"Morderstwa i tajemnice" - recenzja

Autor: Przemysław Mazur Redaktor: Motyl

Dodane: 10-08-2010 17:49 ()


Pytania o genezę zła i śmierci frapują nasz gatunek co najmniej od chwili zaistnienia wczesnych form zapisu, a zapewne jeszcze wcześniej. Prób zmierzania się z tym tematem nie brak w mezopotamskiej literaturze mądrościowej, tradycji wedyjskiej czy zrośniętej z naszym obszarem kulturowym Biblii, gdzie najpełniej ów problem ujęto w Księdze Rodzaju i Hioba. Ze względu na swą oczywistą nośność, ów temat wciąż znajduje kolejnych twórców chętnych do wypowiedzenia się w tej materii. Przysłowiowe „trzy grosze” dorzucił od siebie również Neil Gaiman.

Wśród osób nawet powierzchownie zainteresowanych fantastyką czy komiksem, wspomnianego zazwyczaj nie trzeba przedstawiać, stąd też piszący te słowa z miejsca pozwoli sobie przejść do meritum. Opublikowany po raz pierwszy w roku 1998 zbiór opowiadań „Dym i lustra” (polski przekład z roku 2002) z reguły zgodnie oceniany jest jako literacki „średniak” zawierający jednakże kilka odznaczających się „perełek”. Za szczególnie udane uważane jest opowiadanie o nieco egzaltowanym tytule „Morderstwa i tajemnice”. Ów zwięzły, choć odznaczający się zarówno przemyślanym konceptem jak i siłą wyrazu utwór prędko został doceniony przez krytyków i czytelników oraz doczekał się adaptowania na potrzeby komiksu. Tegoż zadania podjął się twórca z pewnością nieszablonowy, bo P. Craig Russell, grafik o wyrazistej, z miejsca rozpoznawalnej kresce, który tworząc od wczesnych lat siedemdziesiątych miał okazję pracować nad adaptacjami m.in. opowiadań Michaela Moorcocka, Roberta Edwina Howarda oraz wydanego również u nas „Pierścienia Nibelungów”. W chwili publikacji polskiego tłumaczenia „Morderstw i tajemnic” ów ceniony za Wielka Wodą plastyk (o czym zresztą świadczą liczne nagrody – m.in. Eisnera za adaptacje „Koraliny” nomen omen Neila Gaimana w kategorii komiksu skierowanego do nastolatków) u nas pozostawał kompletnie nieznany. Mimo to magia nazwiska Gaimana zrobiła swoje i ów tytuł ponoć prędko znalazł licznych nabywców, do czego być może przyczyniła się zapowiedź rychłego przybycia tegoż pisarza do Polski (co zresztą miało miejsce w zaledwie miesiąc po premierze komiksu).

Z miejsca wypada zauważyć, że pomimo rozgrywania się niniejszej fabuły w realiach odmiennych niż tak bliskie Gaimanowi uniwersum DC/Vertigo rzeczony używa tu jednak motywów znanych również z kart jego sztandarowego cyklu. Wszak Srebrne Miasto to koncept obecny również w „Sandmanie”. Mimo to jak widać brytyjski prozaik nie mógł się powstrzymać od sięgnięcia po ów wymowny pomysł. Na tym jednak nie koniec, bowiem podobnie jak w „Księgach Magii”, również i tu Gaiman zapożyczył znanego z tradycji apokryficznej (m.in. z etiopskiej wersji „Księgi Henocha”) anioła Raguela utożsamianego przezeń z Duchem Zemsty znanym jako Spectre (swoją drogą P. Craig Russell wykonał dziewięć znakomitych okładek do czwartej serii z udziałem tej postaci). Zapewne nie tylko z przyczyn licencyjnych obecny tu Raguel odbiega jednak pod względem wyglądu od swego odpowiednika z DC Comics.  

Podobnie jak w pierwowzorze również i tu nurt fabuły toczy się dwutorowo. Pierwszy z nich ukazuje dwudziestoletniego Anglika swego czasu zaangażowanego w romans ze starszą odeń kobietą. Po dłuższej przerwie odwiedza ją w jej domu. I w tym momencie pojawia się istotna luka w jego pamięci. Niebawem napotyka podstarzałego osobnika, który w zamian za podarowanego papierosa usiłuje odwdzięczyć się opowieścią, w jego mniemaniu darem niegdyś bardzo cenionym. Prędko daje do zrozumienia, że jest – bo dlaczego nie? – aniołem… Lekko zaintrygowany młodzieniec mimo wszystko wsłuchuje się w treść opowieści przygodnie napotkanego mitomana. Wraz z jej rozpoczęciem wkraczamy na równoległy plan fabularny rozgrywający się na długo przed stworzeniem rzeczywistości, w momencie (o ile tego typu słowo jest adekwatne do realiów poprzedzających zaistnienie czasu), gdy zręby tego czym stanie się Kosmos dopiero nabierają kształtów w umysłach zaangażowanych ku temu aniołów. Przy tej okazji narzuca się spostrzeżenie, że wizja Gaimana zdradza wyraźne ślady inspiracji gnostyckimi koncepcjami. Ukazani tu aniołowie nie są bowiem jedynie uskrzydlonymi „przekaźnikami” woli Najwyższego, a współkreatorami podobnie jak Archonci z powstających w duchu wczesnego neoplatonizmu  apokryfów czy tolkienowscy Ajnurowie. Ta swoista koncepcja udatnie uatrakcyjnia niniejszą fabułę. W jej dalszej części Raguel (czyli gadatliwy starzec) dowiaduje się o swej wzbudzającej grozę funkcji „Gniewu Pana” oraz pierwszym zadaniu jakie mu przydzielono. Dotyczy ono zagadkowej śmierci jednego z aniołów imieniem Karasel, który jeszcze do niedawna uczestniczył we współtworzeniu Miłości. Pracując nad kolejnym, nie mniej odpowiedzialnym zjawiskiem zginął on w niewyjaśnionych okolicznościach. I właśnie ta sytuacja staje się zaczątkiem biegu spraw, które staną się przełomowe dla całej rzeczywistości.

