"Historia bez bohatera" - recenzja
Dodane: 31-05-2010 16:12 ()
Trudno o bardziej trafiony wybór do kolekcji „Plansze Europy” niż „Historia bez bohatera”. Ów swego czasu prekursorski tytuł to owoc współpracy dwóch klasyków gatunku: Jeana Van Hamme’a i Dany’ego (czy jak kto woli Daniela Henrotina). Pierwszego z wymienionych nikomu nie trzeba przedstawiać. Drugi z kolei, znany m.in. z urokliwych, podrasowanych subtelną erotyką historyjek takich jak „Blagues Coquines”, niezmiennie zaliczany jest do grona najwybitniejszych grafików tworzących na potrzeby rynku frankofońskiego.
Nic dziwnego, że pomimo upływu przeszło trzydziestu lat komiks wspomnianej spółki autorskiej tylko w niewielkim stopniu stracił na swej wymowie. Początek opowieści przenosi nas w głąb amazońskiej puszczy, gdzie pośród zgliszczy rejsowego samolotu koczuje grupa ocalonych z kraksy pasażerów. To z kolei daje asumpt do przyjrzenia się postawom dalece zróżnicowanych osobowości – od pianisty, poprzez nastoletniego dziedzica rodziny przemysłowców, aż do przedstawiciela lokalnej junty wojskowej - w ekstremalnie trudnych warunkach. Brak kontaktu ze światem zewnętrznym, poczucie beznadziei oraz konflikty wewnątrz grupy generują emocjonującą fabułę, swoiste „realisty show”. Całość skonstruowano według modelu narracyjnego, który swobodnie broni się również obecnie. Scenarzyście tym bardziej należy się uznanie, bo rzecz po raz pierwszy opublikowano 33 lata temu! Sylwetki zaistniałych tu postaci sprawiają wrażenie przekonujących w swych motywacjach. Jedynym mankamentem wydaje się odczucie zbyt „westernowego” podziału na „dobrych” i „złych”. Widać to aż nazbyt dobrze na przykładzie generała Juana Largo, przerysowanego w swej karykaturalności osobnika o cechach latynoamerykańskiego despoty. Z drugiej strony trudno odmówić mu wyrazistości, a to właśnie tego typu osobowości zwykły dłużej gościć w czytelniczej pamięci.
Na kartach „Dwadzieścia lat później” autorzy ponownie sięga po grupę postaci znanych z macierzystego albumu. Tym razem rzecz rozpisano według standardów znacznie bliższych typowym „sensacyjniakom”, w której to konwencji, o czym zresztą świetnie wiedzą polscy czytelnicy, Van Hamme czuje się wyśmienicie. I niestety wypada przyznać, że ów twórca dał się ponieść swojemu uwielbieniu dla tegoż gatunku. „Dwadzieścia lat później” to wartka i rzetelnie rozpisana opowieść, która z pewnością broniłaby się jako osobny byt fabularny. Pech w tym, że jest to kontynuacja tytułu, który zapisał się w annałach europejskiego komiksu jako dzieło wyjątkowe i do pewnego stopnia wyprzedające swoje czasy. Porównanie wyda się może aż nazbyt śliskie, niemniej piszącemu te słowa przychodzi na myśl skojarzenie znacznie bliższe naszemu „podwórku” – „Człowiek z Marmuru” i „Człowiek z Żelaza”. Oba, ściśle z sobą powiązane filmy po dziś dzień cieszą się zróżnicowaną oceną. Pierwszy z nich, nowatorski, z odwagą i wyczuciem podsumowujący trzy dekady dziejów PRL; drugi, równie sprawnie zrealizowany, ale jednak już bez wcześniejszej świeżości ujęcia, stanowiący niemal reportażowy zapis bieżących wydarzeń. A to sprawia, że w ogólnym odczuciu kontynuacja najzwyczajniej nie dorosła do pułapu pierwowzoru. Analogicznie rzecz się ma w przypadku dzieła Van Hamme’a i Dany’ego. Toteż wypada skonstatować, że dalszy ciąg „Historii bez bohatera” to również swoisty klasyk - „odcinania kuponów” od niegdysiejszego sukcesu. Stąd trudno wyzbyć się odczucia swoistego dysonansu. Stwierdzenie, że pomysłodawca „Thorgala”, „XIII” i całego tabunu innych postaci zepsuł swój własny pomysł byłoby znacznym nadużyciem. Niemniej w przypadku „Dwadzieścia lat później” mamy do czynienia z kompletnie innym typem komiksu niż kameralna i rozgrywająca się w de facto zamkniętej przestrzeni „Historia…”. Najzwyczajniej rzecz ujmując, bliższa gatunkowo jest seriom Van Hamme’a takim jak „Wayne Shelton” czy „Largo Winch”. I chyba właśnie w ramach którejś z nich powinna była zaistnieć niniejsza fabuła…
Z drugiej strony ów „reprint” zapewne przyczynił się do przypomnienia tej wyjątkowej opowieści, a zarazem zaprezentowania jej nowemu pokoleniu czytelników. Przy okazji dał nam również możliwość zaobserwowania ewolucji warsztatu graficznego Dany’ego. W pierwszym reprezentuje on stylistykę charakterystyczną dla maniery stosowanej w większości ówczesnych komiksów frankofońskich, którą w skrócie można byłoby określić jako byt pośredni pomiędzy konwencją realistyczną, a humorystyczną. Identyczna taktykę eksploatowali wówczas m.in. Jean-Claude Mézières („Valerian”) czy Christian Denayer ("Les Casseurs"). Widać to zwłaszcza na przykładzie początkowych plansz „Historii…”. Im dalej, tym finezyjna kreska rysownika nabiera realizmu i dosłowności. Stopień uszczegółowienia, według wzorców klasycznej szkoły frankofońskiej jest tu znaczny, a mimo to nie przytłacza ogólnego odbioru opowieści. Gestykulacja, mimika, sposób kadrowania – wszystko to zdaje się ujęte wręcz idealnie. Podobnie rzecz się ma z cieszącą oko, ciepłą kolorystyką pierwszej opowieści. W „Dwadzieścia lat później” barwy sprawiają wrażenie nieco przygaszonych, co nie zmienia faktu, że Dany nadal imponuje jakością swego warsztatu. Bardzo udanie prezentuje się również okładka wydania zbiorczego. Całość zawiera ponadto reprodukcje okładek poprzednich wydań „Historii bez bohatera” wraz z wyborem szkiców koncepcyjnych.
Fabularne uproszczenia w drugiej ze składających się na ten tom opowieści nie psują ogólnego, bardzo dobrego odbioru, o ile rzecz jasna toleruje się tego typu konwencje. Dla sympatyków komiksu frankofońskiego, czy też komiksu środka w ogóle będzie to udana lektura.
Tytuł: „Historia bez bohatera. Dwadzieścia lat później”
- Scenariusz: Jean Van Hamme
- Rysunki: Dany
- Wydawca: Egmont Polska
- Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
- Czas publikacji: 17.05.2010 r.
- Druk: kolor
- Okładka: twarda, lakierowana
- Format: 21,5 x 29
- Papier: kredowy
- Liczba stron: 130
- Cena: 75 zł
Komentarze do starszych artykułów tymczasowo niedostępne...