfy, perypetie Kajetana, a w tle tych wydarzeń zaprezentowałeś wątek s-f odnoszący się do ziemskiej kolonii na Marsie. Jednak jest on bardzo ubogi, aż prosiło się go silniej zaakcentować.

 

T.K.: To właśnie jest ten jeden z dodatkowych wątków powieści. Pierwotnie była ona planowana na powieść cztero-, pięciowątkową, a skończyło się na dwuwątkowej z jakimiś takimi wrzutkami innych spraw. Tam jest zasygnalizowana w powieści kwestia ruchów opozycyjnych wobec władzy, która panuje w Polsce, obaj główni bohaterowie są ich zwolennikami, ale ta Polska nie jest taka prosta i łatwa, i to gdzieś tam też sygnalizuje. Cały wątek marsjański jest też wrzucony, ponieważ jest on częścią tego świata. Chciałem może trochę czytelnika zaskoczyć. Dostaje fantasy, a tu nagle przenosimy się w kosmos. Na Marsie też się będzie działo, jeżeli uda mi się kontynuować to co zaplanowałem, a Mars jest dość ważnym elementem, bo on pokazuje jak ten świat jest zbudowany. Pokazuje, że te przenikanie światów to, co leży u podstaw tej rzeczywistości, którą opisuję w powieści dotyczy nie tylko naszej planety i jednego miejsca magicznego, ale ma znacznie szerszy aspekt, bo wychodzi także w kosmos. Temu służą satelity, pokazanie satelit i astronautyki w owym czasie. Zresztą balrogi też szykują się do podboju kosmosu, tego może w powieści za dużo jeszcze nie ma, ale przewaga technologiczna ludzkości polega na tym, że my władamy powietrzem. Balrogi też się do tego szykują.

 

P: Jak bardzo inspirowałeś się współczesną historią Polski, wydarzeniami, które dzieją się obecnie? W książce jest wywód na temat totalitaryzmu, ale też umieściłeś w niej bardzo świeży temat - gaz z łupków, ostatnio będący numerem jeden w mediach.

 

T.K.: Kiedy pisałem powieść, informacje o gazie łupkowym pojawiały się w nielicznych mediach jako swego rodzaju ciekawostka i możliwość. Ja wsadziłem go do powieści właśnie na takiej zasadzie, a wyczytałem to w jakimś specjalistycznym artykule, że będzie to coś ciekawego. W międzyczasie historia tak nam się przewaliła za oknem, że stał się on tematem politycznym. Nie usuwałem tego z książki. Zresztą uważam, że z punktu widzenia logiki tego świata i tej opowieści, to szukanie przez odseparowane od Bliskiego Wschodu czy od Rosji kraje, takie jak Polska, lokalnych źródeł surowców będzie konieczne po prostu. I tym źródłem surowców może być palenie roślin. Podobno, gdyby palić samym drewnem to dałoby się polską energetykę ustawić na drewnie leśnym, tylko trzeba by było to drewno odpowiednio hodować, więc są różne możliwości. Ten gaz łupkowy też tam się pojawia. Natomiast, jeśli pytasz o historię, o takie wydarzenia historiozoficzne trochę, to jest powieść dziejąca się w Polsce za pięćdziesiąt lat czy za czterdzieści lat i zakładam, że ludzie, którzy będą wtedy żyli, będą posiadali tę wiedzę, którą my mamy teraz o przeszłości. Plus będą mieli wiedzę o naszych czasach i o tych latach pomiędzy rokiem 2010 a 2050. Takiej bieżączki politycznej starałem się tam nie wkładać, bo uważam, że to niedobrze służy prozie. Natomiast myślę, że tak jak dzisiaj dla nas reżimy stalinowski i hitlerowski są punktami odniesienia dla naszego myślenia o wydarzeniach, wojnie, kulturze, cywilizacji czy etyce, podobnie będą za lat pięćdziesiąt, to nie jest aż tak odległa przyszłość, żebyśmy o tym nie pamiętali. A powieść, jak sam wiesz, jest miksem fantasy, s-f, trochę polityki, politycznej prozy w rozumieniu politycznej prozy jako prozy zajmującej się tematem polityka-społeczeństwo, a niekoniecznie tym, kto wygra najbliższe wybory. Założyłem też, bo to był taki element stawiany przez niektórych czytelników - dlaczego balrogi, dlaczego elfy, skąd te nazwy, czy trzeba było sięgać po Tolkiena? W jednym z opowiadań tłumaczę to troszeczkę, ale prawda jest taka, że żyjemy w świecie, który używa tych pojęć, zna Tolkiena. Irytują mnie horrory, w których nastolatki wypływają czy wychodzą na spacer do ciemnego lasu i zachowują się tak, jakby nigdy w życiu nie słyszały opowieści o wampirach czy wilkołakach. I są bardzo zdziwione, że pojawia się coś takiego. Każdy współczesny nastolatek wie co to jest wampir czy wilkołak. Analogicznie, jeżeli w naszym świecie pojawiłyby się stwory z innego wymiaru, czy z innej planety to bez wątpienia filtrowalibyśmy ich postrzeganie z nazwami jakimi obdarzamy zjawiska, które towarzyszą ich pojawieniu się, przez znane, najbardziej popularne dokonania kultury, sztuki, itp. Stąd istoty, które mają spiczaste uszy i się elegancko zachowują nazywamy elfami, a balrogi, które w niczym nie przypominają fizycznie i fizjonomicznie, co lekko sugeruje w kilku miejscach, balrogów tolkienowskich tak zostały nazwane, bo ktoś tak je nazwał. Być może jakiś przyszłościowy żołnierz, fan Tolkiena.

