"Psychoterapia Godzilli" - fragment
Dodane: 14-08-2010 06:47 ()
Joe R. Lansdale: Psychoterapia Godzilli
I: Uczciwa praca
W drodze do odlewni, gdzie pracuje, Godzilla widzi ogromny budynek, który wydaje się zrobiony z lśniącej miedzi i ciemnego, odbijającego słońce szkła. Dostrzega swoje odbicie w szybie i myśli o starych czasach. Zastanawia się, jak by to było zdeptać budynek, zionąc w niego płomieniami, zostawić na oknach czarny pocałunek palącym oddechem, a potem tańczyć w uniesieniu na zgliszczach.
Jeden dzień na raz, mówi sobie. Jeden dzień na raz.
Godzilla z całych sił zmusza się, by nie patrzeć na budynek. Mija go. Idzie do odlewni. Zakłada kask. Wpuszcza swój ognisty oddech do wielkiego zbiornika pełnego zużytych części samochodowych, zamieniając je w ciekły metal. Metal płynie rurami do nowych matryc na nowe części samochodowe. Drzwi. Dachy. I tak dalej.
Godzilla czuje, że napięcie nieco go opuściło.
II: Rekreacja
Po pracy Godzilla trzyma się z dala od centrum. Czuje napięcie. Po pracy trudno mu zaprzestać buchania płomieniami. Idzie do Ośrodka Rekreacji Dla Dużych Potworów.
Jest tam Gorgo. Jak zwykle spiła się oleistą morską wodą. Gorgo opowiada o starych czasach. Już taka jest. Zawsze stare czasy.
Wychodzą na zewnątrz i oddechami wypalają śmietnisko, codziennie składowane tam na użytek ośrodka. Kong jest na zewnątrz. Pijany jak świnia. Bawi się laleczkami Barbie. Ciągle to robi. W końcu wkłada lalki do kieszeni płaszcza, łapie się chodzika i kiwając się, mija Godzillę i Gorgo.
– Od czasu tego upadku jest do dupy. A tak w ogóle, o co chodzi z tymi małymi plastikowymi lafiryndami? Nie wie, że na świecie są prawdziwe kobiety?
Godzilla uważa, że Gorgo troszkę zbyt tęsknie spogląda za oddalającym się, wspartym chodzikiem tyłkiem Konga. Jest pewien, że w jej oczach widzi wilgoć.
Godzilla spala część śmieci na popiół, by się rozluźnić, co jednak na niewiele się zdaje. Przez cały dzień zionął ogniem, a teraz ledwo co rozładował wewnętrzne napięcie. To mu nie daje takiej satysfakcji jak odlewnia. Idzie do domu.
III: Seks i destrukcja
Tej nocy w telewizji leci film o potworach. To co zwykle. Wielkie bestie, miasto po mieście, sieją zniszczenie. Miażdżą przechodniów pod stopami.
Godzilla przygląda się spodowi swojej lewej stopy, patrzy na bliznę, jaka mu została po rozgnieceniu samochodów na płaskie naleśniki. Przypomina sobie, jak to było, kiedy między palcami wyciskał ludzi jak cytryny. Myśli o tym wszystkim i zmienia kanał. Przez dwadzieścia minut ogląda Pana Eda, wyłącza telewizor, masturbuje się, mając przed oczami wizje płonących miast i miażdżonych ciał.
Następnie, późno w nocy, budzi się zlany zimnym potem. Idzie do łazienki i szybko rzeźbi w kostkach mydła figurki ludzkich postaci. Rozgniata je między palcami, zamyka oczy i wyobraża sobie. Próbuje zapamiętać.
IV: Wycieczka na plażę i duży żółw
Niedziela. Godzilla idzie na plażę. Pijany potwór, który wygląda jak duży żółw, przebiega obok i zderza się z Godzillą. Obrzuca go wyzwiskiem, szukając zaczepki. Godzilla przypomina sobie, że żółw nazywa się Gamera.
Gamera zawsze oznacza kłopoty. Nikt nie lubił Gamery. Żółw był prawdziwym dupkiem.
Godzilla zgrzyta zębami i powstrzymuje płomienie. Odwraca się i idzie wzdłuż plaży. Mruczy tajemną mantrę, którą dostał od sponsora. Ogromny żółw idzie za nim, ciskając wyzwiska.
Godzilla pakuje plażowy sprzęty i idzie do domu. Za plecami słyszy żółwia, ciągle przeklinającego, ciągle nacierającego. To wszystko, co może zrobić, żeby nie reagować na dużego głupiego drania. Wszystko, co może zrobić. Wie, że nazajutrz pokażą żółwia w wiadomościach. Zniszczy coś albo sam zostanie zniszczony.