Tak jak wyżej wspomniano za sprawą tej opowieści Gaiman zaskakująco spójnie usiłuje odpowiedzieć na pytanie, jakim to sposobem zaistniały zjawiska takie właśnie jak śmierć, miłość, zemsta czy upadek aniołów uchodzących swego czasu za doskonałych. Cieszą przy tej okazji znacznie większe pokłady subtelności niż u innych autorów działających na zbliżonym tematycznie gruncie. Bowiem twórca Sandmana nie sili się na ocenę rozwoju wypadków sugerując raczej, że mamy do czynienia z szeroko zakrojonym planem dalece przerastającym możliwości naszego pojmowania. A to korzystnie wyróżnia tegoż autora na tle ewidentnie przereklamowanego Ennisa, czy usiłującego nie stracić z widoku wysoko zawieszonej właśnie przez Gaimana poprzeczki. „Morderstwa…” udatnie komponują się z dokonaniami tegoż scenarzysty z doby rozpisywania cyklu o Władcy Snów stanowiąc istotną część jego osobistej egzegezy. Warto przy tym zaznaczyć, że treść tegoż tytułu to umiejętne, a zarazem wierne odwzorowanie literackiego pierwowzoru, za co uznanie należy się rzecz jasna Russellowi. Ci, którzy mieli okazję podczytywać opowiadanie nie muszą się jednak obawiać, bowiem narracja, mimo znajomości oryginału w żadnym wypadku nie nuży.

Podobnie jak w większość swych prac także i tu ilustrator koncentruje się na sylwetkach postaci akcentując elementy tła tylko wówczas, gdy są niezbędne dla podkreślenia dramaturgii danej sceny (np. ta, w której Lucyfer kroczy pośród mroku poza Srebrnym Miastem). Nie wszystkie wizerunki zaistniałych tu postaci Russell dopracował w stopniu zadowalającym, czego przykładem jest wyzbyty choćby śladowego wyrazu Azazel, osobnik szczególnie istotny w późnym judaizmie biblijnym. I chociaż pojawia się jedynie przez moment to jednak trochę żal tak powierzchownego potraktowania rzeczonego. Problematyczna, bo chyba aż nazbyt skrofuliczna może wydawać się również postać Lucyfera. Z drugiej strony jego eteryczny wygląd zdaje się nawiązywać do opisu z kart „Raju Utraconego”, tak lubianego przez Neila Gaimana.

Jak niemal zawsze także i tym razem mocną stroną stylistyki Russella są zbliżenia fizjonomii bohaterów z wprawnie ujętymi emocjami. Podobnie przy rozrysowywaniu form czysto abstrakcyjnych („pratworzywo”, z którego aniołowie kształtują zjawiska projektowanej rzeczywistości) ów grafik dalece wybija się na tle twórców rynku anglosaskiego. Niektóre kompozycje sprawiają wręcz wrażenie gotowych projektów witraży (m.in. szybujący ponad Srebrnym Miastem Raguel). Być może ilustrator nie od razu przekonuje do efektu swoich prac. Niemniej nie sposób odmówić mu unikalności jego stylistyki.

Adaptacja „Morderstw…” spotkała się z życzliwym przyjęciem i po dziś dzień uchodzi za jeden z najciekawszych tytułów w zawieszonej przez włodarzy Dark Horse linii „Maverick”. Skłoniła przy tym P. Craiga Russella do adaptowania kolejnych prozatorskich utworów Gaimana, czego efektem jest wzmiankowana „Koralina” (opublikowana zresztą i u nas w lutym 2009 roku). Jak można mniemać na tym wspomniany ilustrator nie poprzestanie, tym bardziej, że wciąż nie brak mu materiału do przekładania na język komiksu.

 

Tytuł: „Morderstwa i tajemnice”

  • Tytuł oryginału: „Murder Mysteries”
  • Adaptacja i oprawa graficzna: P. Craig Russell
  • Tłumaczenie z języka angielskiego: Paulina Braiter
  • Wydawca wersji oryginalnej: Dark Horse Comics
  • Wydawca wersji polskiej: Egmont Polska   
  • Czas publikacji oryginału: lipiec 2002 roku
  • Czas publikacji wersji polskiej: kwiecień 2003 roku
  • Okładka: miękka, lakierowana 
  • Format: 170x260mm
  • Druk: kolor
  • Liczba stron: 64
  • Papier: kredowy
  • Cena 17,90 zł

Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...