 

P: Jako wydawca komiksów co sądzisz o obecnej sytuacji na rodzimym rynku - czy mamy zapaść, regres czy po prostu przesyt komiksowymi tytułami?

 

T.K.: Krótko to podsumowując, moim zdaniem polski rynek komiksowy dobrnął do takiego bardzo przełomowego momentu. Wznowiliśmy i wydaliśmy większość najbardziej znanych dokonań komiksowych świata. To nie znaczy, że nie ma wielu fajnych komiksów wciąż do wydania. Jednakże rzeczy stworzone przez najbardziej znanych autorów, tych którzy są filmowani, którzy dostali najwięcej Eisnerów itd., zostały w Polsce wydane. To punkt pierwszy. Punkt drugi - okazało się przez te dziesięć czy kilkanaście lat, kiedy ten rynek budujemy, że niestety nie przekroczyliśmy pewnego progu masowego odbioru komiksu. Można różne przyczyny na to znaleźć, to rzecz na osobną, długą dyskusję, ale fakt pozostaje faktem – w Polsce nie mamy masowego czytania komiksów. Nie mówię tu o komiksie dziecięcym, ale o komiksie dla starszego czytelnika. A na to nakładają się zjawiska bieżące. Mamy kryzys tak, a ponieważ mamy rynek niszowy, jeżeli na to nałoży się jeszcze kryzys, ogólny gospodarczy, to ludzie mają mniej pieniędzy to musi mieć wpływ bardzo niszczący na taki mały rynek. Ogólnie moja ocena sytuacji w Polsce jest taka, że będą się ukazywać komiksy, że będzie się ukazywać sporo dobrych komiksów, bo to trzeba powiedzieć, że w Polsce ukazuje się tak naprawdę sam wierzchołek tej piramidy komiksowej, światowej. Oczywiście gusta są różne, można o nich dyskutować, jeden lubi to, a drugi tamto, ale ukazują się u nas najbardziej znane dzieła, najbardziej znanych twórców - te, które dostają nagrody, te które mają największe nakłady, mało tu trafia średniaków i słabeuszy. Czytelnik polski dostaje bardzo dobrą ofertę i myślę, że będzie ją nadal dostawał, ale w mniejszych ilościach i w bardziej ograniczonym zakresie. Będzie to bardziej oferta komiksu undergroundowego, artystycznego, nazwijmy go umownie graphic novel, a nie komiksu mainstreamowego, komiksów z gatunku s-f, fantasy czy komiksu humorystycznego.

 

P: Patrząc z perspektywy lat na politykę Egmontu, zaczynaliście od pojedynczych europejskich albumów, potem nastał czas ekskluzywnych kolekcji, których trend w pewnym momencie się nasilił, czy przyszłość będzie należała do periodyków pokroju „Fantasy Komiks” czy zeszytów starwarsowych?

 

T.K.: My po prostu uznaliśmy, że rynek dystrybucji księgarskiej zabrnął w takie miejsce, że przestaje być atrakcyjny dla dużego wydawcy, jakim jest Egmont. Nasza aktywność na tym rynku jest uzależniona od znalezienia produktów, używam tego słowa celowo, które dotrą do większej liczby odbiorców, mówiąc wprost - dadzą większy obrót, więcej pieniędzy. Mali wydawcy, wydawcy których biuro mieści się w komputerze stojącym na biurku w ich prywatnym mieszkaniu, być może mogą funkcjonować na rynku, którego standardem są nakłady 800, 1000 czy 1500 egzemplarzy. Duża firma, Egmont jest stosunkowo dużym jak na rynek wydawniczy koncernem, nie może. Stąd nasze poszukiwania. „Gwiezdne Wojny” weszły bardzo fajnie to sprawiło, że odważyliśmy się na kolejne kroki. Podsumowując, „Fantasy Komiks” sprawuje się poniżej naszych oczekiwań, ale dajemy mu jeszcze szansę i czas. Wydaje nam się, że jeżeli udałoby się nam zbudować model dystrybucyjny, kioskowy dla tego pisma, bo trzeba powiedzieć, że jak na kioski to jest ono drogie, a jak na księgarnie bardzo tanie. Jest to drogi produkt o stosunkowo niskim nakładzie jak na kioski i bardzo dużym jak na księgarnie, bo mówimy tutaj o nakładzie 20 tysięcy egzemplarzy. Jeżeli udałoby się nam taki model zbudować dla tej gazety to byłaby możliwość budowania całej oferty, całego portfolio innych komiksów mainstreamowych. Na dzisiaj jesteśmy w fazie testów, tak to mogę powiedzieć.

 

P: Dziękuję za rozmowę.

T.K.: Również dziękuję.

 


Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...