Godzilla myśli, że może powinien spróbować porozmawiać z żółwiem, namówić go na terapię dwunastu kroków. Tak powinien postąpić. Pomagać innym. Może żółw zaznałby trochę spokoju.
Ale z drugiej strony, można pomóc jedynie tym, którzy sami sobie pomagają. Godzilla uświadamia sobie, że nie zdoła zbawić wszystkich potworów tego świata. Same muszą podejmować takie decyzje. Zapisuje jednak w swoim umyśle uwagę, aby od tej pory uzbroić się w broszurki reklamujące terapię.
Później dzwoni do swojego sponsora. Mówi mu, że miał zły dzień. Że chciał podpalać budynki i walczyć z dużym żółwiem. Reptilicus mówi mu, że nic się nie stało. Miał już takie dni i znów je będzie miał.
Jak się już jest potworem, zawsze się nim pozostanie. Najważniejsze jednak, że potwór poddał się terapii i jest rekonwalescentem. Tylko jeden dzień na raz. To jedyny sposób, by być szczęśliwym. Nie można palić, zabijać i przeżuwać ludzi i tego, co stworzyli, nie płacąc za to poczuciem winy i różnorodnymi ranami od ciężkiej artylerii.
Godzilla dziękuje Reptilicusowi i rozłącza się. Przez chwilę czuje się lepiej, ale w głębi ducha zastanawia się, ile poczucia winy w sobie dusi. Myśli, że może tak naprawdę nienawidzi artylerii i strzelających rakietami odrzutowców, a nie poczucia winy.
V: Koniec odwyku
To dzieje się nagle. Traci nad sobą kontrolę. Wracając z pracy, widzi małą psią budę, a w niej śpiącego psa, leżącego częściowo na zewnątrz. W pobliżu nikogo nie ma. Pies wygląda na starego. Jest na łańcuchu. I tak jest prawdopodobnie nieszczęśliwy. Uwiązany. Znudzony. Nie ma wody.
Godzilla podskakuje i ląduje na budzie, rozpryskując psa na wszystkie strony świata. Spala uderzeniem swojego oddechu to, co pozostało. Podskakuje i wirując, ugniata palcami zgliszcza. Czarne popioły i upieczony pies prześlizgują się między palcami potwora, przypominając mu stare czasy.
Szybko ucieka. Nikt go nie widział. Czuje zawroty głowy. Jest tak oszołomiony, że z trudem idzie. Dzwoni do Reptilicusa, odpowiada mu automatyczna sekretarka. „W tej chwili nie ma mnie w domu. Wyszedłem czynić dobro. Proszę zostawić wiadomość, a oddzwonię.”
Godzilla słyszy sygnał.
– Pomocy – mówi Godzilla.
VI: Sponsor
Przez cały następny dzień w głowie Godzilli przewija się psia buda. W pracy myśli o psie, o tym, jak spłonął. Myśli o jego domku i o tym, jak się roztrzaskał. Myśli o swoim tańcu na zgliszczach.
Dzień ciągnie się w nieskończoność. Godzilla myśli sobie, że może po pracy znajdzie następną budę, następnego psa.
W drodze do domu rozgląda się uważnie, ale nigdzie ani śladu bud czy psów.
Po powrocie do domu widzi, że mruga jego automatyczna sekretarka. To wiadomość od Reptilicusa.
– Zadzwoń do mnie – mówi głos Reptilicusa.
Tak robi.
– Reptilicusie, wybacz mi, bo zgrzeszyłem – mówi.
VII: Otrzeźwiony. Rozczarowany
To, co mówi Reptilicus, niewiele pomaga. Godzilla drze ulotkę o dwunastu krokach. Kilkoma kawałkami podciera sobie tyłek, po czym wyrzuca wszystkie przez okno. Pozostałe wkłada do zlewu i podpala je oddechem. Spala stolik do kawy i krzesło, a kiedy kończy, czuje się źle. Właścicielka mieszkania będzie oczekiwała, że Godzilla kupi nowe sprzęty.
Włącza radio i leży na łóżku, słuchając jakiejś stacji ze starymi kawałkami. Po chwili zasypia przy głosie Marthy i the Vandellas śpiewających Heat Wave.
VIII: Bezrobotny
Godzilla ma sen. Przychodzi do niego Bóg, cały pokryty łuskami i zionący ogniem. Mówi Godzilli, że wstyd mu za niego. Że powinien bardziej się starać. Godzilla budzi się zlany potem. W pokoju nikogo nie ma.
