"Baby Blues" tom 2: "Ona już to robi!" - recenzja
Dodane: 14-06-2010 23:01 ()
Po zamieszaniu wywołanym pojawieniem się w rodzinie MacPhersonów małej Zoe i wywróceniem do góry nogami życia jej rodziców, spotykamy się z dobrze nam znaną trójką bohaterów serii w tomie po tytułem „Ona już to robi!”. Znajdujemy się oto na kolejnym etapie rozwoju, przede wszystkim rozwoju malucha.
Co się zmieniło? Rodzice wciąż przypominają zombie, a ich największym marzeniem jest spokojny, chociaż kilkugodzinny sen w nocy. Wanda kąpie, przewija, przebiera, smaruje, prasuje, pierze, bawi się, karmi, spaceruje, przytula, uspokaja. Daryl chodzi do pracy, zajmuje się Zoe po powrocie do domu, gdzie oczekuje go siedząca jak więzień z dzieckiem żona, złakniona jakichkolwiek wieści z zewnętrznego świata. Za to wielkie zmiany dotyczą najmłodszej z rodziny – otóż Zoe rozpoznaje rodziców, uśmiecha się do nich, wyrasta z ubranek, przekręca się z plecków na brzuch, zjada inne rzeczy niż mleko, raczkuje. Zaczyna też bywać w wielkim świecie: odwiedza zoo, udaje się do fotografa – aczkolwiek każde takie wyjście wymaga zabrania ze sobą prawie całej ciężarówki rożnych przydatnych i absolutnie niezbędnych akcesoriów. Zoe przyjmuje też gości – dziadków, koleżanki swojej mamy z pracy.
W życiu rodziny MacPhersonów dużo się dzieje: „świat zewnętrzny” w końcu upomina się o Wandę, która dostaje telefon z propozycją powrotu do pracy, co rodzi kolejne dylematy. Zoe potrzebuje mamy, ale rodzina odczuwa deficyt środków finansowych. W końcu Wanda rozpisuje na kartce wady i zalety pozostania w domu: otóż zaletą będzie spędzanie 24 godzin z dzieckiem a wadą… spędzanie 24 godzin z dzieckiem. Jakże prawdziwe dylematy prawie każdej młodej matki… Ponadto państwo MacPherson poza ciągłymi wątpliwościami czy używać pieluszek jednorazowych, przyczyniając się do zatruwania środowiska naturalnego, już zaczynają zastanawiać się czy Zoe powinna pójść na uniwersytet czy może wcześniej popracować, a także co ma założyć na rozdanie dyplomów…
Do domu obok wprowadzają się nowi sąsiedzi, których dziecko nosi oryginalne imię Bogart i jest… irytująco grzeczne – przesypia całą noc do 9 rano, nie płacze, nie grymasi, nie dostaje szału przy ludziach… - budzi to pytanie czy do Zoe przypadkiem nie dołączono gwarancji umożliwiającej złożenie reklamacji. Koniec końców, Wanda stwierdza jednak, że takie idealne życie z idealnym dzieckiem nie byłoby jednak prawdziwe.
Daryl ulega wypadkowi samochodowemu, który sprawia, że zaczyna on doceniać rzeczy najistotniejsze i najważniejsze w życiu oraz każdą chwilę spędzaną ze swoją małą córeczką – no może poza tymi, podczas których czeka go zmiana pieluszki. Wanda zaś przeżywa frustrację związaną z tym, że Zoe pięknie mówi ta-ta, a uparcie odmawia nauczenia się połączenia sylab ma-ma.
Poza rzeczami odnoszącymi się do małej Zoe bardzo trafne obserwacje pojawiają się odnośnie odporności mężczyzn na ból i złe samopoczucie. Otóż Wanda usuwająca z palca Daryla pensetą drzazgę musi wysłuchiwać zawodzeń i narzekań oraz oskarżeń o próbę zabicia – oto dlaczego panowie nie rodzą dzieci. Potem, gdy tatuś zachoruje, bo złapie przeziębienie od dziecka, znosi to znacznie gorzej niż kilkumiesięczny maluch – narzekaniom, żądaniom oraz skargom i zażaleniom nie ma końca. Chyba znamy to z autopsji – prawda drogie panie?
Kolejny tom serii „Baby Blues” wciąż stoi na wysokim poziomie – spostrzeżenia autorów dotyczące życia z małym dzieckiem są tak samo celne, dowcipne i prawdziwe jak w tomie poprzedzającym obecny – „To będzie trudniejsze niż myśleliśmy”. Obserwacje udaje się zamknąć w jednym rysunku, czasem rozciągają się na dłuższą historię. Zarówno w jednym jak i drugim przypadku jest to tak samo interesujące i wciągające. Autorzy nie skupiają się wyłącznie na dziecku, ale mamy tu szereg informacji o tym jak funkcjonują rodzice, jak zmieniają się priorytety i relacje damsko-męskie po przyjściu na świat potomka, bo przecież istnieje jeszcze jakieś życie poza dzieckiem, prawda? PRAWDA???!!!
Drugi tom sprawia, że jeszcze bardziej wrasta się w rodzinę MacPhersonów, czekając na następne części serii. Najlepszym jego podsumowaniem okazują się być przemyślenia Daryla nad rachunkami, brakiem pieniędzy na koncie, zerowym stanem oszczędności, zakończone buziakiem Zoe i filozoficznym stwierdzeniem „jak można być tak spłukanym i tak bogatym jednocześnie” oraz Wandy, która uwielbia bycie matką, jest z tego dumna, tylko nie chciałaby wyglądać jak matka.
I na sam koniec jako zachęta do sięgnięcia po „Ona już to robi!” mała zagadka, będąca próbką humoru prezentowanego przez autorów. Pytanie dla tych, którzy są jeszcze bezdzietni, a myślą o posiadaniu potomstwa lub wybierają się do znajomych i chcą kupić ich dziecku prezent, a także dla rodziców maluchów, które jeszcze samodzielnie się nie bawią - jaki przedmiot okaże się najbardziej interesujący dla dziecka? Do wyboru mamy pluszowego misia, matę edukacyjną, pałąk gimnastyczny z grzechotkami oraz martwą muchę. Tak, macie rację - martwa mucha wygrała!!!
Tytuł: "Baby Blues": "Ona już to robi!"
- Autorzy: Jerry Scott, Rick Kirkman
- Tłumaczenie: Małgorzata Białecka
- Wydawca: Egmont
- Data wydania: 02.2010
- Oprawa: miękka
- Format: 21.5 x 22.5 cm
- Papier: matowy
- Druk: cz-b.
- Ilość stron: 128
- Cena: 29,90 zł
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...