„Sandman”: „Pora mgieł” - recenzja
Dodane: 14-07-2010 22:00 ()
„Nie możesz zmienić przeszłości, ale przeszłość zawsze powraca, żeby zmienić Ciebie”. Gdyby Morfeusz mógł przeczytać „Białe jabłka” Jonathana Carrolla, z pewnością zgodziłby się ze słowami autora. Szczególnie w świetle wydarzeń przedstawionych na łamach czwartego twardookładkowego „Sandmana”, gdzie uczynek sprzed dziesięciu tysięcy lat odbija się echem w teraźniejszości.
Spotkanie rodzinne w ogrodach Losu inicjuje kolejną przygodę z udziałem władcy Śnienia. Oto jemu, jednemu z Nieskończonych, zwrócono uwagę, że w dalekiej przeszłości postąpił błędnie, źle, a nawet paskudnie. Historia sięga czasów, kiedy Morfeusz posiadał śmiertelną oblubienicę, którą w afekcie skazał na wieczne męki w realiach Lucyfera. Zaznajomiony z niegodziwością swego czynu, postanawia wyruszyć do Piekła i uwolnić Nadę. Jednocześnie Sen z Nieskończonych zdaje sobie sprawę, że podróż ta może być jego ostatnią, gdyż swojego czasu poniżył władcę Hadesu na oczach wszystkich demonów, a Lucyfer nie zapomina urazy, a już na pewno nie wybacza.
Dziadku, drogi Dziadku, nie chcemy jeszcze spać!
Postrzeganie Neila Gaimana jako jedynego ojca Sandmana, jest równoważne przekreśleniu dziesiątek, a może nawet setek lat, na przestrzeni których w literaturze, słowie czy na ekranie przewijała się postać Piaskuna. Protoplasta Morfeusza wywodzi się z folkloru niemieckiego i według wierzeń ludowych pomaga dzieciom zasnąć sypiąc im piasek do oczu. Jednak wizerunek Piaskuna w przeciągu lat podlegał ciągłym przekształceniom, a efekt końcowy nie zawsze był tak przyjazny dla otoczenia. Jedną z drastyczniejszych wizji zaprezentował Ernst Theodor Amadeus Hoffmann na łamach opowiadania „Der Sandmann”. W wersji autora szkrabom odmawiającym wizyty w krainie snów grożą odwiedziny Piaskowego Człowieka, który za karę „sypie im w oczy pełne garści piasku, tak że oczy krwawiąc wypadają z twarzy”. Mimo że Sandman Hoffmanna jest zupełnie różny od gaimanowskiego odpowiednika, w obydwu przypadkach mamy do czynienia z wykorzystaniem w opowieści elementów fantastyki i grozy.
Droga, jaką przebył Piaskun, by przyjąć postać Sandmana, dowodzi, że ostatecznie wszystko podlega zmianom. Neil Gaiman za pośrednictwem „Pory mgieł” przekonuje, że teza ta odnosi się także do istot i praw pozornie nieskończonych. Na łamach albumu Morfeusz kwestionuje decyzję, którą podjął dziesięć tysięcy lat temu, natomiast Lucyfer, Gwiazda Zaranna, nieoczekiwanie podważa swoją rolę, a nawet sens i potrzebę uczestnictwa w czarno-białym porządku narzuconym przez Pana Stworzenia.
Jednym z najciekawszych elementów opowieści jest gaimanowska kreacja upadłego anioła, który całkowicie wyrywa się z objęć konwencjonalnej definicji diabła. Komiksowy Lucyfer, wbrew powszechnie panującej opinii, nie czerpie przyjemności z torturowania martwych śmiertelników ani nie zabiega o jak największą liczbę dusz. Autor odczytuje Gwiazdę Zaranną na nowo, w kategoriach części planu Boga, ofiary pomówień oraz biernej postawy w obliczu rozwoju wydarzeń. Oryginalna konstrukcja postaci okazała się na tyle udana, że ostatecznie upadły anioł doczekał się własnej serii komiksowej dorównującej ilością zeszytów samemu „Sandmanowi”.
Gaimanowskie babuszki
Trzonem scenariusza „Pory mgieł” jest pozornie prosty pomysł, który raptownie staje się zalążkiem kolejnej rozbudowanej opowieści. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiają się kolejni bohaterowie: bogowie z mitologii skandynawskiej, egipskiej i japońskiej, przedstawiciele krain Porządku i Chaosu, mieszkańcy Piekła, reprezentanci Nieba oraz posłańcy z Magicznej Krainy. Na tle jednej, szeroko zakrojonej opowieści autor prowadzi kilka pomniejszych historyjek traktujących o losach niektórych z nowo przybyłych postaci. Kunszt Gaimana przejawia się nie tylko w znakomitym scenariuszu, ale także w płynnej wędrówce pomiędzy wieloma wątkami bez utraty integralności opowieści.
Z charakterystycznym stylem Kelley Jones polski czytelnik mógł się zaznajomić jeszcze na łamach tm-semicowego „Batmana”. Spośród szerokiego wachlarza artystów będących współautorami „Pory mgieł”, to właśnie jego prace zdobią największą liczbę stron albumu. Jones, poprzez nastrojowe, spowite mrokiem ilustracje, kapitalnie oddaje nieziemską atmosferę, aurę niesamowitości, niepokoju, a nawet grozy. Rysunki są klarowne i uporządkowane, zaś intensywne cieniowanie nadaje uwięzionym w kadrach kształtom pożądanego efektu głębi. Upiornie blada postać Morfeusza rzadko kiedy prezentowała się tak dobrze.
Wesołe jest życie staruszka
„Sandman” porusza wyobraźnię polskich czytelników od września 2002 roku. Na przestrzeni pięciu lat wydawnictwo Egmont opublikowało siedemnaście albumów zawierających wszystkie 75 zeszytów wchodzących w skład cyklu Mimo słusznego wieku gaimanowskich opowieści (w Stanach Zjednoczonych „Sandman” zadebiutował w 1988 roku), tytuł po dziś dzień cieszy się niesłabnącą popularnością. Świadectwem tego są twardookładkowe wznowienia niegdyś wydanych historii, które w zastraszającym tempie znikają z półek księgarń. „Pora mgieł” pokazuje jak pięknie potrafi się zestarzeć wyśmienita seria komiksowa. Zawarte na łamach albumu treści wciąż są jednakowo świeże i porywające, zaś twarda oprawa i papier kredowy nadają mu należny, ekskluzywny charakter. Pierwszy tom hardcoverowego „Sandmana”, który został wydany stosunkowo niedawno, gdyż w 2006 roku, już doczekał się reedycji z racji wyprzedanego nakładu. Trudno o piękniejszą wizję komiksowej starości.
Tytuł: Sandman tom 4: Pora mgieł
- Scenariusz: Neil Gaiman
- Rysunki: Kelley Jones, Mike Dringenberg, Malcolm Jones III, Matt Wagner,
- Dick Giordano, George Pratt, P. Craig Russell
- Tłumaczenie: Paulina Braiter
- Wydawca: Egmont
- Data publikacji: 17.05.2010 r.
- Oprawa: twarda
- Strony: 224
- Druk: kreda
- Format: 170x260 mm
- Cena: 89,90 zł
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie komiksu do recenzji.
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...