Godzilla ma poczucie winy. Jak przez mgłę przypomina sobie, że przebudził się i poszedł zniszczyć część miasta. Naprawdę schlał się, ale nie potrafi sobie przypomnieć wszystkiego, co zrobił. Może przeczyta o tym w gazetach. Zauważa, że cuchnie jak zwęglone drewno i stopiony plastik. Między palcami ma jakieś paskudztwo i coś mu mówi, że to nie mydło.
Chce się zabić. Idzie poszukać pistoletu, lecz jest zbyt pijany, żeby go znaleźć. Pada na podłogę. Tym razem śni mu się diabeł. Wygląda tak samo jak Bóg, tyle że ma tylko jedną brew. Diabeł mówi, że przyszedł po Godzillę.
Godzilla pojękuje i walczy. Śni mu się, że wstaje i próbuje odepchnąć diabła, bezskutecznie zionąc na niego ogniem.
Godzilla budzi się późno następnego ranka, skacowany. Przypomina sobie sen. Dzwoni do pracy, że jest chory. Większość dnia przesypia. Tego wieczoru czyta o sobie w gazetach. Naprawdę narobił szkód. Spalił ogromną część miasta. W gazecie znajduje się bardzo wyraźne zdjęcie, na którym odgryza jakiejś kobiecie głowę.
Tej nocy dostaje telefon od kierownika fabryki. Kierownik widział gazetę. Mówi Godzilli, że go zwalnia.
IX: Pokusa
Następnego dnia przychodzą jacyś ludzie. Mają na sobie czarne garnitury, białe koszule, wypolerowane buty. Noszą odznaki. Mają też broń.
– Stanowisz problem – mówi jeden z nich. – Nasz rząd chce cię odesłać z powrotem do Japonii.
– Nienawidzą mnie tam – mówi Godzilla. – Spaliłem całe Tokio.
– Tutaj też narozrabiałeś. Na szczęście spaliłeś część dla kolorowych. W przeciwnym razie dobralibyśmy ci się do tyłka. Ponieważ tak się jednak nie stało, mamy dla ciebie ofertę pracy.
– Jaką? – pyta Godzilla.
– Ty pomożesz nam, my pomożemy tobie. – Następnie mężczyźni mówią mu, o co im chodzi.
X: Dokonywanie wyboru
Tej nocy Godzilla śpi źle. Wstaje i włącza na swoim małym odtwarzaczu składankę dla potworów. Tańczy po pokoju, jak gdyby dobrze się bawił, ale wie, że tak nie jest. Idzie do Ośrodka Rekreacji Dla Potworów. Widzi tam Konga, który siedzi na stołku i rozbiera jedną ze swoich lalek Barbie, obmacując palcami gładki plastik między jej nogami. Kong narysował tam rozcięcie, jakby waginę. Zdaje się, że niebieskim atramentem. Wokół linii centralnej dorysował włosy łonowe. Godzilla myśli, że ktoś powinien się nim zająć. To wcale nie wygląda na normalne.
Boże, nie chce skończyć jak Kong. Całkowicie otumaniony. Z drugiej strony jednak, gdyby miał lalki, które mógłby stopić, może to pozwoliłoby mu się rozluźnić.
Nie. Po tym, jak spróbował prawdziwego człowieka, czym mogła być dla niego lalka Barbie? To jak piwo bezalkoholowe. Jak rumowisko na zewnątrz ośrodka. Piwo bezalkoholowe. Odlewnia. Psychoterapia dwunastu kroków. To wszystko piwo bezalkoholowe.
XI: Pracując dla rządu
Godzilla dzwoni do dupków z rządu.
– W porządku. Zgadzam się.
– Dobrze – mówi gość z rządu. – Tak też myśleliśmy. Sprawdź pocztę. Znajdziesz tam mapę i instrukcje.
Godzilla wychodzi na zewnątrz i szuka w skrzynce. Znajduje szarą kopertę. W środku są instrukcje. Mówią: „Spal wszystkie miejsca zaznaczone na mapie. Jak skończysz, znajdziemy inne. Żadnych konsekwencji. Upewnij się tylko, że nikt nie przeżył. Jeśli wybuchną jakieś zamieszki, stłum je. Do ostatniego mężczyzny, kobiety i dziecka.”
Godzilla rozwija mapę. Są na niej czerwone znaki. Nad czerwonymi znakami widnieją napisy: Miasteczko Czarnuchów. Wioska Kitajców. Enklawa Białego Ścierwa. Wylęgarnia Pedziów. W Większości Demokraci.
Godzilla myśli o tym, co teraz może robić. Spontanicznie. Może palić bez poczucia winy. Może miażdżyć bez poczucia winy. I nie tylko to, przyślą mu jeszcze czek. Został wynajęty przez swój adoptowany kraj, aby go oczyścić z brzydkich plam.
XII: Ostatni krok
Godzilla zatrzymuje się przy pierwszym miejscu z listy: Miasteczku Czarnuchów. Widzi bawiące się na ulicach dzieci. Psy. Patrzących na niego ludzi, zastanawiających się, co u diabła tu robi.
Nagle Godzilla czuje jakieś poruszenie w środku. Wie, że go wykorzystują. Odwraca się i odchodzi. Kieruje się w stronę rządowej części miasta. Zaczyna od siedziby gubernatora. Wpada w furię. Sprowadzają artylerię, ale bez skutku. Godzilla szaleje. Jak za starych czasów.
Pojawia się Reptilicus z megafonem, próbuje namówić Godzillę, żeby zszedł z Great Monument Building, ale Godzilla nie słucha. Pali szczyt budynku swoim oddechem, schodzi niżej, pali więcej, schodzi niżej, pali więcej, aż do samej ziemi.
Pojawia się Kong i wiwatuje. Odrzuca chodzik i pełznie ulicą na brzuchu. Dociera do budynku, wstaje i zaczyna się wspinać. Kule świszczą, sypią iskrami wokół wielkiej małpy.
Godzilla patrzy, jak Kong dociera do wierzchołka budynku, zwisa na jednej ręce, a drugą, w której trzyma Barbie, wymachuje.
Kong wciska lalkę pomiędzy zęby. Szuka czegoś w zakamarkach futra i wyciąga nagiego Kena. Godzilla widzi, że Kong dorobił Kenowi coś w rodzaju penisa z plasteliny. Penis jest tak duży jak noga Kena.
Kong wrzeszczy:
– Taaa, zgadza się. Zgadza się. Jestem biseks, wy sukinsyny!
Pojawiają się odrzutowce i lecą na Konga. Rakieta trafia wielką małpę prosto w zęby. Barbie, zęby i mózg zdobią szarzejące niebo. Kong spada.
Z tłumu wychodzi Gorgo. Pochyla się nad małpą, bierze w ramiona i płacze. Dłoń Konga powoli otwiera się, ukazując Kena i jego odłamany penis.
Pojawia się latający żółw i próbuje przyćmić Godzillę, ale Godzilla ma to w nosie. Odrywa wierzchołek budynku, na który wspiął się Kong, i łomocze nim Gamerę. Nawet gliniarze i armia wiwatują.
Godzilla łomocze żółwia i łomocze, a ten rozpryskuje się po całej ulicy niczym podgrzany w mikrofalówce pudel. Kilku co szybszych przechodniów zbiera kawałki żółwiego mięsa, żeby zabrać je do domu i ugotować. Ponoć smakuje tak samo jak kurczak.
Godzilla przyjmuje na klatkę trzy rakiety, zatacza się, upada. Dookoła potwora gromadzą się czołgi.
Godzilla otwiera zakrwawioną paszczę i śmieje się. Myśli sobie: „Jeśli skończyłbym tu robotę, załatwiłbym też czarnych. Dopadłbym żółtych, białe ścierwa i homoseksualistów. Jestem niszczycielem, który wyznaje zasadę równych szans. Do diabła z terapią dwunastu kroków. Do diabła z ludzkością.”
Potem Godzilla umiera, brudząc całą ulicę. Żołnierze chodzą na paluszkach i zatykają nosy.
Później Gorgo bierze ciało Konga i odchodzi.
Reptilicus w wywiadzie dla telewizji mówi:
– Rany, Godzilla prawie dał radę. Prawie. Jeśli udałoby nam się dokończyć terapię, poradziłby sobie. Jednak nie potrafił wytrzymać presji społeczeństwa. Nie można go winić za to, co uczyniło z niego społeczeństwo.
W drodze do domu Reptilicus myśli o podnieceniu. Płonących budynkach. Strzelaninie. Tak jak za dawnych czasów, kiedy on, Godzilla, Kong i ten głupkowaty żółw byli młodzi.
Reptilicus myśli o lekceważeniu Konga, wymachującego Kenem, z Barbie w zębach. Myśli o Godzilli, śmiejąc się z tego, jak umarł.
Reptilicus czuje, że wracają do niego stare uczucia. Trudno je zwalczyć. Znajduje odosobnione miejsce i pogrążony w ciemności budynek. Sika do środka przez otwarte okno, a potem wraca do domu.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...